Boso, ale w ostrogach - czyli Atlas rusza na łowy

Czy brak licencji musi oznaczać pasywność na rynku transferowym? Dziś jej nie ma, pojutrze będzie, a myśleć trzeba perspektywicznie - uważają w stolicy Dolnego Śląska. Pytanie chyba należałoby odwrócić - czy sami zainteresowani, czyli żużlowcy, zechcą poważnie rozmawiać z klubem będącym "w zawieszeniu"? Wydaje się, że najbliższe dni dadzą nam odpowiedź

- Skąd ja wezmę dobrych zawodników w grudniu? - retorycznie pytała w niedawnej wypowiedzi dla SportoweFakty.pl prezes wrocławian Krystyna Kloc. I trudno nie przyznać racji sterniczce Atlasu, o ile bowiem w tej chwili nad naszym transferowym poletkiem chwilowo zawisła jakaś marazmem trącąca mgiełka, o tyle spokojnym być można, iż jest to tylko przysłowiowa cisza przed burzą. Wystarczy chociażby poczytać wypowiedzi prezesa Stali Gorzów, Władysława Komarnickiego, czy działaczy beniaminka ligi z Tarnowa. Komu to z krajowej czołówki nie przymierzano już plastronu z szybującą jaskółką w tle? Nawet jeśli z tych planów "wypali" choćby tylko 20 procent, rynek i tak będzie solidnie wydrenowany.

Nie ma więc co czekać, trzeba działać - taka myśl przyświeca teraz, znajdującym się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, działaczom Atlasu. Wszak druga połowa listopada właśnie się zaczyna. - Mam pewne zasady, których się trzymam - kontynuuje prezes Kloc. - Dopóki zajmowaliśmy się licencją, koncentrowaliśmy się właśnie na tym. Nie zamierzałam robić zawodnikom wody z mózgu, kiedy jeszcze mieliśmy znaną wszystkim nierozstrzygniętą sprawę. Teraz natomiast, kiedy już wiem co mam uzupełnić i nie czuję żadnego zagrożenia z tej strony, zabieram się za drugi etap - czyli za negocjacje i podpisywanie kontraktów. Jak wiadomo regulamin nie zabrania nam podejmowania rozmów z zawodnikami i nawet dogadywania się, nie możemy tylko podpisywać kontraktów końcowych. Nie ukrywam, że ten najbliższy tydzień poświęcimy właśnie na spotkania z zawodnikami - kończy pani prezes.

Komentarze (0)