13 punktów i bonus - to dorobek Marcina Nowaka podczas meczu Start Gniezno - Texom Stal Rzeszów (44:46). W ostatnim biegu dojechał do mety jako pierwszy. Drugi był Peter Kildemand, dzięki czemu goście mogli cieszyć się z triumfu.
Śmiało można stwierdzić, że Nowak był jednym z bohaterów Stali. Sam zawodnik tak jednak nie uważa.
- Nie uważam się za bohatera tego meczu. Szczerze mówiąc, cała drużyna zasłużyła na to miano. Wszyscy uzupełnialiśmy się fajnie na torze i tak samo w parkingu. Jeżeli ktoś wygrał bieg, to od razu mówił, co zmienił w motocyklu. Tak naprawdę te poszukiwania przełożeń trwały aż do biegów nominowanych. Też było widać to po wyniku - na początku całkiem dramat, później coś podgoniliśmy i znowu zaczęli nam gospodarze uciekać. Istny rollercoaster. Cieszę się, że moja drużyna wyjeżdża stąd z dwoma punktami - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Ci zawodnicy Unii Leszno jadą poniżej oczekiwań. Menedżer mówi o presji
O współpracy ze Stalą Rzeszów wypowiadał się natomiast bardzo pozytywnie. - Szczerze mówiąc, chyba nie jeździłem w takiej drużynie, by tak to wszystko funkcjonowało. Jacek Trojanowski i Paweł Piskorz o to dbają. To też pielęgnuje nasze relacje. My nawzajem również patrzymy na siebie, przede wszystkim na torze. A jak jest wynik, to uśmiechy na twarzy same się pojawiają. Naprawdę wszystko super - zaznaczał.
Po spotkaniu jego imię i nazwisko głośno skandowali... kibice Startu Gniezno. Fani czerwono-czarnych pozytywnie wspominają czasy, w których Nowak punktował dla ekipy z ich miasta. Leszczynianin nie ukrywa, że nie spodziewał się takiego przyjęcia.
- Szczerze mówiąc, dla takich chwil warto żyć. Bardzo mi miło się zrobiło i ciepło na sercu, że kibice nadal pamiętają o mnie. Ja też dobrze wspominam te czasy w Gnieźnie. Fajnie, naprawdę fajnie - podkreślił Marcin Nowak.
Czytaj także:
> Żużel. Cellfast Wilki potraktowane ulgowo? "Kara mogła być wyższa"
> Żużel. Niegościnny Martin Vaculik w el. SGP. Woźniak z awansem do Challengu