Żużel. Kontuzje naznaczyły jego karierę. Wpadł na przemycie pism dla dorosłych

Andrzej Jurczyński to legenda Włókniarza Częstochowa, która z klubem sięgnęła po mistrzostwo zarówno jako zawodnik, jak i trener. Jego kariera naznaczona była kontuzjami i barwnymi opowieściami. Właśnie obchodzi 73. urodziny.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Andrzej Jurczyński WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Andrzej Jurczyński
Każdy kibic znający historię Włókniarza Częstochowa doskonale zna Andrzeja Jurczyńskiego. To osoba, która z Lwami wywalczyła tytuł Drużynowych Mistrzów Polski zarówno w roli zawodnika, jak i trenera. Pod tym względem może się równać jedynie z dwoma innymi legendami Włókniarza: Bernardem Kacperakiem i Markiem Cieślakiem.

Jurczyński po tytuł jako zawodnik sięgnął w 1974 roku. Wtedy był jednym z liderów złotej drużyny. Z kolei jako trener świętował w 2003 roku, choć trzeba uczciwie przyznać, że większy wkład w sukces miał ówczesny menedżer zespołu, Jacek Gajewski, który odpowiadał m.in. za taktykę w meczach.

Kontuzje naznaczyły jego karierę

"Ruski" na torze dla Włókniarza oddał kawał zdrowia. Starsi kibice częstochowskiego żużla do dziś wspominają to, co dla klubu zrobił Jurczyński. Stał za największymi sukcesami tego klubu. Włókniarzowi był wierny przez całą karierę, a na taką miłość kibiców, jaką go obdarzono, mogło liczyć niewielu żużlowców.

ZOBACZ WIDEO: Czy Janusz Kołodziej marnuje się w Fogo Unii Leszno?
Karierę rozpoczął w 1968 roku. 18-latek trafił na czasy, gdy do szkółki zgłaszały się setki nastolatków. Zdołał przedrzeć się przez gęste sito selekcji i nie zawiódł trenerów, którzy obdarzyli go zaufaniem. Docenili także jednak pracowitość. W kategorii młodzieżowców nie zachwycał, ale później wyrósł na jednego z liderów zespołu.

Legendarny żużlowiec po latach wyznał w rozmowie z Czewa TV, że piętnaście razy wylądował w szpitalu i miał złamanych aż siedemnaście kości. Czy myślał wtedy o zakończeniu kariery? Nie było na to szans. Zawsze wracał na tor po to, by być jeszcze lepszym i robić show. Ludzie uwielbiali jego styl jazdy.

- Miałem z reguły słabe starty i żeby wygrać bieg musiałem się wciskać w jakąś szparę, albo kogoś przeciągnąć. Miałem dużo kontuzji w karierze, chyba najwięcej spośród wszystkich ówczesnych zawodników Włókniarza. Piętnaście razy byłem w szpitalu i miałem złamanych siedemnaście kości - wspominał swą karierę.

Groziło mu zawieszenie za pisma dla dorosłych


Jedynym rozczarowaniem może być brak sukcesów indywidualnych. Do finałów IMP zakwalifikował się tylko dwa razy. Jego dobre występy w lidze docenili trenerzy kadry narodowej. W 1974 roku Jurczyński wraz z reprezentacją Polski sięgnął po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Świata. To jego największy sukces na arenie międzynarodowej.

Dwa lata później też miał startować w finale DMŚ, tym razem na torze White City. Na przeszkodzie stanęła kontuzja palca. - Był wtedy nawet pomysł, aby uciąć mi ten złamany palec i zaszyć go w połowie. Przy takim rozwiązaniu mógłbym jechać w zawodach. Nie pozwoliłem jednak medykom tego zrobić - wspominał. W finale jego miejsce zajął Bolesław Proch, a Polacy znów sięgnęli po srebro.

"Ruski" sporo startował w zagranicznych zawodach i jak na czasy komuny przystało, wiążą się z tym zabawne anegdoty. Jedna z nich dotyczyła przemytu pism dla dorosłych do Związku Radzieckiego.

- Była rewizja, były te broszurki. Mieli mnie zawiesić na dwa lata. Kart z gołymi paniami nie zabrali. Schowałem je w oponę i z powrotem przywiozłem do Polski. Jeden z zawodników wyjechał na niej do biegu. Narobiłem wtedy krzyku, żeby stanęli i zmienili koło. Jakby opona zdefektowała i karty wyleciały w powietrze, to wszystkich nas by zamknęli - wspominał. Ostatecznie został ukarany dwuletnim zawieszeniem na starty w zawodach zagranicznych, ale karę anulowano.

Z kolei, gdy w 1978 roku startował w angielskim White City, latał do Anglii samolotem Kopernik, który dwa lata później rozbił się w Warszawie. Wtedy w wyniku katastrofy zginęła m.in. Anna Jantar.

Starty na żużlu Jurczyński skończył w 1986 roku. Przez pięć poprzednich lat nękały go kontuzję. Jedna z nich była na tyle uciążliwa, że przez 13 miesięcy miał rękę w gipsie. Karierę zakończył po upadku spowodowanym przez Grzegorza Smolińskiego.

- W wyniku tego upadku złamałem dwie ręce: prawą w nadgarstku i lewą w łokciu. Pamiętam, że wtedy tuż po wywrotce otrzepałem się i powiedziałem do jej sprawcy, że jak tak dalej będzie jeździł, to długo nie pożyje. Później było mi trochę głupio, bo rzeczywiście w następnym roku Smoliński zginął tragicznie na torze w Poznaniu. Przez tę kontuzję definitywnie zakończyłem swoją karierę - mówił Jurczyński.

Po zakończeniu kariery Jurczyński przez lata był obecny przy żużlu. Prowadził nie tylko drużynę seniorów, ale także trenował młody narybek na minitorze.

Czytaj także:
To tam odbędzie się kolejny mundial. Świetna wiadomość dla fanów, szykuje się uczta dla oczu!
Wybrzeże pozyskało ważnego sponsora. Klub już niedługo ma walczyć o medale w PGE Ekstralidze!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×