Po bandzie: Madsen szczęśliwy, że przeżył [FELIETON]

- Tacy bywają Australijczycy. Crump pokazywał tyłek, Doyle - palec, a Boyce od razu walił w ryja. Choć, oczywiście, można też bez problemu znaleźć przeciwieństwa - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Leon Madsen w pojedynku z Nickim Pedersenem WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Leon Madsen w pojedynku z Nickim Pedersenem
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Napiszę to raz jeszcze - hitem pierwszej kolejki PGE Ekstraligi nie był, nie jest i nie będzie mecz Platinum Motoru z Betard Spartą. Z prostego względu - do fazy play-off dostanie się sześć ekip, a wynik tej potyczki nie ma żadnego znaczenia. Za to z PGE Ekstraligi zleci tylko jedna drużyna. Stąd hitem inauguracji był pojedynek Fogo Unii z Wilkami.

Tak sobie myślę, że w Lesznie w ogóle mogą liczyć na rekordowy sezon pod względem frekwencji, a dzięki temu też pod względem zarobku. Na Wilki ludzie przyszli po to, by wygwizdać Doyle'a, a teraz jeszcze przyjdą na Apator, by wygwizdać Sajfutdinowa, na Spartę, by okrzyczeć Pawlickiego, czy na Motor, by szepnąć coś Kuberze... O pojedynku z GKM-em i młodym Pludrze nie wspominam, nie ten kaliber.

Trochę sobie, rzecz jasna, dworuję, niemniej coś w tym jest. W tym, że walka o tytuły się w pewien sposób przejadła, za to walka o utrzymanie to dla miejscowych coś nowego. I powinna ich porwać. Wspominałem o tym przed sezonem prezesowi Rusieckiemu, a mecz z Wilkami - patrząc na trybuny - okazał się chyba dobrym prognostykiem.

ZOBACZ WIDEO: Mówi o nieetycznych działaniach klubów. "Obietnic więcej niż miejsc"

Mecz był piękny i miał pewnie ze trzech bohaterów. Lebiediewa, Zengotę oraz Kołodzieja. Łotysza szanuję za ambicję i sportowe podejście. Mógł dobrze sobie żyć na zapleczu, lecz ciągnęło go do salonu, by rozliczyć się z najlepszymi na świecie. Nikt go nie chciał, więc sam sobie ten awans zorganizował. Nie wiem tylko, czemu tabela biegów nie skojarzyła go z Antonim Menclem. To byłby dla Antka pojedynek o honor... Być może przełomowy w karierze.

Kołodziej? To nie tylko żużlowiec, ale też człowiek z klasą, który do wyrażania emocji nie używa środkowego palca. No i Zengi. Jeździł zdecydowanie. Gdy trzeba było wykonać długą prostą, by wyskoczyć przed nos Doyle'a, to ciągnął ją do samego końca. Nie rozmyślał się tuż przed złożeniem w łuk. No i jeździł też tak, jak skakał Małysz po szkoleniu psychologicznym - z odciętą głową. Nie zawiódł w ostatnim wyścigu, tak samo jak nie zawiódł w 2017 roku we Wrocławiu, gdy w biegach nominowanych, wraz z kolegami, odbijał spartanom złote medale DMP, które wieszali już sobie na szyjach. Te dwa wyścigi będą mu z pewnością w Lesznie pamiętać.

Zengotę warto zestawić z Doyle'em, bo przecież jego zastąpił w trybie pilnym. A więc Grzesiek punktował tak - 10+1 (1,3,2*,1,3), natomiast Australijczyk zdobył 10 oczek (1,2,3,1,3), a po wszystkim zdobył się jeszcze na bonus w postaci niepotrzebnego gestu względem złowrogo nastawionych trybun. Wspominam zdarzenie, bo to w mojej ocenie zachowanie niezwykle prymitywne, ale też na karaniu Doyle'a mi nie zależy. Otóż ci, którzy wymachują środkowym palcem, największą karę wymierzają sami sobie, wystawiając świadectwo.

