Obiecał sobie, że jego córka nie zostanie sierotą. "Po amputacji jestem szczęśliwszym człowiekiem"

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Andriej Kudriaszow
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Andriej Kudriaszow

Jeszcze w grudniu normalnie przygotowywał się do sezonu. Chwilę później usłyszał diagnozę - rak płaskonabłonkowy skóry i rozpoczął walkę o życie. W maju przeszedł zabieg amputacji nogi. Walka nie została skończona, ale dziś optymizmu jest już więcej.

W tym artykule dowiesz się o:

Andriej Kudriaszow jeszcze niedawno występował w reprezentacji Rosji. Dwa lata temu przyjął polskie obywatelstwo, a ten sezon miał być dla niego przełomowy. Żużlowiec w końcu miał występować w lidze jako Polak. Ostatecznie plany pokrzyżowała poważna choroba - rak skóry.

Od czterech miesięcy zawodnik zamiast walczyć na torze, toczy walkę o życie w szpitalach. Niedawno przeszedł operację amputacji nogi i powoli wraca do normalnego życia. Zawodnika w najtrudniejszych momentach bardzo mocno wsparli kibice, którzy na jego leczenie zebrali ponad 200 tysięcy złotych. To jednak wciąż niewystarczające środki, bo niedługo zawodnik będzie musiał kupić sobie specjalistyczną protezę.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Od operacji amputacji nogi minęły już ponad trzy tygodnie. Jak się pan czuje?


Andriej Kudriaszow (były żużlowiec): Dużo lepiej niż wcześniej. Zabieg miałem 6 maja, ale w szpitalu musiałem spędzić kolejne dwa tygodnie. Później bałem się, że znów pojawią się komplikacje, dlatego dodatkowy tydzień spędziłem w Warszawie, by w razie czego mieć blisko do lekarzy. Na szczęście noga goi się prawidłowo i od środy jestem już w domu. Do końca życia będę miał dług wdzięczności u wszystkich Polaków. Nawet trudno opisać to, co dla mnie zrobili.

ZOBACZ WIDEO: Ci zawodnicy Unii Leszno jadą poniżej oczekiwań. Menedżer mówi o presji

Pogodził się pan już ze stratą nogi? Dla 32-letniego sportowca to musiała być wyjątkowo trudna chwila.

Długo przygotowywałem się psychicznie do tej operacji i tuż przed zabiegiem marzyłem już tylko o tym, by noga została amputowana, a ból minął. Noga była w fatalnym stanie, a zmiany spowodowane nowotworem były już na tyle duże, że ból nie pozwalał normalnie funkcjonować. Czułem, że to jedyne rozsądne rozwiązanie. Cztery wcześniejsze miesiące były koszmarem.

Teraz jest choćby odrobinę lepiej?

Z mojej lewej nogi został jedynie 15-centymetrowy kikut. Oczywiście ból wciąż jest, ale nie da się go porównać z tym, co działo się jeszcze kilka tygodni wcześniej. Mogę powiedzieć, że po amputacji stałem się szczęśliwym człowiekiem. W końcu mogę normalnie żyć. Wczoraj byłem na sześciokilometrowym spacerze z żoną i córką. Mam kondycję, a żona mówi, że w ogóle nie czuje różnicy, że nie mam nogi. Jeszcze niedawno w ogóle nie byłem w stanie wychodzić z domu i cały dzień leżałem z gorączką w łóżku.

Było aż tak źle?

Zmiany nowotworowe były bardzo rozległe, rany na nodze nie chciały się goić. Dziennie musiałem brać około 30 różnych tabletek. Przez kilka miesięcy codziennie wieczorem miałem gorączkę dochodzącą do 38-39 stopni Celsjusza. Czasami ból nogi był nie do wytrzymania. Odniosłem w życiu wiele kontuzji, ale takiego bólu nigdy nie doświadczyłem. Niech więc nikt się nie dziwi, że cieszę się z amputacji. Dzięki niej widzę szansę na normalne życie.

Andriej Kudriaszow ze swoją żoną Walerią pod warszawskim szpitalem onkologicznym
Andriej Kudriaszow ze swoją żoną Walerią pod warszawskim szpitalem onkologicznym

A jak wygląda pana sytuacja zdrowotna? Operacja pomogła definitywnie uporać się z groźnym nowotworem skóry?

Od trzech tygodni czekam na wyniki badań histopatologicznych, które mają dać odpowiedź, jak będzie wyglądało moje dalsze leczenie. Oczywiście jest mała szansa, że w moim organizmie nie ma już żadnych komórek nowotworowych i w kolejnych miesiącach będzie potrzebna jedynie obserwacja. Jeśli coś jednak zostało, to konieczne będzie kontynuowanie chemioterapii lub powrót do immunoterapii. Od tych wyników zależy to, jak będzie wyglądało moje dalsze życie.

