Jordan Jenkins urodził się 2 sierpnia 2001 roku w brytyjskim Norwich. Jako 15-latek rozpoczął swoją zawodową karierę, kiedy to w 2016 roku zadebiutował w drużynie Mildenhall Fen Tigers. I już od pierwszych występów pokazywał, że drzemie w nim spory potencjał. Pierwszy mecz ligowy zakończył z dorobkiem 9 punktów.
Dobre wyniki sprawiły, że wróżono mu wielką karierę, choć pozostawał w cieniu swoich rówieśników. Niestety, ale wszystko zmieniło się w 2018 roku.
- Złamałem kręgosłup i to w trzech miejscach. Miałem wtedy jeszcze szesnaście lat (był przed 17. urodzinami - dop. red.) i mocno mi to namieszało w głowie. Nie mogło być nic gorszego. Naprawdę martwiłem się tym, co przyniesie przyszłość, bo lekarze powiedzieli mi, że już nigdy nie będę tak sprawny, jak przed upadkiem. W głowie siedziały myśli, co się stanie, kiedy ponownie upadnę, że mogę już nie mieć tyle tego szczęścia - wspominał po latach Jenkins w rozmowie ze "Speedway Star".
ZOBACZ WIDEO: Kościecha szczerze o swoim zawodniku. "Byłem sceptyczny do tego kontraktu"
Powrót do sprawności zajął mu trzy miesiące. Kiedy już wrócił na tor... złamał stopę. I znów wypadł ze ścigania na prawie sto dni, a ponadto musiał od nowa uczyć się chodzenia. Miał w tym wszystkim dużo szczęścia. Jak wyznał - gdyby nie miał odpowiedniego zabezpieczenia stopy, to najpewniej by ją stracił.
- Dwie poważne kontuzje w jednym roku, więc więcej czasu spędziłem w szpitalu, niż na motocyklu. To mocno zatraciło u mnie pewność siebie i pod koniec sezonu zdecydowałem się na przerwę od sportu. Czułem się naprawdę źle, nie chciałem się ścigać, miałem obawy związane z pierwszym wirażem i jazdą niektórych zawodników. Były zmartwienia związane z tym, co się stanie, kiedy zostanę sfaulowany. Stwierdziłem, że to pora zawiesić kevlar na kołek - wyjawił Jenkins.
Żużlowiec w mediach społecznościowych wydał oświadczenie, że w związku ze stratą zainteresowania tym sportem jego przygoda z żużlem dobiegła końca. Długo rozbrat z torem jednak nie trwał, bo zaledwie... trzy tygodnie. - Klub z Kent miał trudność, by znaleźć zastępstwo za jednego z zawodników. Zapytali, czy bym nie pomógł, bez żadnej presji, by spróbować cieszyć się jazdą - dodał Jenkins.
To był moment zwrotny w jego karierze. Solidnie przepracowana zima sprawiała, że wiązał duże nadzieje z rokiem 2020. Wtedy jednak przyszła pandemia COVID-19, która storpedowała rozgrywki żużlowe na całym świecie. W efekcie zamiast kevlaru Redcar Bears przywdział trykot z napisem "ochroniarz" w sieci hipermarketów Tesco. Jedna sytuacja sprawiła, że postanowił skupić się na żużlu.
Zawodnik Tauron U24 Włókniarza Częstochowa wspomniał, jak pewnej nocy dwóch uzbrojonych mężczyzn wyciągnęło kolegę z pracy Jenkinsa z zaparkowanego samochodu i zadali mu kilka ciosów w głowę. - To uświadomiło mi, co chcę w życiu robić i że nie jest to praca w Tesco. Zdałem sobie sprawę z tego, jaki jest świat i że muszę skupić się na żużlu, a nie dotychczasowym zajęciu. Priorytetem stało się wypromowanie swojego nazwiska - dodał.
Kiedy w Polsce powstała U-24 Ekstraliga szybko wzbudził zainteresowanie działaczy częstochowskiego Włókniarza, którzy zdecydowali dać mu szansę. Brytyjczyk nie do końca ją wykorzystał. W 8 meczach zdobył tylko 35 punktów i 6 bonusów, co przy 34 wyścigach dało mu odległą średnią biegową 1,206.
W ubiegłym roku nie miał okazji poprawy wyników. Jenkins mimo tego, że regularnie ścigał się w Wielkiej Brytanii, to na polskich torach nie pojawił się ani razu. W 2021 roku parafował trzyletni kontrakt, wobec czego wciąż pozostaje reprezentantem Włókniarza. Czas pokaże, czy tym razem zawita do Polski i w ilu spotkaniach wystartuje. Jeszcze niedawno przebąkiwało się, że miał wzbudzać zainteresowanie jednego z drugoligowych klubów.
Czytaj także:
1. W Gorzowie wiążą z nim duże nadzieje
2. Poświęcenie rodziców pozwala mu realizować marzenia