Fiałkowski chce rewolucji w polskim żużlu. "Kluby mogły oszczędzić minimum sześć milionów"

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Kacper Pludra
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Kacper Pludra

Po podpisaniu nowego kontraktu telewizyjnego ruszyła dyskusja o zarobkach zawodników. Zbigniew Fiałkowski z ZOOleszcz GKM-u cieszy się, że siedmiu prezesów chce powrotu do KSM. Jego zdaniem będzie to oznaczać gigantyczne oszczędności.

Przypomnijmy, że kontrakt na prawa telewizyjne PGE Ekstraligi na lata 2026 - 2028 osiągnął rekordową wartość. Canal+ wyłoży 214, 5 mln złotych. Kluby będą miał do podziału 71,5 mln rocznie. To znaczna podwyżka, bo obecna umowa opiewa na 60,5 mln zł na rok.

Prezesi są jednak pełni obaw, że nadwyżka pieniędzy trafi na konta zawodników. Większość z nich chce tego za wszelką cenę uniknąć. To dlatego aż siedmiu z nich jest gotowy zagłosować za powrotem do KSM. W tym gronie jest nawet szef Orlen Oil Motor Lublin Jakub Kępa, a przecież jego klub dysponuje ogromnym budżetem.

- Wartość kontraktu telewizyjnego w PGE Ekstralidze doszła do sufitu, ale co z tego, skoro pod względem wartości kontraktów zawodników został on przebity w 2022 roku podczas podpisywania umów na sezon 2023. Przed zbliżającym się rozgrywkami poszliśmy jeszcze dalej i nasze głowy wystają z tego sufitu już prawie całe. To może się skończyć bardzo źle dla kilku ośrodków - mówi Zbigniew Fiałkowski, członek rady nadzorczej w ZOOleszcz GKM-ie Grudziądz.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Zdaniem byłego wiceprzewodniczącego GKSŻ powrót do KSM i ustalenie go na radykalnym poziomie to konieczność. - Od czterech lat byłem za tym, żeby rok, a nawet dwa lata temu wprowadzić KSM, który by pomógł złapać klubom finansowy oddech. Wtedy panowała w tej sprawie cisza. Mam jednak wrażenie, że po podpisaniu ostatniego kontraktu telewizyjnego prezesi zaczęli myśleć. Moje wyliczenia są bardzo konkretne. Przy KSM na poziomie 37 niektóre kluby oszczędzą między trzy a pięć milionów złotych rocznie. Gdyby zostało to wprowadzone dwa lata temu, to w kasach działaczy byłoby teraz minimum sześć milionów więcej - dodaje Fiałkowski.

Działacz proponuje KSM na konkretnym poziomie. W jego ocenie jego wartość powinna wynosić 37. Wtedy przepis powinien spełnić swoją funkcję. - Czytałem ostatnio wypowiedź prezesa Michała Świącika, który poszedł już po bandzie, bo stwierdził, że powinien on wynosić maksymalnie 36. Ja myślałem o poziomie 37. Dodam, że przeciwnikiem takich regulacji był jeszcze niedawno Wojciech Stępniewski, a teraz zaczyna powoli przechodzić na stronę jego zwolenników - zaznacza Fiałkowski.

Były członek GKSŻ ma także konkretne pomysły dotyczące wysokości KSM dla juniorów. Jego rozwiązanie z pewnością spodoba się klubom, które stawiają na szkolenie. - Moim zdaniem w przypadku wychowanków powinien on wynosić 2,50, a dla juniorów transferowanych z innych ekip być znacznie wyższy. Trzeba jednak rozmawiać, zamiast mówić nie bo nie. A mam wrażenie, że merytorycznych rozmów o KSM brakuje, bo szybko pojawiają się ataki ad personam na jego zwolenników. Po mojej wypowiedzi zapewne też tak będzie - zaznacza.

Fiałkowski uważa, że zdecydowana reakcja władz polskiego żużla jest konieczna, bo działacze stali się zakładnikami żużlowców. - Opowiem pewną anegdotę, która dobrze obrazuje problem. Kiedy byłem prezesem, to jeden z zawodników był u mnie na rozmowach. Dwa tygodnie później zadzwonił do mnie inny prezes, który zapytał, czy chcę posłuchać, jakie warunki kontraktowe proponuję. Zostałem nagrany, a rozmowa puszczona podczas rozmów. Mogłem sobie jej posłuchać. Trafiło jednak na mojego dobrego kolegę. W dodatku był on na tyle uczciwy, że oznajmił mi, iż nie zamierza podpisać umowy z tym żużlowcem i mogą go kontraktować. To jednak ewenement. Ta historia pokazuje jednak, jak działają żużlowcy. Prezesi temu ulegają i uczestniczą w licytacjach. Trzeba to zatrzymać - podsumowuje Fiałkowski.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty