[tag=25946]
[/tag]Piotr Baron jest bohaterem największego hitu transferowego na giełdzie trenerskiej. Szkoleniowiec przez wiele lat był mocno związany z Fogo Unią Leszno i jego nagła decyzja o odejściu z zespołu była dla środowiska olbrzymim zaskoczeniem.
Nie ma co się jednak temu dziwić, bo Baron o swoich planach nie poinformował nawet działaczy Byków, którzy o wszystkim dowiedzieli się podczas jednej z przedmeczowych konferencji prasowych.
Na brak zainteresowania nie mógł narzekać. Szybko rozdzwoniły się telefony, a posiadanie takiego szkoleniowca było priorytetem dla każdego prezesa, szczególnie tych z klubów ekstraligowych.
ZOBACZ WIDEO: Czy Kołodziej chciał wymóc wzmocnienia w Unii? "Zaakceptowałem to"
Droga zawodowa poprowadziła jednak Barona do macierzystego For Nature Solutions KS Apatora Toruń. I możemy tu mówić o symbolicznej chwili, bo 49-latek zastąpi Jana Ząbika. Człowieka, który sprawił, że Baron trafił na żużlowe tory.
Nowy szkoleniowiec Aniołów od najmłodszych lat zdradzał predyspozycje sportowe. Jak każdy młody chłopak często dosiadał motocykli, a jak sam żartował w jednym z wywiadów - szybciej zaczął sobie radzić z operowaniem manetką gazu, niż zapoznał się z alfabetem. Jednak początkowo nie myślał o tym, by iść w ślady mistrzów jazdy w lewo. Chciał być hokeistą i związać się na długie lata z Pomorzaninem Toruń.
- Kiedyś poszedłem zapisać się do sekcji hokejowej, ale jeździłem też motocyklem koło domu. Przejeżdżał akurat obok Ząbik i powiedział, abym poszedł na żużel. Nie było mi to za bardzo po drodze, ale poszedłem. I... zostałem - wspominał o tym Baron w jednym z wywiadów dla "Tygodnika Żużlowego".
I tak oto z toruńskiego Kaszczorka Baron trafił do żużla, a nie na lodowe tafle. Początki nie były jednak łatwe. W serwisie speedway.hg.pl możemy przeczytać wspomnienie, że pierwszego dnia, kiedy dosiadł żużlowej maszyny, to jeździł przez osiem godzin. Od początku wykazywał predyspozycje, ale i zarazem ogromną pracowitość. Jako 15-latek był w stanie wygrywać z bardziej doświadczonymi kolegami.
Kiedy szykował się do egzaminu na licencję żużlową, jego rodzice przenieśli się na grudziądzki Strzemięcin, a niedługo po nich osiadł tam również Jan Ząbik. Kiedy pojawił się na treningu tamtejszej szkółki, to grudziądzanie zacierali ręce, że adept w barwach GKM-u przystąpi do sprawdzianu żużlowych umiejętności. Tak się jednak nie stało. Stosowne dokumenty uzyskał w barwach Apatora.
Długo w toruńskim zespole jednak nie zagościł, bo szybko przeniósł się właśnie do GKM-u Grudziądz. Po części było to spowodowane również tym, że szkoleniowcem tamtejszej drużyny został właśnie Ząbik. Pod jego skrzydłami rozwijał się jednak przez jeden sezon i powędrował do Sparty Wrocław. To był moment, w którym drogi obu panów się rozjechały.
I tak przez wiele lat Baron pisał karty historii swojej kariery, którą mocno wyhamowały kontuzje. Następnym etapem pracy było podjęcie wyzwań związanych z rolą szkoleniowca, choć między rozbratem z motocyklem, a nową funkcją w czarnym sporcie minęło kilka długich sezonów.
Torunianin swoją pracę w roli trenera rozpoczął we wrocławskim klubie, a następnie na długie lata zadomowił się w Lesznie. Teraz wraca do rodzinnego miasta, gdzie się wychowywał, choć na innym obiekcie, niż sam startował. I zastąpi w zespole człowieka, który był jego mentorem i nauczycielem, szkolił go pierwszych podstaw w czarnym sporcie, a w minionym sezonie sięgnął z For Nature Solutions KS Apatorem Toruń po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
A Baron od początku zyskuje sporo radości z pracy w macierzystym klubie. Ilona Termińska przyznaje otwarcie, że wiele pozytywnej energii, z której pozytyw czerpie cały klub, płynie właśnie od nowego trenera. Czas pokaże, jaki wynik osiągną Anioły pod wodzą tego szkoleniowca. Do zrobienia będzie miał wiele, bo ma pomóc także osiągnąć pełnię potencjału wśród młodzieżowców.
Czytaj także:
1. Nowy sezon będzie dla nich kluczowy. Pojadą po raz ostatni w gronie juniorów
2. Nicki Pedersen bez litości dla bratanka. To była sroga lekcja dla 16-latka