Ze zgliszczy odbudował klub i dał Lublinowi mistrza świata. Marzył o złocie, które przyszło dzień po jego odejściu

Materiały prasowe / Na zdjęciu od lewej: Tadeusz Supryn, Hans Nielsen
Materiały prasowe / Na zdjęciu od lewej: Tadeusz Supryn, Hans Nielsen

Gdy przychodził, bieda piszczała w lubelskim klubie, a doszedł do poziomu, w którym dogrywał kontrakt z wielokrotnym mistrzem świata Hansem Nielsenem. Od nędzy do pierwszych stron gazet.

Wrócił z Warszawy, by odbudować rozsypany klub

Tadeusz Supryn zdecydowaną większość swojego życia był oddany sportowi żużlowemu. Studiował na AWF w Białej Podlaskiej. Zrobił specjalizację ze sportu żużlowego. Później pracował we władzach związku, gdzie nabrał olbrzymiego doświadczenia, które przydało się później w lubelskim klubie. Wrócił do miasta, w którym okazał się bardzo potrzebny.

Gdy Motor Lublin opuścił najwyższą klasę rozgrywkową w 1983, to w zespole doszło do sporych zmian. Stery nad zespołem przejął trener Witold Zwierzchowski, a do sekcji przyszedł Tadeusz Supryn, który odmienił losy lubelskiego zespołu pod względem organizacyjnym. Sytuacja, z którą musiał się zmierzyć, była bardzo trudna.

- Gdy wracałem do Lublina, by podjąć pracę w Lublinie, to klub był w rozsypce. Krok po kroku, z Witkiem Zwierzchowskim i mechanikiem Krzysiem Góralem doszliśmy do wicemistrzostwa Polski - mówił Tadeusz Supryn w książce "MORAN - Na żużel nigdy nie jest za późno".

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Czarnecki, Janowski i Holder gośćmi Musiała

Faktycznie, po spadku Motor momentami balansował na krawędzi bankructwa. Był nawet moment, że w jednym ze spotkań lublinianie nie mieli nawet wystarczającej liczby motocykli dla zawodników.

Duże zaangażowanie Supryna, praca trenerska Zwierzchowskiego i Ryszarda Bieleckiego oraz Górala sprawiła, że Motor znów zaczął pukać do bram najwyższej klasy rozgrywkowej. Supryna bardzo dobrze pamięta Jerzy Głogowski.

- Był niesamowicie inteligentny, widać było, że jest wykształcony. Dysponował dużym potencjałem organizacyjnym. Przyszedł z PZM. Miał pewne doświadczenie życiowe, które się przydało w pracy w Lublinie. Obserwował wielu zawodników. Wiedział, z których można coś więcej wyciągnąć, aby drużyna skorzystała.

Krok po kroku Motor stawał na nogi, aż zaczął zgłaszać aspiracje do awansu do pierwszej ligi (ówczesnej Ekstraligi). Warunki pracy nie były łatwe, ale mimo to Supryn stawał na głowie, aby niczego zawodnikom nie brakowało.

Tadeusz Supryn w rozmowie z Władysławem Gollobem
Tadeusz Supryn w rozmowie z Władysławem Gollobem

- Często jak coś widział, to podpowiadał. Miło go wspominam, choć był kierownikiem sekcji, to mieliśmy dobre relacje. Ciężko było w tamtym okresie. Wspomagał nas, bo zdarzało się, że po meczach nie było pieniędzy. Pieniądze szły na jakieś inne potrzeby. Istniał problem wielosekcyjny. Prowadzenie drużyny nie było łatwe. Był wymagający. Starał się, aby wszystko było dograne. Bolały go nasze słabe występy w meczach. Momentami surowy. Nie głaskał po głowie. Pytał i chciał rozwiązywać problemy. Zawodnicy czuli przed nim respekt. Co miał na sercu, to na języku. Pomocny, nawet w sprawach prywatnych - twierdzi były lider Motoru.

