Przypomnijmy, że H.Skrzydlewska Orzeł był zdecydowanym faworytem konfrontacji ze Zdunek Wybrzeżem. Goście przyjechali do Łodzi osłabieni brakiem Michaela Jepsena Jensena, ale okazali się lepsi. Mecz zakończył się wynikiem 47:43 dla ekipy Eryka Jóźwiaka.
Witold Skrzydlewski tuż po tym spotkaniu w rozmowie z WP SportoweFakty krytykował drużynę za niewystarczające inwestycje w sprzęt. Teraz postanowił pójść krok dalej i zdradził, ile pieniędzy jego zawodnicy otrzymali od klubu na przygotowanie do rozgrywek. Okazuje się, że żużlowcy Orła nie mają powodów do narzekań.
- Dziewięciu naszych zawodników otrzymało na przygotowanie do sezonu łącznie 2 110 000 zł. Chcę też zaznaczyć, że oni dostali całe kwoty. To wszystko jest u każdego z nich od dawna na koncie - mówi nam Skrzydlewski.
ZOBACZ WIDEO: Tai Woffinden mówi o frustracji. "Od września każdy krok był nastawiony na poprawę"
- W związku z tym chciałbym publicznie przeprosić pana Golloba, który zwrócił mi uwagę podczas meczu w Bydgoszczy, że nasza drużyna nie jest przygotowana sprzętowo do sezonu. Wtedy myślałem, że się myli. Teraz muszę przyznać mu rację. Po obejrzeniu meczu z Wybrzeżem mam dokładnie takie same wnioski, bo zobaczyłem, w jakim tempie naszym zawodnikom odjeżdżali rywale. W naszej drużynie z jednej strony nie było woli walki, ale nie było też sprzętu, na którym można było taką walkę nawiązać - dodaje.
Główny sponsor Orła nie ma najmniejszych wątpliwości, że zawodnicy Orła nie podeszli poważnie do przedsezonowych przygotowań. Czasu na poprawę sytuacji nie ma zbyt wiele, bo już w sobotę drużyna uda się na trudny mecz do Ostrowa Wielkopolskiego. - Cały czas zastanawiam się, co stało się z tymi pieniędzmi. Co zrobili zawodnicy? Budowali domy? Urządzali mieszkania, kupowali sobie samochody czy przeznaczyli to wszystko na inne uciechy? Ta drużyna naprawdę nie ma sprzętu. Jeszcze raz powtórzę, że porażka z osłabionym zespołem Wybrzeżem to jest skandal - zaznacza.
Skrzydlewski ma zresztą uwagi nie tylko do kwestii sprzętowych. - W piłce nożnej często jest tak, że zawodnik, który odchodzi do innego klubu, później strzela bramkę poprzedniemu pracodawcy, bo chce mu coś udowodnić. U nas to nie zadziałało ani w przypadku pana Jamroga, ani pana Lahtiego, którzy trafili do Łodzi z Gdańska. Ten drugi występował zresztą dzień po dniu w różnych imprezach, a start w Łodzi był chyba piątym występem. W Ostrowie pojedzie szósty raz. Nie ma się, co dziwić, że tak to wygląda. To nie jest cyrk za bilety - podsumowuje Skrzydlewski.
Zobacz także:
Zdunek: Porządek w klubie zrobiony