Żużel. Krzysztof Cegielski: Wszyscy chcą teraz dokopać zawodnikom

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski

- Wydawało mi się, że zawodnicy są głównymi aktorami żużla. Tymczasem wiele osób próbuje wmówić opinii publicznej, że to żużlowcy stanowią problem. Wszyscy zastanawiają się, co zrobić, żeby im dokopać - mówi Krzysztof Cegielski, ekspert Canal+.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Mamy nowe kontrakty telewizyjne, które są sukcesem dyscypliny. Od razu ruszyła też dyskusja, co zrobić, by nadwyżka pieniędzy nie trafiła na konta zawodników. Prezes Wojciech Stępniewski zapewnia, że nie pozwoli na uruchomienie kolejnej lawiny finansowej w polskim żużlu. Co pan na to?[/b]

Krzysztof Cegielski, ekspert Canal+, szef stowarzyszenia żużlowców "Metanol": Przyglądam się debacie po ogłoszeniu sukcesu, którym są nowe umowy telewizyjne i moje odczucia są smutne. Wydawało mi się, że zawodnicy są głównymi aktorami naszego sportu. Tymczasem teraz wiele osób próbuje wmówić opinii publicznej, że wszystko jest świetnie tylko żużlowcy stanowią problem. Wszyscy zastanawiają się, co zrobić, żeby im dokopać. To niepotrzebne. Nie potrafimy cieszyć się osiągnięciem, które niewątpliwie mamy.

Tymczasem gdybym miał wskazać jeden bardzo ważny moment, który pomógł nam być obecnie w tym miejscu, to byłby to czas covidu. Kiedy właściwie wszystkie dyscypliny były uziemione, my jeździliśmy. Wtedy pojawił się gigantyczny problem, bo mogliśmy również nie startować w ogóle. Mam przed sobą korespondencję ze Zbigniewem Bońkiem z kwietnia 2020 roku. Poprosiłem go wtedy o wsparcie żużla podczas rozmowy z premierem, gdzie rozstrzygały się losy sportu i który odpowiedział mi po spotkaniu, że musimy zacząć "mocniej krzyczeć". Byliśmy troszkę bierni jako dyscyplina. Przekazałem to naszym żużlowym władzom i ostatecznie udało się nam "podłączyć" do piłki nożnej. Wtedy właśnie żużlowcy poszli na gigantyczne ustępstwa w zakresie zarobków i dzięki temu mogliśmy ruszyć, a następnie wybić się na tle innych dyscyplin. Byłem wtedy proszony przez prezesa Wojciecha Stępniewskiego, by wyjaśnić zawodnikom konieczność przejechania tego czasu dla dobra żużla. I się udało, choć opór był ogromny. Wziąłem to na swoje barki i myślę, że to również pomogło w płynnym rozwoju mimo bardzo trudnego czasu. Trudno mi zatem zrozumieć obecną narrację, nastawioną mocno przeciwko zawodnikom.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Jeśli dobrze rozumiem, to pana zdaniem nowe kontrakty telewizyjne, to zasługa zawodników, a nie władz polskiego żużla.

Tego nie powiedziałem i nigdy bym tak nie postawił sprawy. Pogratulowałem zresztą osobiście i bardzo szczerze prezesowi Stępniewskiemu obecnej umowy. Zupełnie niepotrzebnie tylko przy okazji dobrego czasu dla żużla atakuje się zawodników. Nie odbieram nikomu zasług, doceniam, ale jednocześnie proszę, by nie zapominać o żużlowcach. Wy, dziennikarze zrobiliście również wiele w zakresie promocji dyscypliny. Całe środowisko pracowało na to, by stała się ona bardziej przewidywalna. PZM czy jego działacze dobrze wiedzieli, że warto współpracować i wszelkie spory poważne zostały zażegnane. Postawiono na dialog i do przeróżnych dyskusji przez ostatnie lata zapraszano wszystkie strony tego biznesu. Poza tym ogromną rolę odegrała telewizja, która teraz płaci wielkie pieniądze za to, co w pewnym sensie sama stworzyła. Przecież przedstawiciele telewizji bardzo czynnie brali udział w różnych dobrych zmianach.

Mam jednak wrażenie, że ucieka pan od istoty problemu, a naprawdę mamy chorą sytuację, że taki procent budżetów jest przeznaczany na wynagrodzenia żużlowców.

Zawodników wycenia rynek. Prezesi weszli na wyższy poziom w zarządzaniu, ale nadal nie brakuje takich, którzy wydadzą nie tylko to, co mają, ale jeszcze 20 proc. więcej. Niezależnie od tego, ile pieniędzy do podziału jest. Oczywiście, ja też nie jestem zwolennikiem, by taki procent budżetów szedł na kontrakty. Te proporcje nie są zdrowe, bo kluby mają mnóstwo innych kosztów. Znam je i rozumiem. Brakuje mi np. troszkę większego zadbania o kibiców na stadionach.

