Żużel. Po bandzie: Wrocławskie Towarzystwo Obywatelskie [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Maciej Janowski (z lewej) i Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Maciej Janowski (z lewej) i Tai Woffinden

- Niech zejdą na ziemię ci, co wyczuli szansę osłabienia faworyzowanej Betard Sparty przed fazą play-off. Nie o takie konsekwencje dla Woffindena i dla sportu tu chodzi - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Od pewnego czasu martwi mnie rosnąca do granic absurdu popularność freakfightowych gal. Byli sportowcy, częstokroć zabezpieczeni na przyszłość w stu procentach, wchodzą do klatki, by tłuc się po ryju z jakimś internetowym bohaterem własnej opowieści. Przecież przy okazji niedawnych skoków narciarskich w ramach Igrzysk Europejskich nikt nie mówił o skokach, tylko wszyscy żyli przez kilka dni ewentualną walką Piotra Żyły - nie o metry, a w oktagonie.

Gromadzą te widowiska tłumy żyjących w jakiejś bańce wirtualnych fanów, sprzedają się w systemie PPV, co z kolei pozwala gromadzić imponujące i przyciągające budżety. Tymczasem olimpijskie i osadzone historycznie sporty walki jak zapasy czy judo nikogo już nie interesują. To nisza. Totalny margines. Liczą się jutubowi influłenserzy, którzy pokazali kawałek tyłka lub wytatuowaną różyczkę na szyi przy uszku.

ZOBACZ WIDEO: Czy Piotr Baron odchodzi z Unii przez konflikt z Januszem Kołodziejem? Trener odpowiada

W Lesznie Tai Woffinden również sobie znalazł liczną publikę, bo cały sektor swoich fanów. I być może chcąc ich zadowolić, pod wpływem chwili, zrobił coś zupełnie bez sensu, otóż znienacka, w kombinezonie, powalił na twardą glebę nieświadomego niebezpieczeństwa człowieka. Oczywiście, że ten kibic nie powinien się tam znaleźć, a ochrona w porę nie zareagowała, co wymaga wyciągnięcia konsekwencji. Oczywiście nikt już nikomu nie udowodni, czy zachowanie Woffindena zapobiegło potężniejszej jeszcze awanturze. Ale bądźmy poważni. Tuż po meczu telewizja Eleven zamieściła post, w którym napisała, że "po 15. biegu kibice Fogo Unii oszaleli". I to był właśnie, po prostu, jeden z takich kibiców.

Szczęśliwy, w euforii, który oszalał ze szczęścia. Gdyby nie fakt, że znalazł się w miejscu, w którym nie powinien, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jego radość była niewinna. No ale nie mogę, bo, to prawda, w walce na argumenty można też uznać, że prowokował. I że zawodnicy gości mieli prawo nie czuć się do końca komfortowo.

Umówmy się, że gdyby nie atak Woffindena w pasie (nie)bezpieczeństwa, dziś mówilibyśmy wyłącznie o pięknym meczu i wygranej Fogo Unii. A tego człowieka z szalikiem pogoniono by za chwilę tam, skąd przybył. I świat by o sprawie nie usłyszał.

Kiedy skrytykowałem Leona Madsena za strzelanie do rywali za linią mety, gdzieś w internecie zjechała mnie z góry na dół jego partnerka. I ja to w pełni rozumiem. Ba! Byłbym wręcz zdziwiony, gdyby tego nie zrobiła. Gdyby kobieta nie stanęła w obronie swojego lwa. Tak samo Betard Sparta stanęła w obronie swojego wiernego zawodnika. Choć z formą obrony trafiła średnio, a słowa o "obywatelskim ujęciu" kibica każą się zastanowić, czy aby nie należy nieco odmłodzić działu prawnego klubu. Lub chociaż pomieszać rutynę z młodością, bo jednak pewna epoka już minęła.

Z własnego doświadczenia wiem, że na wrocławskim stadionie szefowie Betard Sparty potrafią dbać o porządek jak mało kto. Otóż przed czterema laty, przy okazji turnieju Grand Prix, powstała inicjatywa uhonorowania zmarłego Tomasza Jędrzejaka figurką krasnala. Takiego, jakich na wrocławskich ulicach stoją setki i stanowią jedną z większych atrakcji miasta.

Figurka miała stanąć między parkiem maszyn a trybuną główną. I stanęła, choć z wielkimi problemami. Główny polegał na tym, że nie była to inicjatywa klubu, a sygnowana m.in. moim nazwiskiem. Należało więc uroczystość za wszelką cenę storpedować. Szefostwo klubu interweniowało nawet w biurze prezydenta Wrocławia, a gdy efekt nie okazał się zadowalający, uruchomiono komendanta policji dla Wrocławska-Śródmieścia.

