Po bandzie: Bomba zrzucona na Ostrów [FELIETON]

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Jakub Krawczyk
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Jakub Krawczyk

- Normalni kibice we Wrocławiu dostrzegają dramatyzm i podłość całej sytuacji, ci zaślepieni natomiast mają gdzieś sąsiada z Ostrowa. Bo to biznes i majstersztyk w wykonaniu szefostwa WTS-u - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Przeczytałem w branżowych mediach o bombie transferowej, za którą kryje się wypożyczenie Jakuba Krawczyka z Ostrowa do Wrocławia. No, mnie to bardziej przypomina bombę zrzuconą przez Polski Związek Motorowy na Ostrów. Która nie tyle zrównała miasto z ziemią, co wyrównała szanse drużyn na zapleczu PGE Ekstraligi, niczym ten paskudny KSM.

To gruby paradoks, gdy jeden klub szkoli na potęgę i na jakość, z kolei drugi pod przymusem i na ilość. I gdy ten pierwszy oddaje drugiemu wychowanka, powodowany karą finansową za szkolenie. A za chwilę odda też trochę grosza, w ramach nagrody przyznanej temu drugiemu z... szkolenie.

Normalni kibice we Wrocławiu dostrzegają dramatyzm i podłość całej sytuacji, ci zaślepieni natomiast mają gdzieś sąsiada z Ostrowa. Bo to biznes i majstersztyk w wykonaniu szefostwa WTS-u. Umówmy się, że ogólnokrajowej sympatii to Betard Sparcie nie doda, choć klub istotnie przestępstwa żadnego nie popełnił. Po prostu, w swoim stylu, beznamiętnie, wykorzystał dla swojego dobra powstałą okazję. W myśl reklamowego hasła, że duży może więcej.

ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi o regulaminie szkoleniowym. Czy to był błąd?

Można się tylko uśmiechnąć albo zapłakać, w zależności od punku siedzenia, obserwując całą tę sytuację i znając trzydziestoletnią historię miłości wrocławskiego klubu do szkolenia młodzieży. Bo żeby było zabawniej, w trakcie minionego sezonu szef WTS-u dzwonił też do Leszna. Mówił, żeby zapomnieć o tym, co było, a tak przy okazji chciał... wypożyczyć juniora. A teraz z Leszna też dostanie parę złotych - za wybitne osiągnięcia w szkoleniu młodzieży, których to w Lesznie - można by pomyśleć - najwyraźniej nie mają. Tak oto PZMot. reguluje system, stojąc na straży sprawiedliwości dziejowej.

Tymczasem Unia to klub ewenement, który nigdy nawet nie pomyślał o tym, by sprowadzić młodzieżowca z obcego chowu. Uznałby to za podważenie jakości i sensu własnej pracy u podstaw. Jakby spoliczkował samego siebie. We Wrocławiu biznesplan wygląda nieco inaczej, nie wszyscy się w nim mieszczą, a wtedy bywa ciężko. Nie każdy ma taką pozycję jak Maciej Janowski, że może dbać o własny komfort i podpisywać z klubem kolejne roczne umowy.

Choć z marketingowego punktu widzenia wszystko się we Wrocławiu zgadza. Otóż sprowadzenie Filipa Seniuka zostało sprzedane jako "powrót" tego zawodnika do Wrocławia. Bo przecież urodził się we Wrocławiu.

Zatem Arged Malesa oddała najpierw swoich wychowanków do innych klubów, by nie hamować ich rozwoju, a koniec końców została zmuszona pozbyć się też lidera młodzieżowej formacji. Za to Betard Sparta uzupełniła brakujące ogniwo, zwiększając swoje szanse na przyszłoroczny sukces. Ten Kuba Krawczyk przypomina mi stylem jazdy Sławka Drabika, z którym teraz będzie miał przyjemność współpracować.

Dostrzegam też jednak we Wrocławiu kogoś, kto na wspomnianym transferze może się okazać stratny. To oczywiście Kacper Andrzejewski. Akurat tego chłopaka mi nieco szkoda, bo gdy przed rokiem zaczął już ładnie łączyć kropki i nabierać torowej ogłady, na drodze do ligowego zestawienia stanął mu Kevin Małkiewicz. I zamiast nadal budować siebie w siodle, usiadł na ławce. Teraz z kolei też może się stać numerem trzecim. Choć nie musi. To jednak tylko problem Andrzejewskiego, bo Betard Sparta jako klub na papierze rośnie.

Nie zrobię wielkich oczu, jeśli do Ostrowa trafi znów Francis Gusts, mimo że na dziś seniorski skład mają tam kompletny. Może to być element całej transakcji, bo przecież Krawczyk nie tylko we Wrocławiu był pożądany. A jednak trafił do Wrocławia. Nawet jeśli nie mam racji, obecność w klubie Łotysza może świadczyć o strategicznym zmyśle Andrzeja Rusko, który uczynił z niego kartę przetargową, składnik potencjalnych pakietów. Może nim w ten sposób żonglować tak długo, jak będzie to opłacalne. Może dopłacać Gustsem, który w końcu dorośnie do wyjściowego składu Betard Sparty albo i nie. Jeśli nie, być może wtedy pojawi się inna inwestycja.

Raz już ostrowski wychowanek zrobił we Wrocławiu karierę. W 2002 roku trafił tu z Włókniarza Częstochowa Tomasz Jędrzejak, by awansować na kapitana i ikonę drużyny. Co prawda, mimo szumnych zapowiedzi, zawody memoriałowe jego imienia upadły po pierwszej edycji, niemniej może to i dobrze. Przykro patrzeć, gdy dla kolegów z toru nie ma świętości i nawet podczas takiego wydarzenia markują defekty, nie chcąc jechać nawet na pół gwizdka. Pustkę pięknie wypełnili w tym roku ostrowscy kibice, organizując turniej memoriałowy w formule piłkarskiej. Raz jeszcze wielkie brawa, bo to strzał w dziesiątkę. Nie dość, że wspomnienie Tomka, to jeszcze fajna integracja w martwym sezonie, pozwalająca fanom stanąć bliżej swoich ulubieńców. A do tego szczytny cel.

We Wrocławiu ludzie skupieni wokół speedwaya też wzięli ostatnio sprawy w swoje ręce i w kultowym barze "Pod Dębami", bo mieszczącym się w bramie Stadionu Olimpijskiego, zorganizowali kolejne spotkanie po latach, swego czasu zapoczątkowane przez nieżyjącego już Lucjana Korszka. Mariusz Pękalski wspomniał o pomyśle postawienia krasnala ku czci działacza, do zgromadzonych przemówił mec. Andrzej Malicki, a prezydent Wrocławia Jacek Sutryk wręczył okolicznościowe puchary zasłużonym ludziom i byłym zawodnikom, m.in. Bolesławowi Gorczycy, Henrykowi Jaskowi, Marianowi Bębasowi, Wojciechowi Kończyło, Ryszardowi Jasikowi czy jednemu z pierwszych bohaterów mojego dzieciństwa: Grześkowi Malinowskiemu. Było miło i obficie. Rodzinnie.

Z przewagą juniorów starszych.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Prawdziwe szaleństwo. Wokół śnieg, a oni bez koszulek
Dostała lek za ponad 9 mln zł. Oto, co stało się po 20 godzinach

Źródło artykułu: WP SportoweFakty