Polacy go uwielbiali. Miał 2,3 promila, gdy potrącił Beatę

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rafał Szombierski (Śląska Policja/WP SportoweFakty: Tomasz Kudala)
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rafał Szombierski (Śląska Policja/WP SportoweFakty: Tomasz Kudala)

Dziś Rafał Szombierski siedzi w więzieniu za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu. Przed laty był jednym z najbardziej utalentowanych polskich żużlowców. Życie i karierę zmarnował przez alkohol.

W tym artykule dowiesz się o:

12 marca Rafał Szombierski obchodził 42. urodziny. Obecny żużel pokazuje, że z powodzeniem mógłby jeszcze rywalizować na torach. Niestety, "Szumina" przebywa w więzieniu, gdzie odsiaduje wyrok 9 lat i 4 miesiące więzienia za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu i ucieczkę z miejsca zdarzenia. W wyniku wypadku ucierpiała pani Beata, która wciąż walczy o powrót do zdrowia.

W kwietniu 2022 roku Szombierski usłyszał wyrok. - Sąd nie kwestionuje niekaralności oskarżonego, ale te wszystkie okoliczności nie mogą być środkiem łagodzącym. Oskarżony dopuścił się przestępstwa, będąc pod wpływem alkoholu i mając ponad 2,3 promila alkoholu we krwi, jak i zbiegając z miejsca zdarzenia - powiedziała sędzia Olga Nocoń.

Przegrał z demonami

"Szumina" był uwielbiany przez kibiców. W szkółce był jednym z najbardziej utalentowanych zawodników. Powoli wspinał się w hierarchii światowego żużla. W 2003 roku był brązowym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Przegrał wtedy jedynie z Jarosławem Hampelem i Chrisem Harrisem, ale pokonał m.in. Fredrika Lindgrena czy Nielsa Kristiana Iversena. Wielka kariera stała przed nim otworem.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Niestety, często odzywały się demony, z którymi zmagał się Szombierski. - Czasami muszę wypić. Jedni się wieszają, a ja wolę się napić, żeby te emocje jakoś odreagować. Nigdy nie byłem alkoholikiem. Wiecie, że w ciągu kilku ostatnich lat kilkanaście razy badali mnie alkomatem. Na stadionie i poza nim. Niby przypadkowo, ale ja tam swoje wiem. Jak dobrze liczę, to w krótkim czasie dmuchałem chyba z piętnaście razy. I co? Wynik zawsze był negatywny, zero alkoholu - mówił przed laty w wywiadzie.

24 marca 2020 roku Szombierski nie chciał dać się zbadać. Tego wieczoru wsiadł za kierownicę samochodu po pijaku. Spowodował wypadek, w którym ciężko poszkodowana została 33-letnia Beata. Uciekł z miejsca zdarzenia, późniejsze badanie krwi wykazało u niego ponad 2 promile alkoholu w organizmie.

Kibice go kochali

Szombierski karierę rozpoczął w 1999 roku. Jako 17-latek imponował już brawurą, był pewnym punktem rybnickiego zespołu. Gdy miał 19 lat, potrafił kończyć sezon ze średnią powyżej 2 punktów na bieg. W Rybniku cieszyli się z kolejnego uzdolnionego wychowanka. Cała Polska patrzyła z zazdrością na młody talent w rybnickim klubie. Wróżono mu wielką karierę.

Ta trwała jednak krótko. Nie bał się mówić tego, co myśli, choć często pomagał mu w tym alkohol. - Jesteś miękkim ch... robiony - rzucił w 2007 roku do trenera Mirosława Korbela. Zrobił to po meczu ligowym. Miał do niego pretensje, że zgodził się na sugestie działaczy i odstawił go od składu. Już wtedy coraz częściej mówiło się, że żużlowiec chętniej zagląda do szklanki, niż na treningi.

Wtedy to już był upadek nie tyle żużlowca, co człowieka. W 2008 roku Szombierski pojechał kilka meczów w barwach klubu z Równego i wydawało się, że skończył z żużlem. Wyjechał do Niemiec. Niespodziewanie w 2010 roku sięgnął po niego Włókniarz Częstochowa, który walczył wtedy o utrzymanie. Wielu fanów pukało się w czoło, po co prezes Marian Maślanka kontraktuje "Szuminę". Potem fetowali razem z nim.

Wszak Szombierski, gdy jechał na prowadzeniu, machał do kibiców. Robił to zarówno w Rybniku, jak i Częstochowie. Potrafił z marszu punktować w PGE Ekstralidze. - Na pierwszych treningach był w tak dobrej formie, że przed jednym z meczów zapytałem go czy da radę przejechać cztery okrążenia, bo jak wiadomo, na treningach startuje się na dwa. Przyrzekł, że tak. Umieściłem go w składzie, a ludzie ze mnie szydzili. Ja byłem spokojny, bo znałem jego możliwości. On odwdzięczył się 10 punktami - powiedział nam Jan Krzystyniak, trener Włókniarza w 2010 roku.

Trudny charakter

Wydawało się, że "Szumina" chwycił pana Boga za nogi. Był solidnym zawodnikiem drugiej linii. Zachwycał zwłaszcza na częstochowskim torze. Na wyjazdach szło mu nieco gorzej, ale wtedy Włókniarz miał punktować zwłaszcza u siebie. Sielanka trwała jednak krótko. Znów dał o sobie znać trudny charakter wychowanka RKM-u.

W Częstochowie Szombierski współpracował z nieżyjącym już byłym sponsorem klubu, Arturem Sukiennikiem. Ten był nim oczarowany. Kupił mu mieszkanie, zapewniał wszystko. Po to, aby żużlowiec miał stabilizację życiową. Jej brak miał bowiem być przeszkodą w osiąganiu coraz lepszych wyników na torze. Własne "m" nie załatwiło problemu. Szombierski punktował coraz gorzej, aż wrócił do Rybnika. Najpierw do I ligi, potem do Ekstraligi.

Znów był lokalnym matadorem. Potrafił zachwycać, bo początkowo wygrywał nawet z mistrzami świata - chociażby Taiem Woffindenem, by po chwili osiadać na laurach i irytować trenerów i działaczy swoim zachowaniem. Dlatego nieprzypadkowo jego dorobek z sezonów 2015-2016 to ledwie pięć spotkań.

- Myślę, że Szombierski tylko sobie samemu zawdzięcza, że nie osiągnął w żużlu większych sukcesów. Mógł być nawet mistrzem świata. Każdy chciał mu pomóc, bo wiedział, jakie on ma papiery do jazdy. Też mu pomagałem, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że nic z tego nie będzie. On pewne rzeczy, brzydko mówiąc, olewał. Wiedział o co chodzi w żużlu jak nikt inny, potrafił wyczuć rywala, ale nie dokładał wielkiej pracy od siebie do tego - ocenił po latach Krzystyniak.

Czytaj także:
Ruszył sezon w Europie! Duże emocje w pierwszym meczu, jechali Janowski i Lampart
Romans ze striptizerką, uzależnienie od hazardu. Mistrz pokazał swoją ciemną stronę

Źródło artykułu: WP SportoweFakty