Widmo spadku zajrzało w oczy Tadeusza Zdunka. Nie wyklucza odejścia z żużla

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Tomasz Rosochacki/Wybrzeże Gdańsk S.A. / Tadeusz Zdunek
Materiały prasowe / Tomasz Rosochacki/Wybrzeże Gdańsk S.A. / Tadeusz Zdunek
zdjęcie autora artykułu

- Mam też rodzinę, a ona ma dosyć tego mojego hobby. Wynegocjowane warunki dla żużlowców zniszczą ten sport. Zaczyna mnie męczyć podejście niektórych osób - mówi Tadeusz Zdunek. Działacz nie ukrywa, że bierze pod uwagę spadek Energa Wybrzeża Gdańsk.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty: Pan jest zawiedziony rezultatem meczu z H.Skrzydlewska Orłem Łódź (41:49 - dop.red.)?

Tadeusz Zdunek, członek zarządu Wybrzeże Gdańsk S.A.: Teoretycznie przed sezonem, patrząc na nazwiska, mieliśmy bardzo mocny skład. Jeśli jednak spojrzymy na rezultaty z tego roku, jest zupełnie inaczej. Trudno jest mi powiedzieć, jaka jest tego przyczyna. Jedziemy dobrze dopiero od ósmego lub dziewiątego biegu.

O te początki chciałem dopytać. Wydaje się, że w każdym spotkaniu oglądamy dwie różne drużyny Energa Wybrzeża.

Dokładnie tak jest, a potem brakuje nam czasu, żeby nadrobić straty.

Jest pan zaskoczony takimi słabymi wejściami w potyczki? W końcu zespół posiada kilku bardzo doświadczonych zawodników.

To chyba nie jest kwestia braku umiejętności, a psychiki. Jeżeli ktoś rywalizował kiedyś w Speedway Grand Prix, później spisywał się słabiej w PGE Ekstralidze, a teraz w Metalkas 2. Ekstralidze, to nie bardzo wie, z czego to wynika i szuka rozwiązań we wszystkim. Być może wystarczy tylko uspokoić swoją głowę. Nikt nie powie, że Krzysztof Kasprzak nie potrafi jeździć. Jeszcze niedawno to był czołowy polski żużlowiec.

ZOBACZ WIDEO: Sprawdził silniki Taia Woffindena. Odkrył coś zaskakującego

Właśnie postawą 39-latka i Nielsa Kristiana Iversena jest pan zawiedziony?

Nie mamy żadnego pewnego punktu i to jest najgorsze. Jeden i drugi potrafi przyjechać do mety na ostatniej pozycji, a za chwilę zgarnąć trzy punkty.

Czyli zespół cierpi na brak liderów?

Myślę, że my ich mamy, tylko wciąż nie pokazują tego na torze. Nicolai Klindt w zeszłym sezonie był w czołówce najskuteczniejszych zawodników rozgrywek. Kasprzak niby jechał słabo w PGE Ekstralidze, ale jednak miał średnią 1,543 punktu na jeden wyścig.

Widmo spadku zajrzało panu w oczy?

Jasne, że tak. Trzeba to brać pod uwagę, jeśli najpierw przegrywamy z ostatnią drużyną w tabeli.

Czyli nie zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że to Energa Wybrzeże jest najgorsze w Metalkas 2. Ekstralidze?

Jeżeli patrzymy na jakość oraz doświadczenie zawodników, to powinniśmy być co najmniej w pierwszej czwórce. Nie mamy co prawda teraz takich żużlowców jak Mikkel Michelsen czy Anders Thomsen, ale oni są teraz gwiazdami PGE Ekstraligi. Mimo wszystko posiadamy, chociażby Toma Brennana, który na Wyspach jest jednym z liderów swojego zespołu. Tylko musi się jeszcze rozjeździć w Polsce. Bierze też ze sobą angielskiego mechanika, a jednak nasze tory są zupełnie inne.

Jeśli najgorsze nastąpi i Energa Wybrzeże spadnie, jest już pomysł, co dalej?

