"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Po tym, jak przed tygodniem apelowałam o granie w otwarte karty i przedstawienie szczegółów kar finansowych, jakie nakładane są na kluby i zawodników, GKSŻ nie pozostała obojętna na moje słowa. Cieszy mnie, że odpowiedź w tej sprawie została opublikowana. Dowiedzieliśmy się z niej, że tylko w tym roku wydano 86 decyzji o karach, z czego 56 trafiło na fundację PZM, a 30 na konto PZM.
Fundacja PZM dostała łącznie 16 450 zł, na konto związku wpłacono z kolei 67 200 zł. Fajnie, że ujawniono te kwoty i wyjaśniono, że "zasilają wpływy pozabudżetowe GKSŻ". Z nich pokrywane są m.in. koszty zakupu licencji i ubezpieczeń FIM dla zawodników na ME i MŚ mniejszych pojemności. W związku z tym rodzi się jednak inne pytanie. Czy jest w tym jakiś klucz? Czy mamy jakiś system działania?
Wolałabym, żeby była w tym jakaś myśl przewodnia, że mamy jakąś pulę pieniędzy i one idą na szkolenie, inne na wyjazdy reprezentacji, itd. Gdyby nie nakładano kar, to za co kadra jeździłaby na turnieje ME i MŚ 85-125, 250 cc? Byłaby dziura w budżecie? Zawodnicy sami opłacaliby te wyjazdy? Pytania, które się nasuwają, są oczywiste, bo przecież nie da się oszacować, ile pieniędzy wpłynie z kar w danym roku.
ZOBACZ WIDEO: Stadion był w szoku! Takiego rozstrzygnięcia w tym biegu nikt się nie spodziewał
Pół żartem pół serio, ale czy działamy na zasadzie "dajcie zawodnika/klub, a znajdzie się paragraf?". Piszę to z przekąsem, bo co robi GKSŻ, gdy brakuje jej środków na jakiś reprezentacyjny wyjazd? Nakłada kary? Dobrze się stało, że po moim ostatnim felietonie opublikowano wspomniane liczby, bo to lepsze niż niewiedza. Jednak nadal brakuje mi jakiejś myśli przewodniej w tym działaniu.
Rozumiem, że jak zdarzyłby się sezon, w którym zawodnicy byliby wyjątkowo grzeczni i nie dawaliby powodów do nakładania kar, a wszystkie kluby działałyby wzorowo, to GKSŻ nie miałby pieniędzy na dyscyplinę, na wyjazdy reprezentacji?
Dochodzą mnie też słuchy, że regulamin szkoleniowy, na podstawie którego wydano decyzję o "opłatach szkoleniowych", jak GKSŻ chce nazywać kary za szkolenie, jest pomysłem PGE Ekstraligi. Jest to zaskakujące, skoro same kluby są zdziwione tym, że takie kary, przepraszam - opłaty szkoleniowe, dostały.
Wniosek z ostatnich wydarzeń jest taki, że lepiej mieć jednego juniora niż dziesięciu, bo łatwiej w ten sposób zapewnić mu regulaminową liczbę biegów i nie dostać "opłat szkoleniowych". To istne kuriozum oczywiście, które zniechęca do szkolenia. Dlatego lepiej, aby przyznać się do błędu niż dalej w to brnąć. Mam nadzieję, że refleksja będzie taka, że owy regulamin szkoleniowy zostanie w jakiś sposób urealniony.
Obecnie trudno bowiem mówić, aby regulamin szkoleniowy promował uczenie młodych zawodników żużla, skoro kary ("opłaty szkoleniowe") dostają kluby z Leszna, Ostrowa Wielkopolskiego czy Gorzowa Wielkopolskiego, czyli te ośrodki, gdzie chowanie młodych talentów wygląda najlepiej.
Powinna być jakaś strategia działania i pod nią powinny być podporządkowane narzędzia, bo dziś mamy sytuację, w której nagrodami ze szkolenie chwali się Zdunek Wybrzeże Gdańsk, które ma... najgorszych juniorów w 1. Lidze Żużlowej i do tego wspomaga się młodzieżowcami z innych ośrodków.
Czytaj także:
- Właściciel Apatora mówi o gigantycznych problemach Unii i GKM-u
- Frątczak wróci do pracy jeszcze w tym sezonie?!