Żużel. Kluby dostaną miliony z telewizji. "I tak będą generować straty"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle przed Grzegorzem Zengotą, Jaimonem Lidsey'em i Krzysztofem Kasprzakiem
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle przed Grzegorzem Zengotą, Jaimonem Lidsey'em i Krzysztofem Kasprzakiem

Kluby PGE Ekstraligi w ramach nowego kontraktu telewizyjnego będą dostawać od Canal+ ponad 70 mln zł rocznie. Nie oznacza to jednak, że przestaną generować straty. - Zawodnicy znają sytuację. Popyt jest większy od podaży - mówi Marta Półtorak.

W tym artykule dowiesz się o:

Canal+ przez kolejne lata będzie transmitował rozgrywki PGE Ekstraligi. Stacja wygrała ostatni przetarg, równocześnie podnosząc po raz kolejny wartość kontraktu telewizyjnego. Kluby będą otrzymywać rocznie do podziału aż 71,5 mln zł, podczas gdy wcześniejsza umowa gwarantowała im 60,5 mln zł co sezon.

Chociaż w polskim żużlu mamy rekordowe pieniądze w historii, to kluby nie stały się maszynkami do zarabiania pieniędzy. Rosną bowiem żądania żużlowców. Jak niedawno ujawniliśmy, strata ZOOleszcz GKM-u Grudziądz za miniony rok wyniosła 4,5 mln zł. Na minusie znalazł się Tauron Włókniarz Częstochowa. W tym przypadku w klubowej kasie zabrakło nieco ponad 1 mln zł.

Zdaniem Marty Półtorak, nowy kontrakt telewizyjny nie uzdrowi sytuacji. - Wydatki klubów są duże. Mam na myśli codzienne funkcjonowanie, prowadzenie szkolenia i wiele innych. Do tego dochodzą żądania zawodników. One będą rosły. Do żużlowców pewnie jakoś tam docierają informacje, że klub X czy Y ma straty, ale skoro ktoś im oferuje takie pieniądze, to mają sobie życzyć mniej? - pyta była prezes Stali Rzeszów.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

- Zawodnicy wiedzą, gdzie są pieniądze, które ośrodki są stabilne i wypłacają pieniądze jak należy. To jest uproszczenie tematu, że wsypiemy do worka większą ilość gotówki z nowego kontraktu telewizyjnego i nagle kluby nie będą generować strat - dodaje Półtorak.

Była działacz "Żurawi" nie ma wątpliwości, że obecnie rynek zawodników jest zaburzony, co będzie tylko pogłębiać problemy. - Żużlowców jest za mało, zwłaszcza tych gwarantujących wysoki poziom. Popyt jest większy od podaży. To są prawa rynkowe. Gdyby na rynku było więcej zawodników, to sytuacja by się odwróciła. Obecnie oni doskonale wiedzą, że mogą mieć wysokie żądania, bo zawsze ktoś zapłaci im taką kwotę. Dlatego kluby nadal będą generować straty - uważa Półtorak.

Półtorak dostrzega jeden klub, który w obecnych realiach trzyma głowę na karku. Jest to Betard Sparta Wrocław, która w ostatnich latach średnio generowała ok. 4 mln zł zysku na sezon. Działacze za każdym razem wykazywali się roztropnością na rynku transferowym. Chociażby ubiegłej jesieni szybko odpuścili walkę o Wiktora Przyjemskiego.

- Sparta mogłaby pójść va banque i np. ściągnąć do siebie Zmarzlika, a tego nie robi. Klub praktykuje odpowiednie podejście. Ma zysk, ale pieniądze nie są wydawane od razu. Widać, że we Wrocławiu patrzy się długoterminowo. Działacze wiedzą, że może w przyszłości te środki będą potrzebne albo będzie można je zainwestować lepiej - komentuje była prezes Stali Rzeszów.

Czytaj także:
Zamieszanie w Toruniu. Na klub spadła fala krytyki
Zaimponowali trenerowi Tauron Włókniarza. Mówi, co ma wyjść im z korzyścią

Źródło artykułu: WP SportoweFakty