A poza tym... Jakoś już przywykłem, że tego typu gesty to w żużlu norma - ze średnią jeden na kolejkę. Że w emocjach wyścigowych niektóre organizmy rządzą się swoimi prawami. Choć osobiście uważam, że adwersarzy najbardziej zawsze boli wtedy, gdy pokażesz, że ich kompletnie nie dostrzegasz lub gdy pozdrowisz w bardziej przyjacielski, ironiczny sposób. Oni dostaną wtedy szału, a ty unikniesz kary.

Tacy są Australijczycy. Crump pokazywał tyłek, Doyle - palec, a Boyce od razu walił w ryja. Choć, oczywiście, można też bez problemu znaleźć przeciwieństwa. Patrz kulturalny Leigh Adams czy podobny do niego Lidsey.

Brawa dla gości za postawienie tak twardych warunków w ekstraligowym debiucie. Chcieli zgwałcić królową polskiego speedwaya na jej dworze i na oczach tysięcy świadków. Co ciekawe, już po 11 wyścigach każdy z krośnieńskich seniorów miał na koncie trójkę. Ale jak będzie wyglądał rewanż? Mamy początek kwietnia, natomiast na początku sierpnia to może być już zupełnie inny żużel, bo jest cholernie przewrotny. Leszczynianie mogą wygrać w Krośnie 53:37, ale też przegrać 36:54.

W Grudziądzu też było gorąco. Przy okazji - częstochowian muszę wziąć w obronę, bo narazili się żużlowej Polsce publikacją w klubowym periodyku "W paszczy Lwa". Że niby piętnaście lat temu czy ileś kolega Dymek wymógł na nieżyjącym już arbitrze Terleckim korzystną dla Włókniarza decyzję. Bo powiedział do sędziego coś w rodzaju - "błagam, niech pan go nie wyklucza". No i jaka to afera? Takich telefonów i rozmówek historia żużla odnotowała tysiące, tylko nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Ot, ciekawostka, żadna afera. Poza tym uległa już chyba przedawnieniu, prawda?

A czy bohaterem spotkania został Pedersen? Nie. Jest nim Madsen. Przecież ten Nicki dwa razy blokował go po swojemu, tzn. jeździł od lewa do prawa, od kredy do płoty. Patrzyłem więc, czy nie będzie grubszej wymiany zdań po minięciu mety w piętnastym wyścigu. A tu co? Madsen podjeżdża do swojego menedżera kadry, dziękuje mu za walkę, poklepuje z uznaniem, normalnie sielanka. Jakby szczęśliwy, że przeżył. A później jeszcze kontynuuje przyjacielską wymianę uwag z rywalem i jego panią w parku maszyn. Tak widocznie działają lata pracy Nickiego, który ustawił sobie całe towarzystwo.

Niektórzy ubolewają, że Pedersena nie ma już w Grand Prix, choć ja twierdzę, że w tamtym towarzystwie doznawałby już frustrujących porażek. Za to grudziądzki tor jest pod niego skrojony. Duńczyk już nie jest w polu najszybszy na świecie, niemniej świetnie startuje i potrafi się rozpychać w pierwszym łuku. A później bronić rękami i nogami. Co w Grudziądzu ułatwia mu wąski tor, na którym łatwiej przytrzasnąć komuś nogę, jeśli wkłada ją w drzwi. Łatwiej je przymknąć. Na innych lotniskach bronić się już trudniej. Czy w Grand Prix, gdzie jeden atakuje z lewej, a drugi z prawej.

Dołączam jednak do licznego grona obserwatorów, którzy są przekonani, że bez Nickiego żużel będzie cierpiał. Pewnie to mało eleganckie wobec kolegów, ale on w pojedynkę zgasił Tauron Włókniarzowi światło. W pojedynkę ten remis wyszarpał.

Wojciech Koerber

Czytaj także:
Trener wskazał, który zawodnik powalczy o skład, a który odejdzie
To ma być rewolucja, która pozwoli wprowadzić żużel do hal!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×