Co ma pan konkretnie na myśli?

Mecz moim zdaniem powinien być większym show, a wyścigi nie stanowić jego jedynej atrakcji. Na wielu torach w przerwach największą rozrywką wciąż są jeżdżące traktory i polewaczka. Ten wolny czas można wykorzystać zdecydowanie lepiej. Było zresztą sporo planów w tym zakresie. Dużo o tym mówiliśmy, a niewiele zostało zrobione. Jestem więc oczywiście zwolennikiem, żeby z nowych środków realizować właśnie m.in. takie cele. Pierwszy się pod tym podpiszę.

Taki jest jeden z pomysłów. Inny zakłada, by z nadwyżki płacić za punkty wychowanków. Pod tym też się pan podpisze?

Płacenie za punkty wychowanków to świetna idea. Mam nadzieję, że tego typu pomysły będą realizowane. Kolejnym dobrym rozwiązaniem byłoby wspieranie nowych, odradzających się ośrodków, którym jest trudno ruszyć z miejsca.

Prezes Wojciech Stępniewski mówi, że taki fundusz może powstać za zgodą wszystkich prezesów. Czy według pana do tego dojdzie? Przecież za chwilę komuś może zabraknąć pieniędzy i wtedy pojawiają się sugestie, żeby te pieniądze jednak trafiły do klubów.

Jestem przekonany, że do takich próśb ze strony prezesów dojdzie, choć mam nadzieję, że nie wszyscy pójdą w tym kierunku. Z nadwyżką może być trochę tak jak z pieniędzmi ze spółek skarbu państwa. Niektórzy przekonywali, że one powinny trafiać do związku, który będzie je następnie sprawiedliwie dzielił. Niech tak zadziała to z dodatkowymi środkami telewizyjnymi. A być może, za zgodą prezesów, należy je wręcz zostawić PGE Ekstralidze, by ta stworzyła fundusze celowe.

Zapewniam, że zawodnicy nie będą tego negować. Oni rozumieją trendy. Będzie mniej pieniędzy na rynku, to pojadą za mniej. Wielu z nich pamięta czasy, kiedy wynagrodzenia były zerowe, a z jazdy na żużlu niewiele wynikało. Teraz środków w dyscyplinie jest więcej, a zatem nikt nie powinien mieć pretensji, że żużlowcy z tego korzystają. Ja cieszę się, że teraz mamy zdrowe, przejrzyste zasady, a nie wirtualną rzeczywistość z czasów regulaminu finansowego.

Może jednak te czasy jeszcze wrócą. Władze polskiego żużla mocno wierzą, że wygrają w sporze z UOKiK.

Jestem przekonany, że powrotu do tego nie będzie. To były patologiczne rozwiązania, z którymi walczyłem przez lata. Cieszę się, że to się skończyło. To naprawdę nie jest przypadek, że prezes UOKiK podzielił nasz punkt widzenia i zajął się sprawą. Tamte praktyki były niedozwolone i jestem przekonany, że ten niezgodny z prawem system nie wróci. Mam oczywiście świadomość, że to było wygodne dla władz polskiego żużla, bo można było puścić w świat komunikat, że wszystko jest w porządku i każdy jest wypłacalny. Tyle, że to była fikcja. Teraz jest czysto i przejrzyście. Mimo że prawda może być czasami brutalna. Ale na pewno łatwiej jest to kontrolować i mieć pełny obraz sytuacji.

Obecna sytuacja jest na pewno korzystniejsza również dla klubów, ponieważ można zdecydowanie łatwiej planować budżet. Można rozliczać się z zawodnikami w każdy sposób. Już nie tylko na zasadzie punktówek. Wyniki 60:30 nie muszą być już katastrofą dla budżetu. Trzeba tylko z tego korzystać. Na razie robi to niewielu, ale wszystko przed nami. Gorąco prezesów i zawodników do takich przewidywalnych rozliczeń namawiam.

Prezes PGE Ekstraligi mówi, że siedem klubów chce powrotu KSM. Władze ligi chcą o nim rozmawiać, bo wierzą, że to może obniżyć kontrakty. Wojciech Stępniewski zaznacza jednak, że KSM musi być brutalny i wprowadzany na minutę przed otwarciem okresu transferowego.

Dyskusja o KSM już nie rozpala moich emocji. Kilka lat temu było postanowione, że do tego wracamy. Na szczęście tak się nie stało. To rozwiązanie naprawdę nie doprowadzi do spadku wydatków na kontrakty.

Nie kupuje pan narracji, że zarobki spadną, jeśli przykładowo dwie gwiazdy nie znajdą pracy w PGE Ekstralidze?

