Polskie kluby płacą blisko milion za 1,5-godzinne widowisko. "Na świecie się z nas śmieją"

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Prezes Motoru Lublin, Jakub Kępa (z prawej) odbiera gratulacje od prezesa PGE Ekstraligi.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Prezes Motoru Lublin, Jakub Kępa (z prawej) odbiera gratulacje od prezesa PGE Ekstraligi.

Choć na zawodowych kontraktach mają zwykle tylko siedmiu zawodników, a w sezonie maksymalnie 20 meczów do rozegrania, to większość klubów prześcignęła pod względem finansowym beniaminków PKO Ekstraklasy. Wielkiej radości z tego powodu jednak nie ma.

Żużlowa PGE Ekstraliga z każdym sezonem rośnie w siłę i choć wydaje się to niemożliwe, to część klubów już w tym sezonie prześcignie pod względem finansowym najbiedniejsze kluby piłkarskiej PKO Ekstraklasy. W teorii to nie miało prawa się zdarzyć.

Piłkarskie kluby rozgrywają w sezonie 34 mecze (w żużlu 14 i maksymalnie sześć w play-off), sezon trwa 10 miesięcy (w żużlu sześć), a w szerokich kadrach jest nawet 30 zawodników na zawodowych kontraktach (w żużlu rzadko kiedy więcej niż 7-8 ).

Mimo to żużlowe kluby są tak popularne w swoich miastach, że w 2023 roku przynajmniej pięć zespołów biorących udział w rozgrywkach PGE Ekstraligi będzie mogło pochwalić się budżetami na poziomie przynajmniej 20 milionów złotych. Do najbogatszych należą: Platinum Motor Lublin, Betard Sparta Wrocław, Tauron Włókniarz Częstochowa, ebut.pl Stal Gorzów i For Nature Solutions KS Apator Toruń. Czołowi zawodnicy tych drużyn otrzymają w tym roku około trzy miliony złotych, czyli 150 tysięcy złotych za jeden występ.

ZOBACZ WIDEO: Janowski o medalu w Grand Prix: Krąży wśród znajomych. Dobrze, że wreszcie jest

To właśnie na wynagrodzenie dla kilku podstawowych zawodników wydawana jest większość pieniędzy zgromadzonych przez kluby. Łatwo policzyć, że jeden mecz może kosztować klub od 700 tysięcy złotych do miliona złotych (biorąc pod uwagę nie tylko wypłaty za punkty, ale także proporcjonalnie wypłaty na przygotowanie do sezonu).

W żużlu mają po 200 sponsorów

O gigantycznym sukcesie żużlowych działaczy najlepiej świadczy to, że tak duże budżety udało im się uzbierać, mimo iż władze rozgrywek (z kontraktu telewizyjnego i od sponsorów ligi) zapewniają im znacznie mniejsze pieniądze niż otrzymują najsłabsze drużyny PKO Ekstraklasy. W żużlu kluby z "centrali" otrzymują od 6,5 do 6,9 mln złotych. W piłkarskiej lidze w sezonie 2021/2022 najsłabszy pod tym względem był Górnik Łęczna, który zainkasował 7,5 mln. Zgodnie z raportem firmy Deloitte "Piłkarska Liga Finansowa” pozwoliło to temu klubowi na osiągnięcie w sumie około 16 mln złotych przychodów. Tegoroczny budżet żużlowego Motoru Lublin szacuje się zaś nawet na 25 mln złotych.

Co ciekawe, skokowy wzrost budżetów klubów PGE Ekstraligi wcale nie jest powodem do dumy w żużlowym środowisku. A opinie prezesów poszczególnych klubów mogą mocno zdziwić.

- Budżety rosną z każdym rokiem, ale szczerze mówiąc jestem tym przerażony. To na pewno nie jest powód do radości. Wydatki na zawodników rosną w szalonym tempie i coś trzeba z tym zrobić - komentuje prezes wicemistrzów Polski z Gorzowa Wlkp., Waldemar Sadowski.

Choć budżet zespołu wzrósł w tym roku do 20 mln złotych, to klub skazywany jest przez ekspertów na walkę o... utrzymanie.

- Problem jest złożony, dlatego mam nadzieję, że w gronie prezesów pochylimy się nad tym zagadnieniem. Wydatki na zawodników, to jedno, ale coraz większym problemem jest to, że kontrahenci, zdając sobie sprawę, że mają do czynienia z klubem żużlowym, celowo dyktują wyższe ceny, bo wychodzą z założenia, że mamy praktycznie nieograniczone środki. Tak jednak nie jest, a moim zdaniem powoli zbliżamy się do sufitu, którego nie powinniśmy przebijać - dodaje Sadowski.

Sytuację zaciemnia... kampania wyborcza?

