Żużel. Kontrowersyjne "dzikie karty" w Grand Prix. Discovery i FIM się tłumaczą

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera

We wtorek poznaliśmy nazwiska pięciu zawodników, którzy otrzymali stałe "dzikie karty" w cyklu SGP 2024. Wybór Warner Bros Discovery Sports i FIM może zaskakiwać. Działacze bronią jednak swojej wizji.

Spore zaskoczenie - tak należy podsumować obsadę cyklu SGP na sezon 2024. W gronie zawodników ze stałymi "dzikimi kartami" zabrakło chociażby Macieja Janowskiego i Maxa Fricke. Zwłaszcza przypadek Polaka jest ciekawy, bo tegoroczna kampania była pierwszą tak słabą w jego wykonaniu. Wcześniej wrocławianin plasował się w czołówce mistrzostw, a w roku 2022 zdobył nawet brązowy medal.

W gronie nominowanych znaleźli się za to m.in. Andrzej Lebiediew, Kai Huckenbeck i Dominik Kubera. Łącznie w przyszłym roku w SGP zobaczymy przedstawicieli aż dziewięciu różnych nacji, co bez wątpienia miało wpływ na decyzję Warner Bros Discovery Sports i FIM.

- W ramach wizji Warner Bros Discovery Sports, zakładającej uczynienie tego sportu bardziej dostrzeganym, powiększenie naszej bazy fanów w większej liczbie krajów jest kluczowe. Fakt, że będziemy mieć przedstawicieli dziewięciu różnych państw może tylko pomóc. Kibice z tych krajów będą mogli śledzić i wspierać swoich idoli w 2024 roku - tłumaczy Laura Manciet, dyrektor żużlowych mistrzostw świata.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zwierzę wpadło na murawę. Podczas meczu!

- Mamy nadzieję, że fani w każdym z tych państw będą śledzić poczynania swoich zawodników przez cały sezon. To może tylko zwiększyć zainteresowanie żużlem. Gratulujemy wszystkim z listy startowej SGP 2024 i życzymy im wszystkiego dobrego - dodaje Manciet.

W podobny sposób decyzji działaczy broni Phil Morris. - Po utrzymaniu prawie niezmienionej obsady SGP w latach 2022-2023, zdecydowano, że wprowadzimy kilka nowych nazwisk do mistrzostw. Zawsze trudno jest poinformować żużlowców, że nie będą startować w cyklu w kolejnym sezonie. Równocześnie mamy nadzieję, że piątka debiutantów wykorzysta swoją szansę - stwierdza dyrektor wyścigowy SGP.

Ze stworzonej lisy startowej zadowolony jest też Armando Castagna. - Celem FIM jest zaangażowanie jak największej liczby państw w Grand Prix, dlatego czymś wspaniałym jest to, że będziemy mieć przedstawicieli aż dziewięciu różnych nacji. Mamy pięciu debiutantów, więc zapowiada się wspaniały sezon. Zwłaszcza że Łotwa po raz pierwszy będzie mieć swojego reprezentanta, a do stawki wracają też Niemiec i Czech - mówi dyrektor Komisji Wyścigów Torowych FIM.

Czytaj także:
- Zmarzlik powinien obawiać się Lindgrena? Szwed czuje, że najlepsze jeszcze przed nim
- Pedersen nie traci nadziei. Ujawnił szczegóły rozmów z klubami

Komentarze (70)
avatar
Möchomorek 
4.10.2023
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Ciekawe jak długo się utrzyma mój videoMEM na tym Wrocławsko-Gorzowskim portalu? 
avatar
szakal44
4.10.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Brakuje jeszcze dzikusa dla Castagny, Francuza i Węgra. To obiecali zrobić za rok. 
avatar
Żużel-fun
3.10.2023
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Czy to są mistrzostwa świata, czy konkurs piękności, gdzie każdy kraj ma swojego przedstawiciela? Lebiediew 2 linia w UL będzie tam ,a Janek nie. Nic nie kumam. Za głupi jestem. 
avatar
Robert z Częstochowy
3.10.2023
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
...jeszcze Węgra brakuje do tej różnorodności, Sandor Tihanyi zrobiłby show...:) 
avatar
speed01
3.10.2023
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Te dzikusy nie są złe, ale zamiast Lebiody mógłby być Becker, a zamiast Woffindena Fricke.