W piątek wieczorem w Warszawie odbyło się spotkanie przedstawicieli PZM z władzami światowej federacji motocyklowej. Głównym tematem była przyszłość dwóch Rosjan z polskimi paszportami, którzy coraz mocniej upominają się o powrót do mistrzostw świata.
Sytuacja jest poważna, bo poza presją ze strony samych zawodników, niedługo może dojść także nacisk ze strony organizatorów żużlowych mistrzostw świata. Brak dwóch reprezentantów Rosji Artioma Łaguty i Emila Sajfutdinowa - bo o nich właśnie mowa - sprawia bowiem, że tegoroczna rywalizacja o złoty medal może być jeszcze bardziej jednostronna niż w ubiegłych latach. Dominacja Bartosza Zmarzlika przekłada się z kolei na coraz mniejsze zainteresowanie fanów, co widać choćby po frekwencji na sobotniej rundzie GP na PGE Narodowym (po raz pierwszy nie zdołano wyprzedać wszystkich biletów).
- Temat zawieszenia Rosjan wciąż przewija się w naszych rozmowach. Mnie cieszy to, że prezydent FIM Jorge Viegas wraz z całym zarządem FIM dość jednoznacznie podchodzi do tego tematu. Podczas piątkowego spotkania ze mną, prezydent FIM potwierdził, że nie ma mowy, by Rosjanie mieli niedługo wrócić do występów na żużlu. Ostatnie zalecenia MKOl nic w tej sprawie nie zmieniły. To dobra wiadomość - przyznaje prezes PZM, Michał Sikora.
Przypomnijmy, że PZM jest jak do tej pory jedynym polskim związkiem sportowym, który wykluczył Rosjan z rywalizacji w rozgrywkach ligowych. W Polsce od wybuchu wojny w Ukrainie nie występuje więc żaden zawodnik legitymujący się rosyjską licencją.
Niestety najnowsza deklaracja Jorge Viegasa nie kończy kontrowersyjnego tematu, bo Rosjanie mogą za rok wrócić do mistrzostw świata jako... Polacy. Już dziś wiadomo, że będzie to o wiele trudniej zablokować niż może się to wydawać.
- Zdaję sobie sprawę, że w teorii Sajfutdinow czy Łaguta mogliby dostać dziką kartę do Grand Prix jako Polacy. Po pierwsze jednak jest coś takiego jak start permission (dokument uprawniający zawodnika do startu podpisywany przed federację - dop. aut.), które wtedy musiałby zatwierdzić PZM. Po drugie, organizator Grand Prix, czyli Discovery Sports Events to amerykańska korporacja, która ma jasne stanowisko na temat dopuszczenia Rosjan do rywalizacji sportowej. Powrót tej dwójki przed zakończeniem wojny w Ukrainie wydaje mi się więc mało prawdopodobny - dodaje Sikora.
Oba czynniki "blokujące" Rosjan przed powrotem do rywalizacji pod polską flagą mogą się jednak okazać dość mgliste. Amerykanie mogą zmienić zdanie, gdy zdadzą sobie sprawę, że nie będą mieli innego sposobu na ratowanie emocji i finansów w cyklu Grand Prix.
- Wciąż nie wyobrażam sobie, by Łaguta i Sajfutdinow jeździli jako Polacy, a tym bardziej, by po zwycięstwach słuchali polskiego hymnu. To byłby absurd i chyba każdy zdaje sobie z tego sprawę. Przecież dobrze wiemy, że oni sami uważają się za stuprocentowych Rosjan. Równie mocno martwiłbym się wtedy o przyszłość innych Polaków w cyklu. Wiadomo, że zależy mi, by co roku startowało minimum trzech naszych reprezentantów. Gotowy do jazdy z najlepszymi jest Dominik Kubera, a trudno przewidzieć, czy jego kariera nie zostałaby przyblokowana, gdyby Łaguta i Sajfutdinow wrócili do gry pod naszą flagą. Na szczęście, na razie nic nie wskazuje na to, byśmy mieli taki problem. Spotkanie z Jorge Viegasem uspokoiło sytuację - komentuje prezes PZM.
Po dwóch rundach tegorocznego cyklu Bartosz Zmarzlik jest liderem klasyfikacji generalnej Grand Prix i to mimo że na razie rywalizacja odbywała się na nawierzchniach, które nie pozwalały mu na pokazanie pełni swoich umiejętności. Nawet największe legendy światowego żużla - jak Tony Rickardsson, Greg Hancock, czy Nicki Pedersen - nie ukrywają, że zdobycie przez Polaka kolejnego tytułu mistrza świata może być jeszcze łatwiejsze niż przed rokiem.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Zmarzlik na podium w Warszawie
Dostanie finał Ligi Mistrzów? Szymon Marciniak odpowiada