W uzbieraniu rekordowych budżetów bardzo pomogła rozpoczynająca się kampania wyborcza. W PGE Ekstralidze aż siedem z ośmiu zespołów dostało solidne wsparcie od spółek Skarbu Państwa. Największe oczywiście mistrz Polski z Lublina, który reklamuje aż sześć takich spółek (Orlen, PGE, Grupę Azoty, Bogdankę, PKO BP i Lotto). Zastrzyk pieniędzy od państwowych gigantów może jednak nieco zaciemniać sytuację.

- Moim zdaniem finansowe eldorado wkrótce się skończy. Nie wierzę, że kluby będą w stanie dalej zbierać od lokalnych sponsorów tak duże kwoty. Zresztą widać już pierwsze sygnały mniejszego zainteresowania kibiców i sponsorów tym sportem - przyznaje z kolei Piotr Rusiecki, który jako prezes Fogo Unii Leszno zdobył w ostatnich latach aż pięć tytułów mistrza Polski.

Tym razem, widząc wzrost cen na rynku, postanowił przeczekać i zbudował nieco tańszą drużynę. Budżet wynoszący około 14 mln złotych wystarczał jedynie na zbudowanie drużyny walczącej o utrzymanie. Jeszcze kilka lat temu podobne kwoty pozwalały myśleć o walce o złoty medal. Całkiem zresztą możliwe, że wspomniane 14 mln złotych będzie w tym roku najniższym budżetem w całej PGE Ekstralidze.

Inne kraje się z nas śmieją

- Sytuacja na rynku jest jednak chora, a działacze żużlowi z innych krajów śmieją się z nas, że przepłacamy zawodników i płacimy żużlowcom kilkukrotnie więcej niż w innych krajach. Mają rację, a ja mam nadzieję, że wkrótce sytuacja się ustabilizuje. Z tego też powodu jako klub zdecydowaliśmy się odpuścić wielkie transfery i przeczekać to szaleństwo - mówi prezes Unii Leszno, Piotr Rusiecki.

W żużlu zawodnicy mają bowiem prawo startować w kilku ligach w jednym sezonie, ale brak rywalizacji wcale nie powoduje zmniejszenia cen. Na polskim podwórku walka o czołowych zawodników jest wystarczająco zaciekła, by windować ceny.

Co ciekawe, ostatnie wzrosty budżetów to wcale nie musi być jednak koniec. Okazuje się bowiem, że kluby wciąż mają rezerwy w pozyskiwaniu pieniędzy od lokalnych sponsorów, bo często zdarza się, że ci dogadują się z zawodnikami indywidualnie i przelewają im pieniądze poza klubem. Pewną samodzielność żużlowcom zapewnia bowiem pula miejsc na kevlarze, którą każdy z nich może dysponować swobodnie.

- Trudno oszacować, o jakie kwoty może dokładnie chodzić, bo to zależy od specyfiki danego klubu. Jestem jednak w stanie uwierzyć, że takie praktyki mogą uszczuplać kasę klubów o kwoty liczone w milionach złotych - dodaje prezes Apatora Toruń, Ilona Termińska.

Budżety najpotężniejszych żużlowych klubów na poziomie 25 milionów złotych sprawiają, że przedstawiciele tej dyscypliny ścigają się już tylko z klubami piłkarskimi. Nawet w siatkówce, czy koszykówce nie ma dzisiaj aż tak dużych pieniędzy. Inna sprawa, czy w żużlu są one wydawane mądrze i z pożytkiem dla dyscypliny. Coraz większe pieniądze gwarantowane zawodnikom nie zwiększają poziomu rozgrywek.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Pedersen bohaterem Grudziądza
To nie był spacerek dla Apatora

Komentarze (54)
avatar
Andrzej Slabkowski
20.05.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Juz wy sie nie martwcie czy pieniadze sa dobrze wykorzystywane .....jest ich mniej niz w pilce ale za to najlepsza liga na swiecie a nasi zuzlowcy to absolutna swiatowa czolowka ....jak przy ty Czytaj całość
avatar
WiyszJak
11.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To nazwy klubów czy firm ? 
avatar
Hampelek
10.04.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rzeczywiście pan Puka był jednym z tych co takie coś mógł napisać. A Polacy śmieją się z piłkarskiej ligi angielskiej, że tyle płacą? 
avatar
Arturek74
9.04.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No tak,tylko żużlowiec wyjeżdżając na tor ryzykuje utratą ŻYCIA,niech zarabiają. 
avatar
GRANDECOCHONES
9.04.2023
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
W przeciwieństwie do piłkarzy, to im się bardziej należą pieniądze! Więcej ryzykują i muszą inwestować w sprzęt, a nasi piłkarze to tylko we fryzurkę!