Żużel. Przez konflikt działaczy zamknięto kolejny tor! Polacy zainteresowali się jego kupnem

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: stadion żużlowy w Nagyhalasz
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: stadion żużlowy w Nagyhalasz

Na torze w Nagyhalasz oglądaliśmy w ostatnich sezonach wiele imprez europejskiego i światowego formatu. Działacze tamtejszego obiektu podjęli jednak decyzję o jego zamknięciu.

W ostatnich latach węgierski żużel przechodził spory kryzys. Brakowało zawodników chcących uprawiać czarny sport, ale i przede wszystkim obiektów, gdzie można byłoby trenować oraz rozgrywać zawody.

Jeszcze do niedawna Węgrzy mogli chwalić się czterema torami - w Debreczynie, Gyuli, Nagyhalasz oraz Vasad. Wcześniej zaledwie trzy lata istniał owal w Morahalom, a w przeszłości również w Miszkolcu, gdzie tamtejsza drużyna ścigała się w polskiej lidze.

Dziś już wiemy, że węgierska mapa kurczy się o ośrodek w Nagyhalasz. Tor, gdzie byliśmy świadkami wielu świetnych wyścigów, zostaje zamknięty.

ZOBACZ WIDEO: Vaclav Milik: Nie jestem zadowolony z tego sezonu. Tor w Krośnie mógłby być jeszcze trudniejszy

Kibice mocno ubolewają nad tym faktem, bo przez dziewięć lat w Nagyhalasz odbyło się wiele imprez rangi mistrzostw świata i Europy, jak chociażby runda kwalifikacyjna do SEC czy finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (oba wydarzenia w 2022 roku - dop. red.), a w tym roku SEC Challenge.

- Otrzymywaliśmy wiele pochwał dotyczących organizacji zawodów i jakości toru, zarówno od menadżerów, jak i sędziów oraz zawodników. To wiele dla nas znaczy i kiedy poszła informacja, że nie zorganizujemy więcej zawodów, to wielu fanów przekonywało nas do zmiany decyzji - powiedział właściciel Nagyhalasz Speedway Ring, Jozsef Albok w rozmowie z nyiregyhaza.hu.

Powodem takiej sytuacji mają być konflikty na linii Albok - węgierska federacja. Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku, kiedy to szefowi tamtejszego związku zarzucono fakt, że imprezy, o które wnioskowało Nagyhalasz - otrzymywał Debreczyn. Dodatkowo jedno z wydarzeń zostało przeniesione bezpośrednio z Nagyhalasz do Debreczyna.

Albok tłumaczył w jednym z wywiadów, że pisał listy do prezesa MaMS (odpowiednik polskiego GKSŻ/PZM - dop. red.), który później przyznał mu, że nawet ich nie czytał, bo nie miał czasu.

Zdecydowano, że współpraca z takim działaczem nie ma sensu i stąd decyzja o zamknięciu toru. Działacz zdradził również, że dostał ofertę sprzedaży obiektu od... Polaków, ale więcej informacji w tym temacie nie ujawnił. Wiemy natomiast, że z Albokiem o kontynuacji organizacji zawodów rozmawiali również działacze FIM i FIM Europe.

- Marzyliśmy o turniejach, jakie nam przyznawano. Wiedzieli, że przygotowanie toru jest bardzo dobre, tak samo, jak posiadana przez nas infrastruktura. Spełnialiśmy oczekiwania - dodał działacz.

W przyszłym roku zawodów w Nagyhalasz nie zobaczymy
W przyszłym roku zawodów w Nagyhalasz nie zobaczymy

A w Nagyhalasz ostatnio zainwestowano bardzo wiele pieniędzy w modernizację obiektu, który doczekał się np. oświetlenia. I choć oficjalnie kończy on swoją działalność, to kibice wierzą w cud. W węgierskich mediach pojawiła się nawet wzmianka, że chęć organizacji zawodów w tym mieście jest tak duża, że w przypadku przyznaniu im jakichś imprez, to zewnętrzne firmy miałyby się podejmować ich przeprowadzeniu.

Ten sezon w Nagyhalasz skończył otwartym treningiem, w którym udział wzięło wielu zawodników, a na trybunach zasiadło kilkaset fanów czarnego sportu. Mogli oni na torze ujrzeć nie tylko zawodników, którzy na co dzień ścigają się w różnych rozgrywkach, ale również tych będących na emeryturze. Byli m.in. Attila Stefani oraz Norbert Magosi, którzy jeden z przejazdów zaliczyli w formie konfrontacji wyścigowej.

Czytaj także:
- Kończą wiek juniorski i wkraczają w dorosły świat czarnego sportu
- Zawieszenie Jonassona dobiegło końca. Dostał pierwszą propozycję kontraktu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty