Zgodnie z regulaminem stanie się tak, gdy 20 grudnia na Prezydium Zarządu Głównego PZM zostanie podjęta decyzja o ponownej odmowie przyznania licencji któremukolwiek z klubów, który nie otrzymał licencji w pierwszym terminie. Taka decyzja będzie ostateczna i sprawi, że klub automatycznie przestanie być uczestnikiem rozgrywek, a wszystkie kontrakty zawarte w ostatnim oknie transferowym przestaną obowiązywać.
W takiej sytuacji, wszyscy żużlowcy tych klubów już od 21 grudnia będą mieli wolną rękę przy szukaniu sobie nowego klubu i nie będą ich wiązały żadne terminy. Teoretycznie więc nowych pracodawców szukaliby choćby Martin Vaculik, Janusz Kołodziej, czy Anders Thomsen.
To oczywiście najbardziej radykalne rozwiązanie, na wypadek, gdyby konflikt wciąż się zaostrzał, a strony nie znalazły kompromisu. Trzeba też zaznaczyć, że w przypadku drugiej odmowy, klub nie miałby szans wystąpić w przyszłorocznych rozgrywkach nawet w II lidze.
ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?
Sytuacja jest obecnie bardzo napięta, bo kluby podtrzymują, że nie zamierzają płacić opłat wynikających z - niesprawiedliwego ich zdaniem - regulaminu szkoleniowego. Władze Fogo Unii Leszno, ebut.pl Stali Gorzów i Arged Malesy Ostrów uważają, że pod względem szkolenia adeptów mogą być przykładem dla innych i nie zamierzają płacić za to, że akurat w 2022 roku nie wypełniły restrykcyjnych wymogów zapisanych w regulaminie, a dotyczących liczby adeptów, a przede wszystkim przejechanych przez nich wyścigów.
Szansa na kompromis wciąż jednak jest spora. Po pierwsze, kluby mogą w najbliższym tygodniu dogadać się z władzami PZM w kwestii rozłożenia opłaty na kilka, a nawet kilkadziesiąt rat. Po drugie, Prezydium Zarządu Głównego PZM może odłożyć w czasie ostateczną decyzją w sprawie licencji. Kompromisowym rozwiązaniem wydaje się choćby poczekanie na ostateczną decyzję Trybunału PZM, do którego wpłynęły wnioski trzech klubów.
W przypadku ostrowian mowa o naprawdę dużych pieniądzach, bo aż o 340 tysiącach złotych. Mniej do zapłaty mają gorzowianie - 260 tysięcy złotych, a jeszcze mniej leszczynianie (40 tysięcy złotych).
Większość działaczy podchodzi jednak do sprawy ambicjonalnie, podobnie jak władze PZM, które wciąż nie chcą przyznać, że wprowadzone regulacje okazały się nieżyciowe i zbyt rygorystyczne.
Czytaj więcej:
Unia Leszno ma pretensje do PZM
Prezes Stali Gorzów zdradza kolejne kroki