Okazuje się bowiem, że zawodnik w niedzielę w końcu rozpoczął negocjacje z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz, a ostateczną odpowiedź odnośnie jego przyszłości poznamy już w środę lub czwartek. 46-latek czeka na ostateczną ofertę ze swojego dotychczasowego klubu i dopiero wtedy podejmie decyzję, czy chce kontynuować karierę w Grudziądzu.
Można się spodziewać, że grudziądzanie bez względu na wszystko przedstawią mu propozycję kontraktu tyle, że będzie ona sporo niższa od dotychczasowych warunków.
- Po niedzielnym meczu mieli okazję się spotkać i porozmawiać z władzami GKM. Oczywiście przedstawiłem działaczom, że mam oferty z innych klubów - przyznaje w rozmowie z naszym portalem, Nicki Pedersen. - Nie chcę kręcić, ani oszukiwać, a władze GKM-u Grudziądz doskonale od początku wiedziały jak wyglądały przed sezonem kwestie związane z moją kontuzją. Nic przed nimi nie zatajałem. Teraz oświadczyłem im, że do sezonu 2024 zamierzam przystąpić przygotowany lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Do najbliższej środy mają przedstawić mi ostateczną propozycję kontraktu na kolejny sezon. Chciałbym zostać w GKM-ie, ale mam też oferty z dwóch innych klubów. Zobaczymy, co się wydarzy i dopiero potem okaże się, gdzie będę jeździł za rok - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Bajerski o Gale: Motocykl prowadzi jego. Nie powinien gadać bzdur
Wiadomo, że zawodnikiem bardzo mocno interesuje się Enea Falubaz Zielona Góra, który liczy na awans do PGE Ekstraligi i już buduje skład na kolejny sezon. Śmiało można podejrzewać, że to właśnie ten klub jest w stanie zaproponować trzykrotnemu mistrzowi świata najlepsze warunki finansowe. Zagadką pozostaje za to drugi z klubów, który miałby zabiegać o jego transfer. Bardzo aktywnie nowego zawodnika poszukuje choćby Fogo Unia Leszno, ale trudno przypuszczać, by klub był zainteresowany wymianą Chrisa Holdera właśnie na Pedersena.
W Grudziądzu Pedersena dość mają nie tylko władze klubu, ale także kibice. Choć zawodnik na domowym torze prezentuje się w tym roku doskonale, to w trakcie ostatniego meczu został wygwizdany przez kibiców po kolejnym wątpliwym defekcie.
- Szczerze mówiąc, to nigdy nie słyszę tego, co dzieje się na trybunach. Jeśli jednak tak było, to w sumie potrafię zrozumieć złość fanów. Jako drużyna nie awansowaliśmy do play-off, choć byliśmy bardzo blisko tego celu. W takich chwilach emocje i zdenerwowanie jest zupełnie zrozumiałe. to się po prostu dzieje. Nie mam z tym zupełnie żadnego problemu - komentuje Duńczyk.
- Wiadomo, że samo gwizdanie na kogoś przychodzi bardzo łatwo. Gorzej jest, gdyby ci sami ludzie mieli spróbować naśladować innych i robić to, co oni. Sport pod tym względem jest bardzo niewdzięczny, bo czasami tak się zdarza, że choćby nie wiem ile człowiek się starał, to czasami nie jest w stanie spełnić celu. Szanuję jednak fanów i po takich spotkaniach jak to ze Stalą, zawsze czekam na kolejny mecz, by wynagrodzić im ostatnią porażkę i dać sporo radości - dodaje.
Czytaj więcej:
Pedersen o problemach z defektami
Faworyci nie zawiedli we Wrocławiu