Żużel. Pedersen: Nie chcę czekać na kogoś pomyłkę lub kontuzję

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

- Nawierzchnie w Lublinie, Toruniu i Krośnie podczas meczów z GKM przypominały tory motocrossowe, a ja nie miałem energii - mówi Nicki Pedersen, który uważa, że tegoroczne kłopoty na giełdzie transferowej to w dużej części wina... dziennikarzy.

[b]

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Czy jest pan zaskoczony tym, co dzieje się podczas tegorocznej giełdy transferowej?[/b]

Nicki Pedersen (trzykrotny mistrz świata): Nie. Dlaczego miałbym być?

Indywidualnie jest pan 16. najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi, a do tej pory nie znalazł się żaden klub z elity, czy 1. LŻ, który chciałby pana zatrudnić. To pierwsza taka sytuacja w pana karierze.

To decyzja poszczególnych klubów. To oni muszą chcieć mnie zatrudnić. Obecnie jest, jak jest. Wszystko wskazuje na to, że za rok będę jeździł w I lidze. Dwa, trzy kluby są zainteresowane rozmowami ze mną, więc jestem optymistą. Co ważne, w tym roku zdecydowałem się na rekordowo wczesne rozpoczęcie przygotowań do kolejnego sezonu. Zwykle z mocnymi treningami ruszam w listopadzie, a nawet w grudniu, a tym razem zacząłem już drugiego października.

Skąd taka decyzja?

Ten rok był dla mnie wyjątkowo trudny. Zimą walczyłem z kontuzją, a przez to miałem utrudnione przygotowania. Teraz jestem zdrowy i nic nie stoi na przeszkodzie, by mocno trenować już w październiku. Wracam do diety i każdy dzień zaczynam od treningu kardio. Nie mogę się doczekać przyszłego sezonu, choć wiem, że najpierw muszę podpisać kontrakt.

Mówi pan, że jest niemal pewne, że podpisze pan kontrakt w jednym z klubów pierwszoligowych. Po tylu latach spędzonych w PGE Ekstralidze już pogodził się pan z odejściem z tej ligi?

Nie powiem, że w ogóle nie jest mi żal. Wiem jednak, że 1. LŻ jest coraz lepiej zorganizowana. Jest tam mnóstwo ambitnych klubów i na pewno nie będzie tam łatwo. Podchodzę do tego jak do każdego innego wyzwania. Przychodzę, by dać ludziom rozrywkę i będę dawał z siebie wszystko, bez względu na poziom rozgrywkowy. Zrobię wszystko, by wznieść mój klub na wyższy poziom pod każdym względem.

A może lepszym pomysłem dla pana byłoby poczekanie do marca i wykorzystanie problemów jednego z klubów PGE Ekstraligi. Rozważał pan to, by zimę przeczekać bez klubu?

W ogóle nie biorę takiego scenariusza pod uwagę. Nie jestem typem osoby, która czeka na pomyłkę, czy kontuzję kogoś innego. Nie potrzebuję czegoś takiego. Być może to byłoby dla mnie korzystniejsze, ale ja wolę podpisać kontrakt już teraz i przygotowywać się z myślą o jeździe dla konkretnego klubu. Jeśli wszystko się dobrze ułoży, to do elity mógłbym wrócić w 2025 roku. Zobaczymy, co się wydarzy.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Zmarzlik, Sadowski i Dryła

Problem w tym, że tory w 1.LŻ nie są tak twarde i łatwe do jazdy jak w PGE Ekstralidze. To może być dodatkowy problem. Obawia się pan tego?

W ogóle mnie to nie obchodzi. Przepraszam, że to powiem, ale głupi dziennikarze nie są w stanie zrozumieć tego, że jeszcze nikt nie przechodził przez tak poważną kontuzję, jak ja w tym roku. Tegoroczne nawierzchnie w Lublinie, Toruniu i Krośnie podczas meczów z GKM przypominały tory motocrossowe. Nie miałem żadnych problemów z biodrem. Nie byłem w stanie dokończyć tych spotkań, bo miałem za niski poziom cukru w organizmie. To właśnie przez to czułem się tak, jakby w moim ciele brakowało energii. To dlatego pojechałem słabiej w tych spotkaniach. Nie było to spowodowane kontuzją.

Mam jednak wrażenie, że niechęć prezesów do zatrudniania pana w tym roku nie wynika z tego, co piszą dziennikarze.

Oczywiście, że wynika. Dziennikarze piszą takie rzeczy, potem ludzie dyskutują o tym i robią się problemy. Prawda jest taka, że w tych meczach energii wystarczyło mi na dwa, trzy biegi, a potem po prostu brakowało mi siły. Byłem dobrze przygotowany do tych spotkań, ale coś dziwnego działo się z moim ciałem. Trochę zajęło mi szukanie przyczyn, ale gdy odkryłem powody, szybko uporałem się z problemem. To musiało jednak chwilę potrwać, bo trudno zmienić to w dwa dni. Teraz jestem mądrzejszy i mogę zapewnić, że na marzec będę perfekcyjnie przygotowany.

Czy w takim razie prezesi przestali wierzyć w pana słowa? Jak inaczej wytłumaczyć tak poważne problemy ze znalezieniem pracodawcy?

Nie wiem, co myślą sobie prezesi. Najwidoczniej faktycznie nie wierzą, że wrócę w najwyższej formy. Nie muszę już nikomu nic udowodniać, ale chcę udowodnić coś sobie. Przed tym sezonem wiedziałem, że to będzie trudny rok, bo nikt jeszcze po takiej kontuzji nie wrócił do zawodowego sportu. Mi się udało i wykonałem naprawdę dobrą robotę. Biodro jest w świetnej dyspozycji i to teraz nie będzie już żadnym problemem.

Czy jakikolwiek ekstraligowy klub kontaktował się z panem w trakcie tegorocznej giełdy?

Prowadziłem rozmowy z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz, ale od tamtego czasu żaden z klubów PGE Ekstraligi nie odzywał się do mnie. Nie było żadnego telefonu choćby od działaczy Falubazu.

Czy to oznacza, że nie ma żadnych szans, że zobaczymy pana w przyszłorocznej PGE Ekstralidze?

Nie mogę powiedzieć, że w stu procentach nie ma na to szans. Prawdopodobieństwo jest niewielkie. To trochę tak jak w związku, gdy próbujesz dzwonić 10 razy do drugiej osoby, a ona nie odbiera, to wiesz, że coś jest nie tak. Nie ma jednak powodów, by się zamartwiać.

Który klub w 1. LŻ jest w takim razie najbliższej kontraktu z panem?

Nie wiem. Dwa, trzy kluby kontaktowały się ze mną, wśród nich była Łódź, ale zobaczymy, co wyjdzie z naszych rozmów. Najpierw muszę zobaczyć konkretną propozycję kontraktu i wtedy będziemy mogli rozmawiać o konkretach. W tym momencie nie chodzi mi nawet o pieniądze, choć oczywiście żużel to moja praca.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Zmarzlikowi zaszkliły się oczy
Znamy zwycięzcę 2. LŻ. To był łatwy awans

Źródło artykułu: WP SportoweFakty