Kariera bez happy endu. Był jednym z najbardziej utalentowanych żużlowców w historii Gniezna

PAP / Remigiusz Sikora / Tomasz Cieślewicz
PAP / Remigiusz Sikora / Tomasz Cieślewicz

Eksperci, trenerzy, a nawet koledzy z drużyny, uważali Tomasza Cieślewicza za zawodnika o ogromnym potencjale. W kilku sezonach zaprezentował swoje duże umiejętności, ale ostatecznie nie zrobił wielkiej kariery, która zakończyła się nagle.

O obchodzącym w środę 45. urodziny byłym żużlowcu można usłyszeć wiele. Niestety większość historii łączy wspólne meritum, jakim jest zaprzepaszczenie ogromnego talentu.

Początki

Tomasz Cieślewicz urodził się 27 grudnia 1978 uroku w Trzemesznie, oddalonym od Gniezna o około 20 kilometrów. Licencję żużlową zdobył w 1995 roku i jeszcze w tamtym sezonie zdołał odjechać jeden ligowy bieg, w którym przyjechał tuż za plecami klubowego kolegi.

Przez następne dwa lata dalej zdobywał punkty dla swojego macierzystego klubu, a później przeniósł się nad morze. W 1998 roku odjechał dla Wybrzeża Gdańsk 94 biegi, w których wywalczył 219 punktów oraz 14 bonusów, co przełożyło się na średnią blisko 2,5 "oczka" na jeden wyścig. To była prawdziwa eksplozja talentu, którego miał w sobie naprawdę wiele.

ZOBACZ WIDEO: Zmarnowany potencjał U-24 Ekstraligi? Prezes odpowiada

"Fruwał na torze"

Tak przynajmniej twierdzą wszyscy, którzy mogli go obserwować w końcówce lat 90. Kibice oraz eksperci uważali, że jego skala umiejętności była naprawdę ogromna. Zresztą takiego samego zdanie byli trenerzy z Gniezna. Co więcej, twierdzili oni nawet, że był to najbardziej utalentowany żużlowiec, jaki pojawił się w klubie w tamtych latach. Śmiało pod tym względem, można go umieścić nawet w ścisłej czołówce wychowanków ośrodka z północy Wielkopolski.

Po roku spędzonym w Gdańsku przeniósł się do Stali Gorzów. Wraz z drużyną jeździł na najwyższym poziomie rozgrywkowym przez dwa lata, a w sezonie 2000 wywalczył nawet brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Swoją średnią jednak nawet nie nawiązał do 1998 roku. W klubie z województwa lubuskiego przez dwa sezony miał okazję z nim startować Tomasz Bajerski.

Były menadżer InvestHousePlus PSŻ Poznań opowiedział, że Cieślewicz przede wszystkim zawsze był bardzo wesołym człowiekiem, który lubił dobrą zabawę. Na torze jednakże prezentował się rewelacyjnie, wręcz na nim "fruwał". - Miał ogromny talent. Nie za bardzo przejmował się żużlem i zawsze było z nim ciekawie - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty 48-latek.

Następnie na kolejne trzy lata powrócił do województwa pomorskiego i trzeba przyznać, że był solidnym punktem zespołu, szczególnie w pierwszym sezonie. Wówczas na drugim szczeblu rozgrywkowym zdobywał blisko średnio 2,2 "oczka" na jedną gonitwę. Kolejne dwa lata w Ekstralidze były już trochę gorsze, ale nadal średnia w okolicach 1,5 punktu na wyścig nie była katastrofą. Zwłaszcza gdy porówna się ją z kolegami z drużyny.

Zmarnowany potencjał

W sezonie 2004 wrócił do macierzystego klubu, a rok później na najniższym poziomie rozgrywkowym w 59 biegach zapisał obok swojego nazwiska 121 "oczek" oraz 16 bonusów. To jednak był jego ostatni dobry sezon w karierze. Później na chwilę podpisał kontrakt w Grudziądzu, ale tam jechał słabo i w sezonie 2007 znów pojawił się w Gnieźnie.

Miał odłożyć motocykl żużlowy na bok, ale w 2008 roku podpisał ze Startem "kontrakt warszawki". Swoje szanse otrzymał, jednak je zaprzepaścił. Co prawda odjechał trzy spotkania, w których osiągnął średnią biegopunktową 1,667. Na koniec rudny zasadniczej miał wystąpić na Podkarpaciu, ale się nie pojawił i już nigdy więcej w meczu ligowym nie pojechał.

- Zbiórkę przed wyjazdem na mecz do Krosna zaplanowaliśmy na sobotę na godzinę 11. Na stadionie punktualnie zameldował się tylko jego mechanik ze sprzętem. Po Tomasza został wysłany samochód do Trzemeszna, jednak on nie wyszedł nawet z domu. Ostatecznie jak wiemy, nie pojechał z nami do Krosna, w związku z czym w trybie awaryjnym byliśmy zmuszeni zaprosić na spotkanie Łukasza Lomana - tłumaczył członek zarządu Startu, Arkadiusz Rusiecki.

Od wielu można usłyszeć, że Tomasz Cieślewicz na torze praktycznie nie wiedział, co to strach i potrafił wraz ze swoim motocyklem wcisnąć się tam, gdzie inni by nawet nie pomyśleli. Talent miał ogromny. Potrafił stanąć na podium Srebrnego oraz Brązowego Kasku. Aczkolwiek ostatecznie wybrał własną drogę. Po karierze zawodnika w zasadzie odciął się od żużla i całego środowiska w Gnieźnie. 27 grudnia 2023 roku obchodzi 45. urodziny.

Czytaj także:
Żużel. Zrobił najlepsze zdjęcie w PGE Ekstralidze. Co stoi za tym sukcesem?
Wielkie odkrycie tego sezonu będzie mieć teraz trudniej

Komentarze (9)
avatar
Za Wybrzeze raz
28.12.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Swietny zawodnik ale jak w taksowce na mecz nie bylo koperty to nie przyjezdzal 
avatar
sks
28.12.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Było ich trzech: Tomek, Marek i Dawid. Wszyscy ze smykałką do tego sportu. Nikt jednak nie zrobił dużej kariery na miarę swojego talentu w seniorskim żużlu. A powinni 
avatar
Don Ezop Fan
28.12.2023
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Kozak na torze, wielki talent, a nie tak wielki jak Jarek Krzywosz, Bartek Bardecki, Zbyszek Lech czy Patryk Malitowski jak, to twierdzi Don Bartolo Czekanski z Wilkszyna. Najlepszego Cielak!!! 
avatar
Gigant0502
27.12.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Przez lata w Gdańsku krążyły legendy, że jeździł z woreczkiem na szyi wypełnionym suszem... Jak dla mnie ogromny talent miał też jego młodszy brat Marek, który w wieku 17 lat w ekstralidze z ko Czytaj całość
avatar
cena drewna spada
27.12.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajny materiał . Należało by jeszcze wspomnieć że pochodził z żużlowej rodziny. Jego wuj oraz dwóch braci to też byli znani żużlowcy. Ale Tomasz miał największy talent i osiągnięcia. Niestety Czytaj całość