Nic nie zwiastowało tragedii. Robert zabrał tajemnicę do grobu

PAP / Remigiusz Sikora / Na zdjęciu: Robert Dados
PAP / Remigiusz Sikora / Na zdjęciu: Robert Dados

Dokładnie 30 marca 2004 roku Robert Dados odebrał sobie życie. - Byłem świadkiem jego strasznego wypadku motocyklowego. To mógł być początek końca. Po nim się złamał - mówi nam były zawodnik GKM-u Piotr Markuszewski.

W tym artykule dowiesz się o:

Cała żużlowa Polska wiązała ogromne nadzieje z Robertem Dadosem. Mimo młodego wieku były zawodnik GKM-u Grudziądz i Atlasu Wrocław miał na swoim koncie występy w cyklu Grand Prix. Został także Indywidualnym Mistrzem Polski Juniorów, a w tym samym roku świętował również zdobycie tytułu najlepszego młodzieżowca globu.

Jego kariera wyhamowała niewiele później. W 2000 roku zawodnik "Gołębi" odniósł poważne obrażenia w wypadku motocyklowym. Wówczas zderzył się z Polonezem. - To było zdarzenie, które musiało odcisnąć piętno na karierze Roberta. Doskonale je pamiętam. Był dzień treningu, około godziny 17:00. W tamtych czasach sesje w późniejszych porach nikogo nie zaskakiwały. Staliśmy na światłach. Ja byłem z tyłu, kilka metrów za motocyklistą. Gdy zapaliło się zielone, ten ruszył dosyć dynamicznie. Kawałek dalej zobaczyłem straszny wypadek. Nieżyjący już doktor Lasota pędem ruszył, by pomóc leżącemu motocykliście. W tamtej chwili nawet nie wiedziałem, że to Robert - mówi Piotr Markuszewski w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Gdy dojechałem do klubu dowiedziałem się, że to był on i miał wypadek. Nie widziałem samego momentu uderzenia. Niemniej najprawdopodobniej kierowca Poloneza wymusił pierwszeństwo, a Robert uderzył w tył jego samochodu. Trudno powiedzieć, z jaką jechał prędkością. Konsekwencje były poważne. Robert dostał pierwsze poważniejsze ostrzeżenie od życia. Był w ciężkim stanie. Trafił na OIOM w Grudziądzu. Wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: Wywiady pomiędzy biegami. Czy w przyszłości znikną z transmisji?

Zdarzenie, które zmieniło go na zawsze

W wypadku ucierpiały płuca Dadosa. Do tego stopnia, że musiał poradzić sobie z odmą. Uszkodzona była także śledziona. Po powrocie do pełni sprawności nie był już tym samym żużlowcem.

- Był bardzo zżyty z żużlem. Niewykluczone, że po dojściu do pełni sprawności nie mógł sobie z tym wszystkim poradzić. Przed wypadkiem został wyniesiony na piedestał. Był świetnym zawodnikiem. Później zaczął sobie słabiej radzić. Czarny sport to było jego całe życie. Gdy zawodowemu sportowcowi brakuje wyników, to jest wielka tragedia. Wszystko niestety mogło być początkiem końca. Nie jest mi łatwo rozmawiać o Robercie. Takie historie mają szczególny bagaż. Życzę mu, aby spoczywał w spokoju - przyznaje Markuszewski.

Później zaczął się prawdziwy dramat. Dados dwa razy targnął się na swoje życie. W styczniu 2003 roku uratował go mechanik.

- Trudno mówić coś dziś na temat Roberta, jednoznacznie odnosić się do przyczyny tego, jak skończyło się jego życie. Na pewno nie radził sobie z problemami życiowymi. Wydaje mi się, że nie dał sobie pomóc. Gdyby stało się inaczej, podejrzewam, że wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Tylko takie gdybanie nie ma sensu. Po ludzku szkoda - podkreśla były lider GKM-u.

"Nie nazwałbym go konfliktową osobą"

Dwa miesiące później Dados próbował się powiesić. Tym razem przeszkodziła mu żona. W 2004 roku ta sztuka nie udała się już nikomu. Po próbie samobójczej Dados spędził tydzień w lubelskim szpitalu, w stanie śmierci klinicznej. Niestety 30 marca zmarł. Nikt nie wie, dlaczego odebrał sobie życie. Swoją tajemnicę zabrał do grobu.

- W jednym roku został tytuł mistrza świata juniorów i mistrza polski juniorów. Nie każdy może dostąpić takiego zaszczytu. Z biegiem czasu, po zmianie barw klubowych, zaczęło mu się gorzej wieść. Miał ogromny talent. Jeździliśmy w jednym klubie, doskonale go pamiętam. Był bardzo ambitny. Kiedy coś mu nie wychodziło, od razu się denerwował i zaczynał dążyć do perfekcji. Spędzał wiele godzin przy motocyklach, dopasowywał je z niezwykła dbałością o szczegóły. Pojawili się sponsorzy, pojawiły się efekty. W pewnej chwili stał się żużlowcem kompletnym. To się nie powinno tak skończyć - zaznacza Markuszewski.

Nasz rozmówca nie kryje, że w Dados był bardzo lubiany przez grudziądzkie środowisko. - Gdy Robert jeździł w GKM był bardzo lubiany, koleżeński i sympatyczny. Nikt nie nazwałby go konfliktową osobą, tym bardziej wrogiem - podsumowuje Piotr Markuszewski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
- Telenowela zakończona, czas na żużel
- Eksperci wytypowali wyniki inauguracji

***

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy (znajdziesz ją TUTAJ).

Źródło artykułu: WP SportoweFakty