Kibice Tauron Włókniarza po meczu z mistrzami Polski są bardziej rozczarowani postawą klubu w sprawie Kacpra Woryny niż samym wynikiem. Od kilku dni zawodnik i działacze zapewniali, że 26-latek weźmie udział w niedzielnym spotkaniu. Woryna mówił o tym między innymi w rozmowie z WP SportoweFakty. Jego słowa potwierdzał także sztab szkoleniowy zespołu. Ostatecznie żużlowiec na tor nie wyjechał. W ostatniej chwili w jego miejsce do składu wskoczył Anton Karlsson. W mediach społecznościowych częstochowskiego klubu natychmiast pojawiło się mnóstwo krytycznych komentarzy.
- Klub walnął sobie samobója. Takie historie nie wpływają pozytywnie na relacje z kibicami - mówi nam Jacek Gajewski, były menedżer Włókniarza. - Fani zawsze chcą, żeby ich zespół jechał w jak najsilniejszym składzie, bo chcą oglądać wygrane. Jeśli jest jednak jakiś problem, to należy o nim mówić. Co takiego stało się z Kacprem Woryną, że kilka dni temu było wszystko ok, a w meczu nie pojechał? - zastanawia się Gajewski.
Były menedżer nie dziwi się, że kibice Włókniarza są oburzeni. Jego zdaniem klub stworzył sobie problem na własne życzenie. - Tego zamieszania i takich reakcji mogło nie być. Wystarczyło powiedzieć kilka dni temu, że Kacper ma problem, ale klub zrobi wszystko, by pojechał w meczu. Wątpię, że taki komunikat wpłynąłby negatywnie na mobilizację kibiców. Włókniarz miał przecież mnóstwo sposobów, żeby opakować spotkanie z Platinum Motorem. Przyjechał mistrz Polski, to był pierwszy mecz trzykrotnego mistrza świata Bartosza Zmarzlika w nowych barwach, a do tego dwóch byłych zawodników Motoru debiutowało w klubie z Częstochowy. Tego było naprawdę sporo. Poza tym to była inauguracja. Bilety by się sprzedały - przekonuje Gajewski.
Były menedżer nie widzi także korzyści takiego postępowania klubu w kwestiach sportowych. - Niektórzy ludzie cały czas mają dziwne przekonanie, że ukrywanie czegoś do ostatniej chwili ma jakikolwiek wpływ na losy meczu. W żużlu to tak nie działa. Przecież Motor i tak pojechałby tym samym składem. Obecność Woryny lub jej brak nie miała na to żadnego wpływu - tłumaczy były menedżer.
- Szkoda, że tak wyszło, bo ta sytuacja jest słaba wobec kibiców, mediów i wszystkich, którzy się interesują PGE Ekstraligą. W tych relacjach też powinna obowiązywać zasada partnerstwa. Wystarczyłoby, żeby Włókniarz powiedział: Woryna ma problem, ale zrobimy wszystko, by pojechał, a decyzja zapadnie w dniu meczu. I koniec. Tymczasem poszedł komunikat, że wszystko jest ok, że zawodnik na pewno jedzie, a wyszło zupełnie inaczej. Słabo to wygląda - podsumowuje Gajewski.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Zengota: Nasi juniorzy są świadomi błędów i gotowi do pracy