Supryn konsolidował drużynę, a czasy były takie, że większość zawodników pochodziła z Lublina.

- Sprawił, że na wynik pracował każdy. Mieliśmy spotkania i narady przed meczami. Pytał o opinię Marka Kępę i mnie, odnośnie jakiegoś przeciwnika, żeby ten mecz wygrać, odpowiednio poustawiać. Liczył się z naszym zdaniem, nie traktował nas przedmiotowo. Sprzęt był bardzo trudno dostępny, ale jego praca przyczyniała się do tego, że trochę sprzętu dobrego dostaliśmy - mówi Głogowski.

Po fenomenalnym sezonie 1989, w którym główne role odgrywali Marek Kępa, Jerzy Głogowski oraz młodzieżowcy Dariusz Śledź i Jerzy Mordel Motor znów miał jeździć z najlepszymi.

Planowali utrzymać ligę, a wyszedł Hans Nielsen 

Awanse i szybkie spadki, tak w skrócie można było podsumować jazdę Motoru w najlepszej lidze. W 1990 zastanawiano się, co zrobić, by historia się nie powtórzyła. - Nie było żadnej gwarancji, że nam się powiedzie. Dotychczas Motor szybko żegnał się z ligą. Tadeusz chciał się zapisać w historii i utrzymać się, co wcześniej się nie udało. Stąd jego pomysły, które w pewnym sensie zmieniły polską ligę na zawsze - wyjaśnia Głogowski.

- Tata chciał być przygotowany na najgorszy scenariusz. Od rana do wieczora był oddany temu sportu. Chodziliśmy z nim na mecze. Gdy wracaliśmy do domu, on jeszcze długo siedział na stadionie i pracował. Był zaangażowany i pracowity. Żużel ciągle gościł w naszym domu. Przychodzili do nas zawodnicy, mechanicy, trener. Nigdy się nie przechwalał tym, czego dokonał dla Motoru i polskiego żużla - tłumaczy syn Tadeusza Supryna, Marek.

Tadeusz Supryn w środku. Z prawej Jerzy Głogowski
Tadeusz Supryn w środku. Z prawej Jerzy Głogowski

W podobnym tonie o byłym kierowniku sekcji wypowiada się Jacek Ziółkowski.
- Tadeusz nigdy nie był zaskoczony trudnościami, a wręcz na nie przygotowany. To, co w mojej opinii najbardziej go wyróżniało to spokój na meczach, nie tracił zimnej krwi. Bardzo spokojnie podchodził do zawodów. Nie okazywał emocji.

Pierwszym transferem istotnym transferem był Dariusz Stenka, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Gdańszczanin miał trudny początek, ale później był bardzo ważnym elementem układanki Witolda Zwierzchowskiego przez kilka lat. Nikt nie przewidział, że Lublin nie poprzestanie na Stence.

Tadeusz Supryn wbił się w sytuację, która miała miejsce w tamtym czasie. W Polsce upadł komunizm. To sprawiło, że łatwiej było ściągnąć do Polski obcokrajowców z zachodu. Działacz podłapał pomysł, by dla Motoru startował Hans Nielsen. Multimistrz miał dobre relacje z sędzią Jerzym Kaczmarkiem. Strony dogadały się i legendarny Duńczyk zadebiutować w Polsce 1 kwietnia 1990. (Więcej na ten temat można przeczytać w książce Macieja Maja pt. Z koziołkiem na plastronie). Ponadto Motor zakontraktował innych zagranicznych żużlowców takich jak: Lars Henrik Joergensen czy Antonin Kasper.

- Nikt w to nie wierzył, że Hans będzie jeździł w naszych barwach. W marcu dowiedziałem się, że to będzie pewniak. Wszyscy myśleli, że Motor blefuje, a my zszokowaliśmy całą Polskę. Tego dnia nigdy nie zapomnę. To napięcie, zainteresowanie ludzi i mediów było bardzo odczuwalne - wspomina 1 kwietnia 1990 Jerzy Głogowski.