Ma pan już plany na najbliższe miesiące?

Chcę skupić się przede wszystkim na zdrowiu. Chcę zrobić wszystkie możliwe testy, rozpocząć rehabilitację nogi i wybrać odpowiednią protezę. Jeśli wszystko będzie dobrze, to nie będę miał praktycznie żadnych ograniczeń. Oczywiście żużlowcem już nie będę, ale wciąż będę miał spore możliwości. Liczę, że w końcu będę miał czas na regenerację. Po amputacji ważę 47 kilogramów, organizm potrzebuje jeszcze trochę czasu na powrót do normalnego funkcjonowania.

Rozgląda się pan już za nową protezą?

Najpierw lekarze muszą mi zdjąć szwy, a potem trzeba będzie odczekać kilka miesięcy, aż z pozostałości nogi zejdą obrzęki. Jestem w kontakcie z firmą produkującą protezy, ale realnie będę mógł złożyć zamówienie za około sześć miesięcy.

Jak obecnie wygląda pana życie?

Poza tym, że nie mam nogi i muszę korzystać z kul ortopedycznych, to moje życie wygląda już całkiem normalnie. Odstawiłem większość leków, w końcu mogę jeździć samochodem, ale przede wszystkim mam czas dla mojej rodziny. Spędzamy mnóstwo czasu, chodzimy na spacery. W poniedziałek pojechałem do dystrybutorów żużlowego sprzętu, by chwilę pogadać i podziękować za wsparcie. Mam wrażenie, że jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek.

Dlaczego?

Długa i bolesna choroba sprawiła, że zacząłem doceniać nawet najmniejsze rzeczy. Niesamowitą radość sprawia mi każdy słoneczny dzień, widok zielonych drzew, uśmiech mojej córki. Dzięki ostatnim przejściom zorientowałem się, że mam wokół siebie mnóstwo pomocnych ludzi. Choć było trudno, to przetrwałem, żyję i patrzę z optymizmem na świat.

Dużo zmieniło się w pana życiu przez te kilka ostatnich miesięcy?

Ostatnie doświadczenia mocno mnie zmieniły i dziś inaczej patrzę na świat. Przemyślałem choćby relacje z rodzicami, bo wcześniej rzadko się kontaktowaliśmy. Zawsze myślałem, że będę miał jeszcze na to czas. Dziś jesteśmy w stałym kontakcie, rozmawiamy regularnie i czuję się z tym dużo lepiej. Postanowiłem też, że z nikim nie będę się kłócił o głupoty. Nie przejmuję się błahostkami i na razie to mi się udaje.

Bycie sportowcem pomogło w walce z chorobą, czy jednak utrudniało życie?

Jako sportowiec nauczyłem się walczyć z bólem i dlatego nieco łatwiej było mi znieść trudne momenty. W trakcie kariery przeżyłem wiele porażek i wiem, że choćby nie wiem, co się działo, to nie mogę się poddać.

Wróci pan jeszcze do żużla w innej roli?

Choć trudno w to uwierzyć, to już dwóch zawodników zaproponowało mi, bym jeździł z nimi na mecze jako doradca. Być może już w najbliższych tygodniach będę na meczu PGE Ekstraligi w boksie Artioma Łaguty. Dużo razem rozmawiamy i nawet trudno opisać, jak bardzo mi pomógł. Co do żużla, to oczywiście wciąż go kocham i chciałbym pracować przy tej dyscyplinie. Czas pokaże, czy będzie to możliwe.

Dostał pan duże wsparcie nie tylko od rodziny, ale także zwykłych kibiców i kolegów z toru.

To naprawdę niesamowite i nie wiem, jak odwdzięczę się Polakom za to, co dla mnie zrobili. Gdy tylko wyjdę na osiedle, co chwilę podchodzą do mnie ludzie, którzy gratulują mi wytrwałości. Zwykłe słowa "Andrzej, trzymaj się!", "jesteśmy z tobą!" dają mi ogromną motywację. Ja przy okazji dziękuję każdej osobie za wsparcie psychiczne i pomoc w zbiórce na moje leczenie. Wielu ludzi przyznaje, że ma do mnie olbrzymi szacunek, że nawet przez moment się nie załamałem.

Faktycznie nie było gorszych momentów?

Wiedziałem, że muszę przetrwać to wszystko dla mojej ośmiomiesięcznej córki. Jej uśmiech motywował mnie każdego dnia. W najgorszym momencie powiedziałem sobie, że nie pozwolę, by była sierotą. Dziś mam nadzieję, że pożyję jeszcze przynajmniej 50 lat i zatańczę na jej weselu.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Łaguta pojedzie w lidze angielskiej
Miesiąc gotowy do jazdy w elicie