Na stole pojawiła się propozycja, by od 2025 roku każda drużyna PGE Ekstraligi posiadała co najmniej jednego wychowanka w formacji młodzieżowej. Ta koncepcja niewątpliwie wzbudza sporo emocji.
Inaczej było przed laty, kiedy żużlowcy zmieniali kluby zdecydowanie rzadziej niż obecnie. Wychowankowie często zupełnie nie kwapili się do tego, by opuszczać macierzystą drużynę.
- Ja jestem wychowany na starym żużlu, kiedy to zawodnicy jeździli w jednym, góra dwóch klubach przez całą karierę. Dzięki miejscowym żużlowcom budowano atmosferę wokół klubu. To byli tacy lokalni bohaterowie, których można było spotkać na ulicy i o których można było powiedzieć, że chodziło się z nimi do szkoły - wspomina Andrzej Witkowski, honorowy prezes Polskiego Związku Motorowego.
Spostrzega jednocześnie, że obecnie w Polsce ścigają się zawodnicy, którzy nawet nie są w stanie wymienić nazw poszczególnych klubów.
- Dzisiaj jest to cała zaciężna armia, która objeżdża całą ligę. Oni nawet nie wiedzą, jak brzmią pełne nazwy tych ośmiu drużyn. Doświadczyłem tego, kiedy jako wiceprezydent FIM-u rozmawiałem z zawodnikami zagranicznymi. Miasto jeszcze jakoś sobie przypominali, ale nazw drużyn już nie pamiętali. To był sygnał, że jest im to kompletnie obojętnie - dodaje.
Na koncepcję obowiązkowego wychowanka w składzie zapatruje się pozytywnie. Jest jednak jedno "ale". Witkowski wskazuje na konieczność wcześniejszego poinformowania o wdrożeniu nowych zasad - by kluby mogły odpowiednio zareagować.
- Z punktu widzenia wychowawczego i budowania pewnego patriotyzmu lokalnego, jest to kwestia niepozbawiona sensu, by wymuszać na drużynie szukanie zawodników ze swojego miasta. Trzeba to jednak ogłosić z wyprzedzeniem, a nie, że ktoś w styczniu powie, że wprowadza to od października. Myślę, że tutaj przydałoby się dwuletnie wyprzedzenie - podsumowuje Andrzej Witkowski.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa posła Koalicji Obywatelskiej. "Takich rozmów też nie było"
Zobacz także:
> Otwarcie krytykował Canal+. O to miał pretensje
> Ludzie żużla na liście najbardziej wpływowych osób. Zmarzlik i Stępniewski przed Morawieckim