Nie. Ogólne wydatki nie spadną.

Dlaczego? Przecież wtedy wszyscy będą musieli negocjować ostrożniej, by nie wypaść z PGE Ekstraligi.

Owszem, może niektórzy dostaną mniej, ale co z tego, skoro więcej zarobią zawodnicy z niskim KSM, którzy akurat będą pasować do składów. Zawsze wydawało mi się, że naturalne jest to, że więcej płaci się tym, którzy najlepiej wykonują swoją pracę, a nie nagradza kogoś… no właśnie za co? Za to, że miał problemy lub był przeciętny? KSM jest naprawdę zły i ma zdecydowanie więcej minusów niż plusów. Bardzo źle kojarzy mi się KSM, grupowanie zawodników czy inne sztuczne regulacje, które przerabiałem w Anglii, Danii czy Szwecji. Z punktu widzenia żużlowców to nie jest sprawa życia lub śmierci. Jedni stracą, inni skorzystają.

To może salary cap? Wtedy trzeba by jednak odebrać zawodnikom wszystkie powierzchnie reklamowe.

Salary cap jest niezłym rozwiązaniem, ale nie rozumiem, dlaczego chce pan "oskubać" zawodników z powierzchni reklamowych.

To nie mój pomysł. Prezes Wojciech Stępniewski przekonuje, że salary cap nie ma racji bytu bez uporządkowania tych kwestii i wprowadzenia kontroli budżetów.

Sponsorzy zawsze mogą zapłacić zawodnikom za cokolwiek. Nikt tego nie zabroni.

Bez powierzchni reklamowych to będzie znacznie trudniejsze.

To wcale nie będzie trudne. To się odbywa dzisiaj i można to robić bez problemu. Pokażę panu prosty mechanizm. Uznajmy, że zawodnicy nie mają powierzchni reklamowych na strojach klubowych. Ma je klub i sprzedaje miejsce sponsorowi. Sponsor przekazuje jednak część wynagrodzenia zawodnikowi na podstawie umowy sponsor - zawodnik, a dodatkowo zawodnik reklamuje tę firmę na swoim stroju indywidualnym np. podczas turniejów GP, SEC , serii IMP czy podczas jakichkolwiek imprez indywidualnych. Pomijając powyższe to zawodnicy o miejsca reklamowe walczyli i zapewniam, że nadal będą to robić przy moim wsparciu. Chcę wyraźnie zakomunikować, że tego nie odpuścimy i staniemy na głowie, gdy ktoś spróbuje to odebrać bez żadnych rozmów z nami.

Dlaczego to dla was sprawa życia i śmierci?

Mam wrażenie, że dyskusja o zawodnikach dotyczy kilkunastu najlepszych zawodników świata. Ja myślę szerzej i wiem, z jakimi problemami borykają się żużlowcy startujący w niższych ligach, młodsi lub ci, którzy w Ekstralidze radzą sobie słabiej. Głównie dla tych zawodników jest to bardzo stabilne źródło przychodu. Czasami pewniejsze niż przychód z klubu. Wielu prezesów mocno przeciąga wypłaty. Niektórzy są rozliczani tuż przed procesem licencyjnym, a nawet po jego rozpoczęciu. Ostatnio było kilka sytuacji, że zawodnicy musieli swoje pieniądze odzyskiwać poprzez Trybunał, jednocześnie widząc, jak bardzo Trybunał ma ochotę się w ogóle zebrać. A koszty są ogromne. Żużlowcy wydają na silniki, części, utrzymanie teamu. Koszty wzrosły w ostatnich latach kilkaset procent.

Wciąż np. jeździmy na najdroższych oponach świata, które za sztukę kosztują ponad 500 zł, a wystarczają na 1,5 - 2 kilometry. Stąd uważam, że są najdroższe, biorąc pod uwagę ich żywotność. Sponsorzy są zatem bardzo cenni i będziemy tego bronić bardzo mocno. Staramy się również jako środowisko żużlowców posiadać do funkcjonowania coraz poważniejsze narzędzia. Panu jako pierwszemu publicznie przekazuję, że mamy już od dłuższego czasu zarejestrowany Związek Zawodowy Sportowców o nazwie "Civitas". To daje nam wiele większe możliwości.

Będziecie strajkować?

Mam nadzieję, że nie będziemy i nie taki jest cel. Choć oczywiście Związek Zawodowy ma zdecydowanie większą siłę niż zwykłe stowarzyszenie. Kilka lat temu nawiązałem kontakt z profesorem Markiem Kolasińskim i to dzięki niemu ruszyliśmy do przodu organizacyjnie. Jest to osoba, która spośród wszystkich znanych mi ludzi zajmujących się prawem w Polsce, ma moim zdaniem największą wiedzę z zakresu prawa sportowego. Również dotyczącą zasad funkcjonujących w najlepszych, największych ligach świata takich jak NBA, NHL czy w międzynarodowym sądzie arbitrażowym, będącym najwyższą instancją rozstrzygania sporów w sporcie.

