Żużel w ostatnich latach zyskał na popularności w Polsce za sprawą kolejnych tytułów mistrzowskich Bartosza Zmarzlika. Rozgrywki PGE Ekstraligi są świetnie opakowane telewizyjnie przez Canal+, stadiony pękają w szwach, tymczasem kluby... notują straty. Dane za rok 2023 są bezwzględne. ZOOleszcz GKM Grudziądz był 4,5 mln zł na minusie, Tauron Włókniarz Częstochowa zanotował 1,16 mln zł straty.
Milionowe straty w polskich klubach
Budżet grudziądzan w minionym sezonie wynosił ok. 16 mln zł, a mimo to zespół nie awansował do fazy play-off i zajął dopiero siódme miejsce w PGE Ekstralidze. Niewiele brakowało, a GKM spadłby z ligi. - Przestrzelone możliwości - tak wyniki finansowe klubu komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty Marta Półtorak, biznesmen i była prezes Stali Rzeszów.
Zdaniem Półtorak, klub może zaliczyć delikatną stratę, jeśli część środków od sponsorów nie wpłynie na czas albo frekwencja na trybunach będzie mniejsza od oczekiwanej. Jednak strata rzędu 4,5 mln zł nie należy do małych i jest "alarmująca". - Zarządy klubów powinny to przemyśleć, by nie dochodziło do takich sytuacji na przyszłość - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Co z obowiązkowym wychowankiem? Szokujące słowa Piotra Barona
Działacze ZOOleszcz GKM-u Grudziądz szukali wzmocnień, aby zespół po latach w końcu awansował do fazy medalowej. W tym celu ściągnięto Maxa Fricke i Gleba Czugunowa. Nie dało to jednak rezultatu w postaci sukcesu sportowego. - Większość klubów patrzy na tu i teraz - analizuje Półtorak.
Michał Świącik, odpowiadający za Tauron Włókniarza Częstochowa, zwrócił uwagę na rosnące koszty szkolenia. Jego klub wyłożył na ten cel ponad 3 mln zł. Zainwestowane w ten sposób pieniądze nie zawsze się zwracają. Dlatego w dobie szalejącej inflacji ucierpieć mogą przede wszystkim adepci. - Klub, mając wybór między szkoleniem, a topowym zawodnikiem, zawsze wybierze zakontraktowanie gwiazdy. Myślenie jest takie, że szkolenie może ucierpieć, ale wynik w PGE Ekstralidze jest najważniejszy. To interesuje kibiców, napędza zainteresowanie sponsorów - stwierdza Półtorak.
Inflacja w polskim żużlu
Straty generowane przez polskie kluby są o tyle zaskakujące, że obecny kontrakt telewizyjny z Canal+ gwarantuje im 60,5 mln zł rocznie. Do tego zdecydowana większość ośrodków zwiększyła wpływy ze sponsoringu. Pieniądze z tej puli są jednak głównie "przejadane" na kontakty zawodników.
- Większość pieniędzy z nowego kontraktu telewizyjnego kluby przeznaczyły na podwyższenie kontraktów z zawodnikami, co tylko potwierdza, że na rynku jest zaburzona relacja między podażą a popytem - komentuje Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi.
Podobnie sprawę widzi Marta Półtorak. - Prezesi sami są sobie winni. Skoro się licytują, to zawodnicy byliby głupi, gdyby nie wybrali lepszej oferty. Nie zazdroszczę jednak działaczom, bo sytuacja z roku na rok będzie się stawać trudniejsza. Koszty rosną w każdej dziedzinie życia - uważa była prezes Stali Rzeszów.
Warto w tym miejscu pochwalić Fogo Unię Leszno. Klub, który w latach 2017-2020 czterokrotnie zdobywał tytuł mistrza Polski, odpuścił licytację o najlepszych żużlowców. Prezes Piotr Rusiecki pozwolił odejść Jasonowi Doyle'owi do Krosna. Zbudował nieco oszczędniejszą wersję składu, a strata klubu wyniosła ledwie 35 tys. zł.
- Mnie pewnie byłoby stać, by dołożyć do klubu 2-3 mln złotych i dokupić jeszcze zawodnika. Nie zrobię tego, bo uważam, że to oznaczałoby przyłożenie ręki do niszczenia dyscypliny - mówi Rusiecki, zdaniem którego "świat się z nas śmieje", a my "musimy przetrwać okres głupawki w polskim żużlu".
Postawę prezesa docenia Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener z Leszna. - To działacze są winni obecnej sytuacji, bo do nich należy ostatnie słowo. Cieszy, że pan Rusiecki potrafi się zachować. Sam czekam, aż prezesi się wykrwawią. Za parę lat Unia Leszno, która słynie ze szkolenia nowych zawodników, dzięki temu znów będzie na szczycie - przewiduje Krzystyniak.
- Unia też miała gwiazdy i przekładało się to na tytuły. Na to jednak potrzeba pieniędzy, a tych nie można mieć w nieskończoność. Są teraz chude lata, ale wierzę, że dzięki mądrej polityce zaciskania pasa wrócą wkrótce grube - dodaje były zawodnik Unii.
Kto pokryje straty?
Tauron Włókniarz Częstochowa znajduje się w prywatnych rękach, więc też działacze wprowadzili "plan zmniejszający koszty", a akcjonariusze nie pozwolą upaść klubowi. Nieco inaczej wygląda sytuacja w Grudziądzu, gdzie właścicielem GKM-u jest samorząd. Władze miasta co roku dokapitalizowuje spółkę kwotą 2,5 mln zł.
W dobie kampanii samorządowej najpewniej nikt z władz miasta nie pozwoli na upadek ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Tyle że to balansowanie na cienkiej linii. - Wybory samorządowe są raz na pięć lat. Sport jest ważny dla mieszkańców, bo to łatwe głosy. Dlatego kluby mogą dostać dodatkowe środki z samorządów. Pytanie, co dalej? Rok 2025 może już nie być taki różowy - ostrzega Półtorak.
Podobnie sprawę widzi Jan Krzystyniak. - 4,5 mln zł to ogromna kwota. Za te pieniądze w Grudziądzu pewnie można zrobić wiele dobrego. Kocham ten sport, ale nie może być tak, że przez brak gospodarności i nieumyślne finansowanie samorząd rozdaje pieniądze podatników na zagraniczne gwiazdy - podsumowuje były żużlowiec.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Tomasz Bajerski mówi wprost. "W tym okresie już nic więcej nie zrobimy"
- Kolejni zawodnicy wyjechali na tor. Wśród nich Daniel Bewley