W Prima Aprilis stadion wypełnił się po brzegi, a Duńczyk swoim występem zapoczątkował nową erę w polskim żużlu, w którym startują największe gwiazdy tego sportu. Motor bardzo zyskał na tym ruchu, bo do klubu zaczęły spływać pieniądze. Nielsen był dla klubu jak inwestycja. Drużyna utrzymała się w lidze, a ludzie przychodzili, by oglądać mistrza świata.

Tadeusz Supryn. Z prawej młody Leigh Adams
Tadeusz Supryn. Z prawej młody Leigh Adams

- Tadeusz zorientował się, że to może być fantastyczna sprawa, trampolina dla klubu i to okazało się prawdą. Wpływy z biletów przeważały gażę, którą otrzymywał Nielsen. Wtedy kluby żyły z biletów, a teraz pieniądze z biletów to może 20 proc. budżetu - wyjaśnia obecny menadżer Platinum Motor Lublin.

W 1991 roku drużyna z województwa lubelskiego z Nielsenem i Leigh Adamsem w składzie sięgnęła po wicemistrzostwo Polski. Ten sukces nie był powtórzony przez następne trzydzieści lat. Z żużlem w Kozim Grodzie zaczęło się dziać gorzej, na co składał się tzw. problem wielosekcyjności. - Tadeuszowi łatwiej by było działać w klubie jednosekcyjnym, gdzie jego głos byłby decydujący. W Motorze był uzależniony od zdania prezesów. W Lublinie były problemy z płatnościami. Hans na pewno jeździłby dłużej w Lublinie. Stadion był pełny, pieniądze szły do wspólnej kasy, a na utrzymaniu było kilka drużyn - przypomina Ziółkowski.

Mistrzostwo, którego nie doczekał

Upadek Motoru w 1995 okazał się bolesnym ciosem, który miał wpływ na dalsze losy lubelskiego żużla. Tadeusz Supryn, który pracował na sukces, miał w późniejszym okresie propozycję przy rozwoju czarnego sportu w Warszawie, z którego ostatecznie zrezygnował. Przez pewien czas prowadził swój biznes. Z żużla się usunął, choć ciągle śledził, co się dzieje w sporcie.

- Prywatnie był bardzo rodzinny, uwielbiał spędzać z nami czas. Dużo oglądał wszystkie dyscypliny sportu. Cieszył się, że Motor wrócił na dobrą ścieżkę. Ponadto lubił spędzać czas w kuchni. Z niczego potrafił coś ugotować - przytacza jego syn Marek.

Ostatnie lata spędził na walce z chorobą (przeszedł bardzo długie leczenie). Całe życie marzył, by Motor Lublin stanął na najwyższym stopniu podium. Za jego kadencji na drodze stanął Morawski Zielona Góra. - W naszych rozmowach powtarzał "Chemia pomaga, daje nadzieję, ale nie na długo". Zdawał sobie sprawę, że jest ciężko. Podtrzymywałem go na duchu, przypominałem mu, że sam mówił do nas, żeby walczyć, nigdy się nie poddawać - kończy Głogowski.

24 września 2022 Tadeusz Supryn zmarł, a dzień później jego ukochany klub sięgnął po historyczny tytuł Drużynowego Mistrza Polski.

Spodobał ci się artykuł? Lubisz żużlowe historie? Zajrzyj TUTAJ

Zobacz także:
Żużel. Motor w meczu ze Spartą będzie faworytem. "Lublin ma mistrza świata"
Żużel. "Motor w politykę się nie miesza". Temat długu Śwista może być gorzowską aluzją

Komentarze (3)
avatar
Nightmar Wielki
2.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
_
1.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
@Mars_80: Mogles sobie darowac przy takim temacie. Zero szacunku. Jak jezdzilem na wyjazdy w tamtych czasach, ty jeszcze z piaskownicy nie wylaziles. 
avatar
MarS_80
1.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W tle widać simona lubelaka z Biłgoraja, co Kępe uczył jeździć na motorze...Niesamowite...