W międzyczasie jedna może nie najwyższa, ale jednak wysoko sytuowana w klubie pani poinformowała Armando Castagnę z Międzynarodowej Federacji Motocyklowej, że impreza została odwołana. Byle tylko Włoch się na niej nie pojawił, bo został przez nas zaproszony jako gość i zapewnił, że z największą przyjemnością przybędzie. No ale, delikatnie rzecz ujmując, wprowadzony w błąd nie dotarł, choć znajdował się w tym czasie kilkadziesiąt metrów dalej.

Odsłonięcie krasnala wyszło pięknie, pojawili się m.in. Maciek Janowski, brat Darek Jędrzejak i mnóstwo kibiców, a całość poprowadził mec. Andrzej Malicki. Za rogiem czekały natomiast radiowozy z uzbrojonymi policjantami, bo szefostwo klubu zapewniło komendanta, że to niebezpieczna impreza, w każdej chwili grożąca wybuchem zamieszek.

Rozumiecie? Uzbrojony zastęp policji czający się za murem i gotowy do akcji. Na odsłonięciu krasnala! Oczywiście, wspomniany komendant skontaktował się ze mną wcześniej telefonicznie. Uświadomiłem go, że to piękna uroczystość dla kibiców, mająca wyłącznie upamiętnić jedną z klubowych ikon. Że będzie z klasą, spokojnie i bez ekscesów. Że na wszystko wyraził zgodę gospodarz stadionu - Młodzieżowe Centrum Sportu. A że był to też kibic speedwaya, czuł świetnie klimat i kojarzył ludzi, nie trzeba było wielu słów. Z miejsca znaleźliśmy wspólny język.

Sposoby, w jaki próbowano wtedy odwołać uroczystość, to jedna wielka anegdota. Śmieszna i straszna. Bo przecież chodziło o postać tak bardzo zasłużoną dla klubu.

Aha, żeby nie było. Władze klubu również zaprosiliśmy jak należy, by uświetniły całość swoją obecnością. By było normalnie po prostu.

Wracając do Woffindena. Tak, uważam, że powinien ponieść karę. Niech jednak zejdą na ziemię ci, co wyczuli szansę osłabienia faworyzowanej Betard Sparty przed fazą play-off. Nie o takie konsekwencje tu chodzi. Niech o medalach decyduje sport i tor. Niech wrocławianie walczą o tytuł tym, co zgromadzili najcenniejsze, swoim najsilniejszym składem.

Możliwości jest wiele, by uświadomić środowisku, że nie warto kopiować podobnych zachowań. Brytyjczyk może ponieść bolesną stratę finansową, ale można go też zawiesić na dłuższy czas w zawieszeniu. I tyle. Nie trzeba go nawet odsuwać od niewiele znaczącego meczu z Platinum Motorem na koniec rundy zasadniczej. Szkoda natomiast, że wrocławski klub nie namówił swojego zawodnika na zawarcie ugody z poturbowanym kibicem, tym bardziej, że - jak czytam - druga strona taką właśnie wolę wyraziła. Można by to zakończyć elegancko i z uśmiechem na twarzy, zamiast eskalować konflikt wrocławsko-leszczyński. Przecież jeszcze wiosną szef WTS-u apelował do swojego odpowiednika z Leszna, by zaczęli żyć w zgodzie, jak ludzie. Prosząc jednocześnie o zgodę na wypożyczenie do Wrocławia jednego z wychowanków Fogo Unii...

A o podziale medali niech tradycyjnie zdecyduje rywalizacja na torze, nie w pasie bezpieczeństwa. Prezes Rusko i tak nie jest już zapewne szczęśliwy z powodu obozu przygotowawczego na Olimpijskim, który rywalom z Lublina zaoferowało życie. No bo spójrzmy. Zmarzlik i Kubera (Cierniak może też - nie wiem, nie sprawdzałem) są już po treningu we Wrocławiu, jaki kadrowiczom zorganizował ostatnio selekcjoner Rafał Dobrucki.

Nie tylko Zmarzlik i Kubera, ale też Lindgren i Jack Holder pojeżdżą sobie również do woli w czasie Drużynowego Pucharu Świata (treningi, zawody). A później jeszcze cały Motor przyjedzie do Wrocławia i zweryfikuje zebrane dane podczas ostatniej kolejki rundy zasadniczej.

I nie ma specjalnie możliwości, by to zgrupowanie lublinian we Wrocławiu storpedować.

Wojciech Koerber

Czytaj również:
Ważna decyzja Lindgrena
Wiadomo, kto zastąpi Pawlickiego

Źródło artykułu: WP SportoweFakty