Od kilku miesięcy było jasne, że biografia Nickiego Pedersena może wywołać szok w środowisku. Trzykrotny mistrz świata zasłynął z trudnego charakteru, potrafił wdawać się w bójki z rywalami z toru. Zawsze mówi to, co myśli i już przy powstawaniu książki powtarzał, że nie zamierza nic ukrywać, bo musi zachować autentyczność. Słowa dotrzymał.
Romans z polską striptizerką
46-latek ujawnił, że przed laty miał romans z polską striptizerką. W tym samym czasie jego narzeczona Anne Mette spodziewała się dziecka. "Dopiero co zostałem ojcem Mikkela, ale rozważam rozstanie z jego matką, ponieważ kocham kogoś innego. Chcę skończyć z tym bałaganem, w które zamieniło się moje życie. Cały czas prowadzę podwójne życie, gdzie kluczowe jest trzymanie języka za zębami" - napisał Pedersen w biografii.
Ten szczegół z życia Pedersena media podjęły w pierwszej kolejności. Gdy pojawiły się głośne nagłówki, były mistrz świata akurat znajdował się w samolocie w drodze z Polski. - Wylądowałem w Danii i zobaczyłem, że media rozpisały się o wydarzeniach sprzed dziesięciu lat, w tym o zdradzie. To część mojej historii, która sprawiła, że jestem, kim jestem - powiedział Duńczyk w "Se og Hor".
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik: Fajnie gdyby w Warszawie powstał klub żużlowy
- Widzę nagłówki "zdradzał ją z polską striptizerką". Pewnie mają dużo kliknięć, ale ja tego nie czytam. Przygotowałem się na to i wiedziałem, że tak będzie. W książce są fragmenty, o których inni niekoniecznie chcą czytać, chociażby kobiety - dodał żużlowiec Texom Stali Rzeszów.
Żużlowiec rozstał się później z Anne Mette, ale nie powiedział nigdy swoim dzieciom, że zdradzał ich matkę. - Czy powinienem był to zrobić? Nie wiem. Nie wiem jak usiąść z nimi i im to wytłumaczyć. Myślę, że w pewnym stopniu są tego świadome. Mikkel ma 10 lat, Mikkeline wkrótce skończy 15 - stwierdził Pedersen w rozmowie z "Ekstrabladet".
Uzależnienie od hazardu
Pedersen w trakcie swojej kariery zarobił w PGE Ekstralidze miliony złotych. Dzięki nim wybudował eksluzywną posiadłość nad brzegiem morza w Danii, nabył wakacyjny dom w hiszpańskiej Marbelli i może prowadzić komfortowe życie. Część gotówki jednak stracił ze względu na uzależnienie od hazardu. W swojej książce szacuje, że przegrał ok. 2,6 mln koron, co daje ok. 1,5 mln zł.
"Jestem całkowicie uzależniony od tego narkotyku" - napisał. Swojej dziewczynie obiecał, że porzuci nałóg. Nie zrobił tego. Byli razem na wakacjach w Tajlandii, gdy Anna Natascha Ohlin Hoe przedwcześnie wyszła spod prysznica. Nakryła go, jak na telefonie uprawia hazard. - Jesteś kłamcą - wypaliła do niego.
"Jest już mną zmęczona. Widzę to" - ujawnił Pedersen w książce, a ten moment był dla niego bolesnym wybudzeniem. Razem z dziewczyną policzył, że tylko w ciągu dziesięciu dni przegrał w różnych zakładach online 200 tys. duńskich koron (ok. 115 tys. zł).
Nigdy nie stracił jednak wsparcia partnerki, z którą żyje od kilku lat. Anna Natascha przeczytała książkę, gdy podróżowali niedawno do Tajlandii. Wzruszył ją fragment, w którym Duńczyk zdradza szczegóły, kiedy po raz pierwszy w życiu poczuł, że zdobył uznanie ojca.
- Gdybym nie przeszedł przez to wszystko, nie byłbym takim niesamowitym człowiekiem, jakim jestem obecnie. Niczego nie żałuję, ale pojawiają się pewne myśli i uczucia. Na szczęście mam cudowną dziewczynę, która była ze mną przez cały proces powstawania książki i dobrze, że nie ma nagle żadnych problemów między nami - powiedział Pedersen, nawiązując do odkrycia niewygodnych faktów.
