W ostatnich latach węgierski żużel przechodził spory kryzys. Brakowało zawodników chcących uprawiać czarny sport, ale i przede wszystkim obiektów, gdzie można byłoby trenować oraz rozgrywać zawody.
Jeszcze do niedawna Węgrzy mogli chwalić się czterema torami - w Debreczynie, Gyuli, Nagyhalasz oraz Vasad. Wcześniej zaledwie trzy lata istniał owal w Morahalom, a w przeszłości również w Miszkolcu, gdzie tamtejsza drużyna ścigała się w polskiej lidze.
Dziś już wiemy, że węgierska mapa kurczy się o ośrodek w Nagyhalasz. Tor, gdzie byliśmy świadkami wielu świetnych wyścigów, zostaje zamknięty.
ZOBACZ WIDEO: Vaclav Milik: Nie jestem zadowolony z tego sezonu. Tor w Krośnie mógłby być jeszcze trudniejszy
Kibice mocno ubolewają nad tym faktem, bo przez dziewięć lat w Nagyhalasz odbyło się wiele imprez rangi mistrzostw świata i Europy, jak chociażby runda kwalifikacyjna do SEC czy finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (oba wydarzenia w 2022 roku - dop. red.), a w tym roku SEC Challenge.
- Otrzymywaliśmy wiele pochwał dotyczących organizacji zawodów i jakości toru, zarówno od menadżerów, jak i sędziów oraz zawodników. To wiele dla nas znaczy i kiedy poszła informacja, że nie zorganizujemy więcej zawodów, to wielu fanów przekonywało nas do zmiany decyzji - powiedział właściciel Nagyhalasz Speedway Ring, Jozsef Albok w rozmowie z nyiregyhaza.hu.
Powodem takiej sytuacji mają być konflikty na linii Albok - węgierska federacja. Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku, kiedy to szefowi tamtejszego związku zarzucono fakt, że imprezy, o które wnioskowało Nagyhalasz - otrzymywał Debreczyn. Dodatkowo jedno z wydarzeń zostało przeniesione bezpośrednio z Nagyhalasz do Debreczyna.
Albok tłumaczył w jednym z wywiadów, że pisał listy do prezesa MaMS (odpowiednik polskiego GKSŻ/PZM - dop. red.), który później przyznał mu, że nawet ich nie czytał, bo nie miał czasu.
Zdecydowano, że współpraca z takim działaczem nie ma sensu i stąd decyzja o zamknięciu toru. Działacz zdradził również, że dostał ofertę sprzedaży obiektu od... Polaków, ale więcej informacji w tym temacie nie ujawnił. Wiemy natomiast, że z Albokiem o kontynuacji organizacji zawodów rozmawiali również działacze FIM i FIM Europe.
- Marzyliśmy o turniejach, jakie nam przyznawano. Wiedzieli, że przygotowanie toru jest bardzo dobre, tak samo, jak posiadana przez nas infrastruktura. Spełnialiśmy oczekiwania - dodał działacz.
A w Nagyhalasz ostatnio zainwestowano bardzo wiele pieniędzy w modernizację obiektu, który doczekał się np. oświetlenia. I choć oficjalnie kończy on swoją działalność, to kibice wierzą w cud. W węgierskich mediach pojawiła się nawet wzmianka, że chęć organizacji zawodów w tym mieście jest tak duża, że w przypadku przyznaniu im jakichś imprez, to zewnętrzne firmy miałyby się podejmować ich przeprowadzeniu.
Ten sezon w Nagyhalasz skończył otwartym treningiem, w którym udział wzięło wielu zawodników, a na trybunach zasiadło kilkaset fanów czarnego sportu. Mogli oni na torze ujrzeć nie tylko zawodników, którzy na co dzień ścigają się w różnych rozgrywkach, ale również tych będących na emeryturze. Byli m.in. Attila Stefani oraz Norbert Magosi, którzy jeden z przejazdów zaliczyli w formie konfrontacji wyścigowej.
Czytaj także:
- Kończą wiek juniorski i wkraczają w dorosły świat czarnego sportu
- Zawieszenie Jonassona dobiegło końca. Dostał pierwszą propozycję kontraktu