Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Twoją miłość do żużla podobno zapoczątkował brat?
Siergiej Gołownia, działacz sportowy, przedstawiciel klubu Ukraina Równe: Mój brat był fajnym człowiekiem. Wziął mnie na żużel, kiedy miałem dwa lub trzy lata i tak się zaczęło. Jak to młodszy brat, cały czas byłem koło niego. Pierwsze zawody, które pamiętam, to Puchar Par ZSRR w 1988 roku, miałem wtedy cztery lata, a na owalu w Równem jeździło po sześciu zawodników. Tak samo polubiłem heavy metal i do dzisiaj wolę tę starszą muzykę od nowszej. Nawet teraz, po śmierci, w jakimś sensie mi pomoże, bo nasze prawo zakłada, że jeśli ktoś z twojej rodziny zginął na wojnie, to po kilku miesiącach możesz otrzymać zgodę na wyjazd za granicę.
Kiedy i jak trafił na front?
Poszedł w styczniu do armii na ochotnika. Najpierw przez półtora miesiąca uczył się na poligonie wojskowym, a później od razu trafił półtora kilometra od linii frontu.
Od tego momentu się nie widzieliście?
Rozmawialiśmy tylko telefonicznie kilka razy.
Kiedy ostatni raz?
Najpierw rozmawialiśmy, jak przebywał na poligonie. Potem pojechał na wschód, bliżej Charkowa. Ostatni raz gadaliśmy pod koniec września. Później pisałem do niego, dzwoniłem, ale nie odbierał. Wcześniej mi jeszcze napisał, że był na pozycji, wszystko jest w porządku i mamy się nie martwić. Następnego dnia rano jego żona mi powiedziała, że trafił do szpitala. Po kilku tygodniach znowu pojechał na front i już nie wrócił. Zginął pod Kupiańskiem.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Jak wygląda sytuacja u was, w Równem?
Ostatnio jedna rakieta trafiła w elektrownię.
Macie cały czas prąd oraz ciepło?
Tak, wszystko pracuje. My jesteśmy położeni bardziej na zachód, gdzie jest bezpieczniej. Wszystkie problemy są na wschodzie i to jest straszne.
Czym się obecnie zajmujesz?
Kiedyś byłem bardziej organizatorem zawodów. Teraz więcej pracuję z samymi zawodnikami. Aczkolwiek, gdy skupiliśmy się bardziej na nich, poprawiły się nasze wyniki. W ostatnich latach mamy spore sukcesy na silnikach o mniejszej pojemności.
Żużel w waszym mieście jest mocno zakorzeniony?
Ludzie w Równem są zaciekawieni "czarnym sportem" od dawnych lat, od 1959 roku. Bywały czasy, kiedy było lepiej, ale też, gdy było gorzej. Obecnie udaje nam się dalej funkcjonować i pracować, nie tylko z zawodnikami, którzy już jeżdżą, lecz także namawiać młodych.
Dużo jest chętnych?
Oczywiście, że tak. Rodzice też chcą zapisywać dzieci do klubu. Tylko do tego potrzebne są pieniądze. Niestety niewielu stać na kupno sprzętu i czekają, aż klub to zrobi.
Młodzi oglądają teraz takich zawodników jak Marko Lewiszyn czy Nazar Parnicki, który również stał się dla nich przykładem. Wielu podziwia Romana Kapustina, który dwa razy z rzędu był mistrzem Ukrainy i zajął drugie miejsce w Pucharze MACEC.
Macie chyba najlepsze pokolenie w historii ukraińskiego żużla?
Zaczęliśmy dużo pracować. Wiele pokazano nam w Polsce. Oczywiście, ci najlepsi są teraz w waszym kraju. Aczkolwiek młodsi uczą się u nas. Wielu ludzi nie rozumiało, po co wysyłać naszych zawodników do Polski. Odpowiadałem im, że tacy młodzi chłopcy muszą się wybijać, aby zacząć zarabiać z tego, co robią. Bez tego nie ma na to szans.
Naszą filozofią jest zrobienie wszystkiego, co w naszej mocy, aby szkolić adeptów i później oddawać ich do Polski. Chcemy, aby tam się rozwijali. A po zakończeniu wojny prezentowali się w naszym kraju, nie tylko na międzynarodowych turniejach pokazowych, ale także w oficjalnych eliminacjach mistrzostw świata oraz Europy, które mamy nadzieje znów będą odbywać się w Równem po zakończeniu wojny.
Osobiście zajmuję się tym wszystkim już 10 lat, dlatego posiadam bazę około 30 różnych motocykli, o różnych pojemnościach. Do tego sporo części. Mamy więcej motorów niż zawodników. Jeśli potrzeba coś wymienić, to kupujemy nowe elementy w Polsce. Gdy w tym roku chcieliśmy, aby Makaro Lewiszyn pojechał na mistrzostwa Europy 250cc, dogadaliśmy się z Brianem Kargerem na dwa silniki, używane jednorocznie, po jednym serwisie.
Ty w ogóle nie możesz wyjeżdżać za granicę?
Możemy wyjeżdżać na czas dwóch dni przed i dwóch dni po zawodach mistrzostw świata lub Europy. Na to zgodę wyraża Ministerstwo Sportu. Jestem trenerem i mogę wtedy przekroczyć granicę.
Ukraińcy obawiają się przyszłości po wygraniu przez Donalda Trumpa wyborów w Stanach Zjednoczonych?
Wszyscy czekamy do 20 stycznia, gdy będzie już oficjalnie prezydentem USA. Obiecał, że następnego dnia będzie już pokój. Wszyscy w to wierzymy. Nikt nie chce iść na wojnę. Nikt nie chce kolejnych śmierci. Nikt nie chce stracić swoich bliskich.
Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
***
Siergiej Gołownia od 10 lat oddaje się żużlowi w Ukrainie, a dokładnie w Równem. To właśnie tam istnieje najprężniej działający ośrodek "czarnego sportu" w tym kraju. W przeszłości klub z 250-tysięcznej miejscowości występował nawet w polskiej lidze. W barwach tej drużyny w sezonie 2011 jeździł, chociażby Piotr Świst, jeden z najlepszych żużlowców w naszym kraju w latach 90.
Wojna, która trwa od 2022 roku, mocno utrudniła funkcjonowanie ośrodka, znajdującego się 200 kilometrów od granicy z Polską. Mimo wszystko klub, na którego czele stoi Siergiej Gołownia, cały czas szkoli młodych adeptów. To właśnie stamtąd do Leszna przyjechał Nazar Parnicki, który szturmem podpił serca polskich fanów. Ukrainiec uznawany jest za jednego z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia. W kolejce czekają jeszcze następni utalentowani młodzi zawodnicy.
Siergieja Gołownię w połowie listopada spotkała ogromna rodzinna tragedia. W walce obronnej swojego kraju przed napastnikiem z Rosji zginął jego starszy brat - Rusłan, który w styczniu poszedł do armii na ochotnika. Od tego czasu kontaktował się z żoną oraz pozostałą rodziną wyłącznie telefonicznie.