Kiepskie relacje z bratem
Na żużel postawił też starszy brat Nickiego - Ronni. Długo uważano, że ma większy talent do tego sportu i zrobi większą karierę. - Jako dzieci rywalizowaliśmy we wszystkim. Był starszy o trzy lata, więc wygrywanie przychodziło mu dość łatwo. Nigdy nie umiałem go pokonać - przekazał były mistrz świata.
Z czasem Nicki zaczął osiągać lepsze wyniki, co być może miało wpływ na ich relacje. W roku 2003 po raz pierwszy w karierze zdobył tytuł mistrzowski. - Ronni mógł myśleć, że trochę się zmienię po tym sukcesie, ale żeby zdobyć tytuł, musisz być egocentrykiem - ocenił 46-latek.
- Czy mi zazdrościł sukcesu? Być może, nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - dodał. - Nigdy nie mieliśmy bliskiego kontaktu. On nie miał wrażenia, że ja mogę mu się po coś przydać, a ja wychodziłem z podobnego założenia. To jak w pracy. Masz takich ludzi, z którymi się świetnie dogadujesz, a są też tacy, z którymi nie zamieniasz słowa.
Przekonanie, że Ronni jest większym talentem miało też wpływ na zachowanie rodziców. - Nigdy mnie nie wspierali. Dużo energii i czasu poświęcali starszemu bratu. Bywało tak, że ojciec jechał gdzieś z Ronnim, a mnie musieli zabierać jego znajomi albo wujek. Nie akceptowałem tego - przyznał były mistrz świata.
Ronni Pedersen odmówił skomentowania słów swojego brata, jak i odnoszenia się do treści książki.
Śmierć przyjaciela
Rok 2012 jawi się jako ten, który miał ogromny wpływ na karierę Nickiego Pedersena. Duńczyk sam nie ukrywa, że przez lata swojej kariery wychodził z założenia "wygrana albo szpital". Dlatego niejednokrotnie faulował na torze, wywoływał frustrację u rywali brudnymi zagraniami. Wszystko zmienił wypadek Lee Richardsona na torze we Wrocławiu.
"Siedzę w hotelu w Gdańsku z menedżerem mojej drużyny i innymi zawodnikami. Nagle dzwoni telefon, to numer ze Szwecji. Na wyświetlaczu widzę, że to szef mojego klubu z Norrkoeping. Brzmi inaczej niż zwykle, jakby płakał. 'On nie żyje' - mówi o Lee. Nie rozumiem jego słów. Co on do cholery mówi?" - tak Pedersen wspomina w książce moment, gdy dowiedział się o śmierci przyjaciela.
"Lee ciągle powtarzał mechanikowi, że nie może oddychać. 'Musisz im powiedzieć, żeby coś zrobili' - brzmiały jego słowa. Gdy karetka dociera do szpitala, ciągle jest przytomny, ale nie udaje się go uratować. Jego główna tętnica pękła. Lee utonął we własnej krwi" - przypomniał Pedersen tragiczne wydarzenia z 13 maja 2012 roku.
"Zawsze mówiłem, że nie mogę i nie chcę mieć przyjaciół w żużlu" - napisał Duńczyk, ale w przypadku relacji z Brytyjczykiem zrobił wyjątek. Jeszcze kilka dni wcześniej Richardson gratulował mu udanego występu w mistrzostwach świata. Mieli spotkać się przy okazji najbliższego meczu ligi szwedzkiej. Nigdy wcześniej Pedersen nie miał refleksji, że może stracić życie na torze. Po wypadku przyjaciela to do niego dotarło.
"Chociaż w żużlu wszyscy klepią się nawzajem po plecach, do prawdziwych przyjaźni w naszym sporcie jest daleka droga. Jeśli w ogóle istnieją. Większość to bzdury. Pięciu facetów może usiąść i porozmawiać. Gdy tylko ktoś wstanie, to właśnie o nim rozmawiają inni. To jest do bani. Przecież wszyscy jesteśmy dla siebie rywalami" - podsumował gorzko Pedersen.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Tak prezydent Lublina zareagował na słowa ministra sportu
- Grupa Azoty uśpiła Tarnów. Czas na dywersyfikację sponsorów