W minioną sobotę Bartosz Zmarzlik miał przypieczętować swój czwarty tytuł mistrza świata. Ostatecznie jednak ze względu na dyskwalifikację jego przewaga w klasyfikacji generalnej przed ostatnią rundą tegorocznych mistrzostw świata (Grand Prix Polski w Toruniu, 30 września o godz. 19, transmisja w TTV) stopniała do zaledwie sześciu punktów. Jury zawodów w Danii, choć miało możliwość złagodzenia werdyktu, to zdecydowało się na najsurowszą możliwą karę.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jak pan zareagował, gdy dowiedział się, że lider cyklu Grand Prix, Bartosz Zmarzlik został zdyskwalifikowany z udziału w turnieju GP z powodu niewłaściwego stroju podczas kwalifikacji?
Tony Rickardsson (sześciokrotny mistrz świata, ambasador GP): Byłem w totalnym szoku. Byłem akurat podczas zagranicznej delegacji, więc o wszystkim dowiedziałem się z artykułu. Obejrzałem zawody, ale do domu wróciłem dopiero w czwartek, więc szczerze mówiąc nie śledziłem całego tego zamieszania. Tak naprawdę widziałem tylko oświadczenie FIM. Dyskwalifikacja lidera mistrzostw świata to szok, ale trzeba pamiętać, że przepisy są przepisami i trzeba ich przestrzegać. Jeśli ktoś popełnia błąd, to musi liczyć się z konsekwencjami.
Czy biznes naprawdę powinien aż tak mocno wpływać na rywalizację sportową?
Szczerze mówiąc nie mam odpowiedzi na to pytanie. Nie znam wszystkich okoliczności. Może gdybym był w Vojens, to miałbym większą wiedzę i mógł się na ten temat wypowiedzieć. Wychodzę jednak z założenia, że przepisy są przepisami. Współczuję Bartkowi i całemu jego teamowi, ale pamiętajmy, że jeśli będziemy robili wyjątki, to przepisy przestaną być przepisami.
Dyskwalifikacja z zawodów za brak odpowiedniej reklamy podczas kwalifikacji? Nie ma pan wrażenia, że w tym przypadku regulamin jest zbyt surowy?
Jeszcze raz powtórzę - możemy się nie zgadzać z regulaminem, ale on obowiązuje wszystkich zawodników. Rozumiem, że to był błąd zawodnika i teamu. Nie możemy jednak wybiórczo traktować regulacji. Każdego obowiązują tak samo. Jeśli Zmarzlik zostałby potraktowany ulgowo, to za chwilę każdy żużlowiec mógłby startować w dowolnym kombinezonie i nikogo nie można byłoby za to ukarać. Trzeba przestrzegać przepisów. Jestem jednak pewny, że teraz już nikt nie popełni takiego błędu, bo będzie wiedział, że z władzami cyklu nie ma żartów.
ZOBACZ WIDEO: Drastyczny spadek Kacpra Woryny. Zawodnik tłumaczy
Miał pan kiedyś taką sytuacje?
Nie. Zawsze podczas Grand Prix i innych turniejów miałem właściwy kevlar.
Teraz Bartosz Zmarzlik ma duże kłopoty. Nie dość, że jego przewaga stopniała do zaledwie sześciu punktów, to dodatkowo musi poradzić psychicznie ze sporym zamieszaniem. Ma pan dla niego jakieś rady?
On dominował przez cały rok i jestem przekonany, że podtrzyma to do końca sezonu. Oczywiście, teraz pojawiła się szansa na tytuł dla Fredrika Lindgrena, ale Bartek po prostu powinien dalej robić swoje. Sześć punktów to nieduża przewaga, ale dla tak znakomitego zawodnika powinna być wystarczająca. Trzeba jednak przyznać, że Lindgren to twardziel. Jeśli tylko będzie miał dobry dzień, a Zmarzlik nieco gorszy, to czekają nas naprawdę ekscytujące zawody.
Jeszcze w czasach swojej kariery wspominał pan, że nie lubił tygodnia poprzedzającego najważniejsze zawody w roku, bo zawsze mocno się pan denerwował. Jest jakiś sposób na walkę ze stresem?
Każdy ma swój własny sposób. Ja zamykałem się w bańce i nie dopuszczałem do tego, by cokolwiek mogło mnie rozproszyć. Zmarzlik zdołał już pewnie wypracować sobie własny sposób, bo przecież był już w podobnej sytuacji. To coś kompletnie nowego dla Lindgrena i to on może czuć się bardziej nieswojo. Obaj sobie z tym poradzą. Cała sztuka polega na tym, by nic nie zmieniać i po prostu zachowywać się tak, jak zwykle. Oczywiście łatwiej o tym opowiadać niż to zrobić.
Zgodzi się pan z teorią, że teraz to Lindgren jest w lepszej pozycji? Ma niewielką stratę, a do tego minimalną presję.
Coś w tym jest. Lindgren jeszcze tydzień temu miał 24 punkty straty do Zmarzlika, a teraz niespodziewanie otworzyła się przed nim szansa na mistrzostwo świata. Lindgren nie ma nic do stracenia, dla Zmarzlika z kolei brak tytułu byłby gigantyczną porażką. Przecież wszyscy - także ja - widzieli go z kolejnym złotym medalem. Była szansa, że zdobędzie go już w Vojens, a zamiast tego, wszystko znów jest otwarte.
Fredrik Lindgren ściga się na silnikach Berta van Essena, czyli tym samym sprzęcie, na którym na Motoarenie w Toruniu szaleje w tym roku Emil Sajfutdinow. Czy to może mieć znaczenie podczas finałowej rundy Grand Prix?
Nie pamiętam jak w ostatnich latach Lindgren radził sobie na Motoarenie. Domyślam się, że całkiem dobrze. Moim zdaniem kluczowa będzie więc dyspozycja dnia. Wygra ten, kto wytrzyma ciśnienie, popełni mniej błędów i będzie miał więcej szczęścia.
Kto w takim razie - pana zdaniem - zostanie w tym roku mistrzem świata?
Moim faworytem wciąż jest Zmarzlik. W Toruniu nie może jednak popełnić zbyt wielu błędów.
W Polsce znów rozpoczyna się dyskusja o tym, że Zmarzlik rywalizuje nie tylko z rywalami na torze, ale także władzami Grand Prix. Przypomina to nieco sytuację Tomasza Golloba, który także musiał walczyć sam przeciwko wszystkim. Co pan na to?
Faktycznie widzę podobieństwa w podejściu polskich mediów do rywalizacji ich rodaków. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. W moich czasach tylko polskie media przedstawiały rywalizację o mistrzostwo świata w taki sposób, że rzekomo wszyscy byli przeciwko Gollobowi. Teraz to się powtarza. Moim zdaniem, ani w czasach Golloba, ani teraz, nie istnieje żaden spisek przeciwko Polakom. Nikt nie był przeciwko Gollobowi, a teraz nikt nie ma nic do Bartosza Zmarzlika.
To jak inaczej wytłumaczyć to, co zdarzyło się w sobotę przed Grand Prix Danii?
Zmarzlik po prostu popełnił błąd, a FIM zrobiła to, co powinna, czyli czuwała, by przepisy były przestrzegane. Nie za bardzo wiem, jak to miałoby pasować do tezy, że świat jest przeciwko Zmarzlikowi.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Arged Malesa ma nowego zawodnika
Kilka osób powinno stracić posadę