Żużel. Sprawił gigantyczną sensację w IMP. Karierę zakończył w wieku 22 lat

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Świątkiewicz (kask niebieski) w walce z Grzegorzem Rempałą
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Tomasz Świątkiewicz (kask niebieski) w walce z Grzegorzem Rempałą

Tomasz Świątkiewicz w wieku 19 lat został srebrnym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Polski. To była gigantyczna sensacja. Karierę zakończył trzy lata po tym sukcesie. Właśnie obchodzi 49. urodziny.

W tym artykule dowiesz się o:

Jest jednym z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii Apatora Toruń i to pomimo tego, że na żużlu ścigał się przez pięć sezonów. Tomasz Świątkiewicz wraz z Aniołami wywalczył jeden srebrny oraz cztery brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Do tego w 1993 roku sięgnął po sensacyjne srebro w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Miał wtedy niecałe 19 lat. Nic zatem dziwnego, że przewidywano mu wielką karierę.

Sensacyjny medal

Jednodniowe finały Indywidualnych Mistrzostw Polski miały swoją niepowtarzalną magię. Często zdarzały się wielkie niespodzianki i jedną z nich sprawił właśnie Świątkiewicz. W rozegranym na torze w Bydgoszczy turnieju musiał uznać wyższość tylko Tomasza Golloba. Ten był zresztą dla niego wzorem przez całe życie.

Świątkiewicz był wtedy juniorem. I był to jego pierwszy sezon, w którym przedarł się do podstawowego składu Apatora. Wcześniej był rezerwowym i łącznie w dwa lata zaliczył 20 wyścigów. W 1993 roku pokazał, że drzemie w nim duży potencjał. Nie wszystko poszło jednak po myśli zawodnika.

ZOBACZ WIDEO: Czy Janusz Kołodziej marnuje się w Fogo Unii Leszno?

On sam nie ukrywał, że podpisanie umowy z klubem z Torunia było błędem. Wszak żużla uczył się w Starcie Gniezno, ale do licencji podszedł jako zawodnik Apatora. Powód? Start nie wysłał go na egzamin do Opola, a torunianie obiecali - jak sam mówił - złote góry. I tak trafił do zespołu Apatora, który wtedy słynął z dobrego szkolenia i był w czołówce polskiej ligi.

Po świetnym sezonie 1993 chciał odejść z Torunia do Bydgoszczy, by ścigać się u boku Golloba. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Jak mówił w wywiadzie "Nowościom", zdecydował się zostać w Apatorze, gdzie obiecano mu pomoc przy zakupie mieszkania. Na obietnicach się skończyło.

Koszmarna kontuzja

Kto wie, czy gdyby odszedł, to jego kariera nie potoczyłaby się inaczej. Został jednak w Toruniu i stale rozwijał swoje umiejętności. Aż w 1995 roku przyszedł pechowy przedsezonowy mecz sparingowy z Włókniarzem Częstochowa. Tam doszło do groźnego upadku, w wyniku którego Świątkiewicz doznał koszmarnej kontuzji: otwarte, wieloodłamowe złamanie kości udowej z przemieszczeniem i zwichnięcie lewego barku.

- Pamiętam wszystko doskonale, bo nie straciłem przytomności. Jak mnie wieziono w karetce do szpitala to już wiedziałem, że to koniec sezonu. No cóż, młody byłem i głupi. Doświadczeni zawodnicy się oszczędzali, tor był ciężki, ale dopiero po moim wypadku działacze podjęli decyzję, że nie ma sensu w takich warunkach jeździć - mówił "Nowościom".

Do wypadku doszło po tym, jak na wejściu w łuk obróciło Sebastiana Ułamka. Świątkiewicz skontrował motocykl, ale zahaczył o tylne koło maszyny częstochowianina. Upadł na tor, uderzył w niego motocykl, a do tego przejechali po nim Krzysztof Kuczwalski i Marian Jirout. To nie mogło skończyć się dobrze.

To był koniec

Kontuzja w zasadzie zakończyła jego karierę. Po długim leczeniu wrócił na tor w sezonie 1996. Pojechał w 20 meczach, wykręcił średnią 0,654 pkt na bieg. I w Toruniu już go nie chciano. Nie pomogły też doniesienia, że stracił palce w wyniku wybuchu petardy i problemów z prawem.

- Mam wszystkie 10 palców. Jedynie w prawej dłoni brakuje mi paznokcia na palcu wskazującym. To cała prawda o wybuchu petardy. Życzyłbym każdemu żużlowcowi, by skończył karierę w takiej kondycji fizycznej, jak ja. Za to nie życzyłbym nikomu, żeby kończył w takiej kondycji psychicznej, jak ja, ale to już inny temat - tłumaczył.

Po zakończeniu kariery przez długie lata miał problemy z psychiką. Wrócił do rodzinnego domu na wsi, prowadził swoją firmę. Odciął się od żużla. Po latach wrócił na stadion jako kibic. Gdy pojechał do Torunia, nie ukrywał zdziwienia, że nie ma już starego stadionu na Broniewskiego, gdzie trwała budowa galerii handlowej.

- Jak przerwałem karierę, to nie miał kto mi podać pomocnej dłoni. Jeżeli w Toruniu nie miałem czego szukać, to gdzie miałem szukać kogoś, kto mi pomoże? - dodawał.

Czytaj także:
Półtora okrążenia: Nie przeszkadza mi Łaguta śpiewający polski hymn. Byłabym dumna z jego wygranych
Turniej Grand Prix w Gorzowie czy w Gdańsku? Zapadła decyzja w tej sprawie!

Komentarze (1)
avatar
czysta_prawda
9.11.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Mam wrażenie że żużlowcy pamiętają o tym, że jest to ich praca i zawód tylko jak podpisują kontrakty, lub chcą tyle i tyle za punkt. Jeśli ktoś kończy karierę lub zostaje zwolniony z klubu/prac Czytaj całość