Bartosz Zmarzlik zgodnie z przypuszczeniami potwierdził swoją dominację na krajowym podwórku. Reprezentant Polski przed poniedziałkowym 3. finałem IMP miał siedem punktów przewagi nad drugim Maciejem Janowskim i niewiele potrzebował, by na Moto Arenie postawić kropkę nad "i".
To mu się udało. W Łodzi przegrał tylko dwa razy - w pierwszej serii z Jarosławem Hampelem i w ostatnim wyścigu z Januszem Kołodziejem.
- Każdy dzień jest inny. Dziś (tj. poniedziałek - dop. red.) było fajnie od początku, praktycznie do samego końca, bo nawet w ostatnim biegu dobrze się czułem. Żużel jest specyficzny, ale cieszę się z tego, że mając dobrą czy gorszą dyspozycję, to udawało mi się osiągać dobre wyniki - powiedział po zawodach w rozmowie z Robertem Sitnickim na antenie Canal+ Sport.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Krużyński, Lidsey i Dowhan
Reporter zapytał Zmarzlika, który w swoim CV ma już trzy tytuły mistrza Polski o świętowanie tegorocznego triumfu. Odpowiedź nikogo raczej szczególnie nie zaskoczyła. - Za bardzo nie ma czasu, bo we wtorek kolejne zawody w Szwecji. Bardzo się cieszę, że udało mi się kolejny złoty medal mistrzostw Polski dołożyć i że zrobiłem to trzeci raz z rzędu. Bardzo fajnie było tutaj jeździć, bo byłem tutaj po raz pierwszy - dodał.
28-latek zdobywając trzeci złoty medal, awansował w klasyfikacji medalowej Indywidualnych Mistrzostw Polski na szóste miejsce. Już tylko jeden tytuł dzieli go od Andrzeja Wyglendy, Janusza Kołodzieja i Floriana Kapały. Dalej są już tylko Zenon Plech (pięć tytułów) i Tomasz Gollob (osiem).
- Nie myślę o takich rzeczach. Chcę robić swoje, a dalej zobaczymy, co będzie i czy będą medale. Najważniejsze, to cieszyć się tym żużlem - zakończył.
Czytaj także:
Ma na stole oferty z PGE Ekstraligi. "Na pewno czuje się na siłach"
Szczere wyznanie Marka Cieślaka. "Przeszkadza mi moje nazwisko"