Zaledwie dwa punkty wywalczył Dominik Kubera tydzień temu na PGE Narodowym w Warszawie, gdzie rywalizację zakończył na szesnastym miejscu. W sobotę w Landshut było znacznie lepiej, bo debiutujący w gronie stałych uczestników cyklu Grand Prix reprezentant Polski dojechał do finału.
- Czuję taki niedosyt, bo bardzo zepsułem start. Wiedziałem, że dwa najlepsze pola są już zajęte, zaryzykowałem i może niepotrzebnie. Przed zawodami brałbym to jednak w ciemno. Fajne przebudzenie, ale ciągle potrzebuję startów, bo bardzo brakuje mi jazdy w tym roku - mówił po zawodach Kubera na antenie Eurosport Player.
Kubera już podczas popołudniowych kwalifikacji pokazał, że tor w Landshut mu pasuje. Wykręcił wówczas drugi czas i lepszy był od niego tylko Bartosz Zmarzlik (o 0,144 s.). W samych zawodach leszczynianinowi szło równie dobrze. Zdarzyła mu się w rundzie zasadniczej tylko jedna wpadka, która na szczęście nie miała wpływu na miejsce w czołowej ósemce zawodów.
- Cały czas coś zmienialiśmy. To, co było na kwalifikacjach, to odstawiliśmy na bok. Nie można na to zwracać uwagi, trzeba tylko zrobić dobry czas i wybrać pola, a potem o tym zapomnieć - dodał Kubera, który na koniec zażartował, że jeśli na każdym torze, gdzie jeszcze nie był będzie spisywał się tak dobrze, to życzy sobie również finału w Pradze.
Czytaj także:
1. Sroga kara dla żużlowca. Został zawieszony na 20 miesięcy!
2. Roczna przerwa okazała się dla niego zbawienna
ZOBACZ WIDEO: "Nie ma sensu". Szczere słowa Bartosza Zmarzlika o torach w Grand Prix