Mam też rodzinę, a ona ma dosyć tego mojego hobby, jeśli tak można to nazwać. Syn mi ostatnio mówił, że te pieniądze, które ładuję w żużel, mógłbym zainwestować w motocross. Jak wiadomo, właśnie z tej dyscypliny się wywodzimy. Odkryliśmy Europę dla polskiego motocrossu i mamy obecnie super znajomości. Gdybym wsparł teraz tę dyscyplinę tak, jak "czarny sport", to posunęlibyśmy ją w Polsce o kilka lat do przodu. Dlatego trzeba rozważyć, co dalej.

Mnie najbardziej irytuje, że za przegrany mecz mogę obniżyć zawodnikowi wypłatę z punktów o pięć procent. Tylko nie zrobię tego temu, który pojechał słabo, bo nie ma, z czego, a temu, który wywalczył lepszy rezultat. Gdzie tu logika? Wynegocjowane warunki dla żużlowców zniszczą ten sport w Polsce. Powinniśmy płacić od średnich. Ustalamy z kimś, że ma zdobywać po 12 "oczek". Jeśli zainkasuje ich więcej, dostanie wyższą kwotę lub analogicznie w drugą stronę.

W takim razie nie da się wykluczyć, że po tym sezonie powie pan "pas".

To zależy od wielu czynników. Przez ostatnie lata mało która spółka państwowa inwestowała w sport w Gdańsku, a już na pewno żadna na poważnie. Przejechaliśmy przez osiem lat z zerową dotacją zewnętrzną, gdzie większość klubów w innych ośrodkach coś otrzymywała. Sztuką też było ukończyć sezony, za praktycznie wyłącznie moje i miasta pieniądze. Nie chcę postępować emocjonalnie, ale zaczyna mnie męczyć podejście niektórych osób. Słabsze mecze powodują mniejszą liczbę kibiców na trybunach. To niestety nie interesuje wszystkich, których powinno.

Jak pan ocenia powrót Adriana Gały do ligowego ścigania?

Jedzie pod olbrzymią presją. Chce startować i wrócić do żużla, więc zawsze pojawiają się jakieś błędy. W trakcie treningów spisywał o wiele lepiej niż w trakcie zawodów. Był wręcz nie do dogonienia, ponieważ miał spokojną głowę. W trakcie meczów pojawia się stres. Dodatkowo każdy od razu pisze, że wszystkie wypadki, w których bierze udział, to jego wina.

Wielokrotnie widziałem sytuację z Krystianem Pieszczkiem w eliminacjach do IMP i tam nie był nawet odrobinę odpowiedzialny za całe zdarzenie. A cały hejt został skierowany w kierunku Adriana. Cokolwiek się teraz stanie, będzie na niego. W spotkaniu z Orłem dobrze wychodził spod taśmy, ale gorzej ze względu na ten presję prezentował się na trasie. Aczkolwiek jeden bieg wygrał i swoje zrobił.

Tylko jednak kolizja z Tomaszem Gapińskim była już wyłącznie jego winą.

Podszedł do tego zbyt nerwowo i za szybko. Powinien trochę odczekać na atak.

Z pana słów mogę wywnioskować, że Adrian Gała dostanie kolejną szansę?

To już jest decyzja menedżera, a nie moja. Jestem jednym z tych działaczy, którzy się nie wtrącają w pracę sztabu szkoleniowego.

Mateusz Tonder bardzo negatywnie zareagował na odstawienie od składu?

Widzi, jak jedzie i na pewno zdaje sobie sprawę, że oczekiwaliśmy więcej. Na gdańskim torze spodziewaliśmy się po nim 10 punktów na mecz, z reguły tyle tu osiągał. Teraz gdy to jest jego domowy owal, tym bardziej powinien osiągać ten cel.

Klub planuje jakieś transfery?

Nie. Jest na rynku Matej Zagar, ale co on gwarantuje, oprócz wysokiej ceny? Zresztą nasi żużlowcy mają umiejętności i stać ich, żeby jechać dobrze, tylko muszą zyskać regularność i lepiej wchodzić w mecze. Klindt pracował z jednym mechanikiem od lat, ale z niezależnych od nich powodów, musieli dokonać zmian w teamie. Nicolai pracuje nad tym, aby wszystko funkcjonowało tak jak wcześniej, ale na razie różnie z tym bywa, zwłaszcza na wyjazdach.

Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: > Tomasz Gapiński wściekł się na torze na Adriana Gałę. Zdradził, co mu powiedział > Nie pozostawia suchej nitki na Woźniaku. "Powinien wygonić tego Hancocka od siebie"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty