W sobotę 6 kwietnia na grudziądzkim torze odbył się Wielki Finał Drużynowych Mistrzostw Europy. Zdecydowanie najlepsi okazali się Polacy, którzy pewnie sięgnęli po złoty medal, już trzeci raz z rzędu. Srebro przypadło Danii, a brąz Szwecji (więcej TUTAJ).
Dobrze w tej imprezie spisał się Przemysław Pawlicki. 32-latek zdobył 10 punktów w czterech startach, a w swoich wyścigach uległ wyłącznie Mikkelowi Michelsenowi oraz Andersowi Thomsenowi.
- Mogłoby być zawsze lepiej, ale jestem zadowolony z zawodów. Tym bardziej że, ta noga też nie jest wyleczona w stu procentach i ból z biegu na bieg doskwierał mi coraz bardziej - powiedział zawodnik NovyHotel Falubazu Zielona Góra po finale w rozmowie z polskizuzel.pl.
ZOBACZ WIDEO: "Biorę na siebie". Kacper Woryna o słabszej formie w sezonie 2023
Teraz przed Pawlicki trudniejsze zadanie, jakim jest rywalizacja w PGE Ekstralidze. W najlepszej żużlowej lidze świata jego drużyna będzie biła się o utrzymanie, najpewniej z Fogo Unią Leszno i ZOOleszcz GKM-em Grudziądz. Jak przyznał żużlowiec, tytuł drużynowego mistrza Europy tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia w kontekście następnych występów.
- Cieszę się, że zdobyliśmy złoty medal, ale jutro będę się skupiał już na kolejnych zawodach. Trzeba być przygotowanym do sezonu tak, aby cały rok jeździć dobrze i równo. Wyniki najlepiej jest podsumowywać zimą - zakończył sobotnią rozmowę wychowanek Unii Leszno.
Czytaj także:
- Żużel. Stal Gorzów lepsza od Sparty Wrocław. Vaculik i Fajfer liderami
- Żużel. Kiepskie wyniki oglądalności żużlowych turniejów. Gdzie podziali się kibice?