Wielu zawodników już skorzystało z pomocy i wiedzy profesora. Związek zawodowy działa na podstawie ustawy o związkach, która pozwala na bardzo wiele w porównaniu do możliwości stowarzyszenia. Nadal jednak chcemy rozwiązywać sprawy na drodze dialogu i tutaj nic się nie zmieni. Dodałbym też ciekawostkę, że to pierwszy związek zawodowy, który jest złożony z podmiotów prowadzących działalność gospodarczą. Kilka lat temu Trybunał Konstytucyjny dał na to zielone światło, a my żużlowcy jako pierwsi skorzystaliśmy z tej furtki. Statut nasz pozwala, jak też sama nazwa wskazuje, że będziemy przyjmować do tego związku sportowców innych dyscyplin. Wzięło się to stąd, że w ostatnich latach zgłaszało się do mnie wielu lekkoatletów, kolarzy, siatkarzy, koszykarzy.

Przebiliśmy się jako organizacja żużlowa szerzej i stąd wielu chętnych, żeby dołączyć do wspólnego działania. Jakiś czas temu np. otrzymałem prośbę by zaopiniować, zaproponować zmiany do nowelizacji ustawy o sporcie. W większej grupie sportowców będziemy mogli zdecydowanie więcej. a potrzeby sportowców w Polsce są bardzo duże, bo wiele organizacji i związków sportowych bardzo zaniedbuje ich sprawy. W żużlu naprawdę jest w porządku, kiedy zaczynam to porównywać.

Wróćmy do rozmowy o zawodnikach. Jak odpowiada pan na zarzuty, że zawodnicy mają muchy w nosie, stroją fochy i niechętnie uczestniczą w akcjach marketingowych, których oczekują kluby?

Odpowiem, że nie rozumiem problemu, jeśli faktycznie on istnieje. Brzmi to nawet troszkę zabawnie.

Dlaczego?

Zawodnicy mają swoje prawa, bo mocno nad tym pracowaliśmy. Są jednak także po ich stronie obowiązki. Muszą je realizować. Jeśli ktoś ma z tym problem to ja tego nie rozumiem.

To co by pan poradził takim prezesom?

Naprawdę nie ma dyskusji. Są prawa i obowiązki. Klub może wymagać obecności żużlowca podczas akcji marketingowych i reklamowych, a on nie ma prawa odmawiać bez poważnych powodów.

A co jeśli zawodnik i tak odmawia?

To z takimi zawodnikami nie podpisuje się kontraktów.

Nadal pomija pan w tej dyskusji, że mamy rynek zawodników, a nie prezesów. Wartościowych żużlowców jest niewielu i nie można sobie pozwolić na ich stratę, bo znalezienie alternatywy jest często niemożliwe. Z tego powodu kluby przymykają oko na różne zachowania.

Jeśli zawodnicy nie są w porządku, nie integrują się z drużyną, odmawiają dziennikarzom wywiadów, to kibice od razu to wyłapują. Sami wystawiają sobie kiepskie świadectwo. Troszkę również nie rozumiem sytuacji, bo widzę, że są żużlowcy, którzy są nieobecni, prezesi skarżą się w PGE Ekstralidze, a z drugiej strony publicznie usprawiedliwiają swoich podopiecznych, że gdzieś ich nie było, a powinni. Przecież to się regularnie dzieje. Poza tym nie wydaje mi się, że skala tego problemu jest duża. To dotyczy tylko kilku zawodników w środowisku. W mojej ocenie mówimy o marginalnym zjawisku.

Zobacz także:
Co z pieniędzmi dla Motoru Lublin?
Sami sobie zaprojektowali stadion

Komentarze (7)
avatar
tomas68
14.03.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Obrońca uciśnionych a jak tylko wchodziły nowinki np nowe tłumiki to ilu z nich ślepo brnęło za gł.zmianami 
avatar
Nick Login
14.03.2024
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
A może by tak obniżyć ceny biletów? Przecież gdyby nie kibice, którzy to oglądają to byście jeździli dalej rowerami po podwórku. 
avatar
Don von Jon
14.03.2024
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Motór pikuje...... 
avatar
Zamknięta w klatce pożądania
14.03.2024
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Obudził się, obrońca uciśnionych. 
avatar
GABOR
14.03.2024
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Krzysztof jak zawsze krótko, zwięźle i na temat. Zaintrygowało mnie tylko jedno po przeczytaniu tego wywiadu. Co ci ludzie z Gorzowa mają z tym stawaniem na głowie?