Po bandzie: Yamale speedwaya [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Ben Cook
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Ben Cook

- Ben Cook czy Josh Pickering to już nie są juniorzy. Bliżej im do trzydziestki. A jednak muszą się rozpychać i dopiero szukać dla siebie miejsca na żużlowej ziemi obiecanej. Jak Doyle przed laty - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Hiszpanie spodziewanie i zasłużenie sięgnęli po piłkarskie mistrzostwo Europy, a pierwszą ich bramkę w finale z Anglią uznaję za symptomatyczną. 17-letni Lamine Yamal podaje do 22-letniego Nico Williamsa i jest 1:0. A więc Hiszpanie postawili na młodzież i ona dała im tytuł. Tak od razu. Bo Yamal i Williams razem wzięci są młodsi o kilka miesięcy od Cristiano Ronaldo. Tymczasem naszą młodzież trzeba wprowadzać do reprezentacji "rozsądnie", "spokojnie" i "stopniowo". Wiecznie nam wmawiają, że jesteśmy na etapie budowy, choć Lewandowski, Milik, Szczęsny czy Zieliński grają ze sobą od lat, tak jak wcześniej z Krychowiakiem, Glikiem i Grosickim.

12 lipca Williams świętował 22. urodziny, 13 lipca Yamal siedemnaste, a 14 lipca obaj świętowali mistrzostwo Starego Kontynentu. Choć, de facto, obaj pochodzą spoza Europy, a wyrwali się z biedy. Ich korzenie znajdują się w Ghanie (Williams) oraz w Maroku i Gwinei Równikowej (Yamal). Co to ma wspólnego ze speedwayem?

Akurat nasza młodzież, przy pomocy sędziego Latosińskiego, wygrała w Vojens złoto SoN2. Nie poszło natomiast seniorom, którzy przed dwoma laty ulegli Czechom, a teraz Niemcom. No, dla takich właśnie rozstrzygnięć powołano do życia Speedway of Nations.

ZOBACZ WIDEO: Artiom Łaguta jasno o kolejnym tytule mistrza świata. Pokonałby Bartosza Zmarzlika?

I gdzie szukać winnych?! Problem wydaje się złożony, dlaczego poza Bartoszem Zmarzlikiem nie mamy obecnie kierowców na najwyższym światowym poziomie. Czego zresztą dowodzi indywidualny ranking PGE Ekstraligi, otóż w pierwszej dziesiątce poza liderującym Zmarzlikiem znalazło się miejsce jeszcze tylko dla jednego naszego reprezentanta - Dominika Kubery (siódme miejsce). Ktoś powie - ale bez przesady, przecież wygrali z nami Niemcy, którzy w najlepszej lidze świata nie mają nawet swojego reprezentanta. Nie tylko w najlepszej dziesiątce. W ogóle!

Więc w czym upatrywać winy? Może chodzi też o to, że kiedy inni jeżdżą, to my strajkujemy? Jak w Pile. Jak w Krośnie. Jak w Gorzowie. Jak nie wiadomo, gdzie jeszcze. Choć pewnie niedawna interwencja PGE Ekstraligi okaże się jakimś remedium.

Pozostaje zatem postawić pytanie - dlaczego nasi strajkują? Czy dlatego, że są milionerami i mają się za dobrze? Nie wiem, być może. W Polsce już młodzi chłopcy jeżdżą mercedesami i zarabiają na całe rodziny. Kupują mieszkanie za mieszkaniem na bezpieczną przyszłość. I tu dochodzimy do punktu wyjścia. Inaczej wyglądały początki wspomnianych piłkarzy, którzy byli zwykłymi uchodźcami. Którzy Afrykę opuszczali na bosaka. A później, jak Yamal, żyli w dzielnicach biedy.

Za Yamali speedwaya należy uznać Australijczyków. Którzy w pogoni za marzeniami i za lepszym życiem musieli się przedostać najpierw do Wielkiej Brytanii, a stamtąd dopiero do Polski, co udaje się nielicznym. No chyba że od razu trafią na rancho prezesa Rusieckiego w Krzycku. Jakkolwiek przyjazne, to jednak tysiące kilometrów od domu, od rodziny i od ukochanych plaż.

Przecież taki Ben Cook czy Josh Pickering to już nie są juniorzy. Bliżej im do trzydziestki. A jednak wciąż się muszą rozpychać. Szukać dla siebie miejsca w Polsce, na żużlowej ziemi obiecanej. Nie identycznie było z Jasonem Doyle'em? Już powoli zapominamy, że jako dojrzały sportowiec jeździł po kieszonkowe do Rawicza. Nasze talenty miały już w ich wieku status gwiazd i milionerów, Doyle, Cook czy Pickering mieli bądź mają dopiero marzenia.

Nie wszyscy przepadają za tym Doyle’em, prawda? Bo Dojlar, bo twardy biznesmen, bez skrupułów. No ale może stąd też ta jego bezkompromisowa postawa - raz, że później zaczął finansowe żniwa i zostało mu mniej czasu, a dwa - pamięta te trudne początki, gdy niewielu mu ufało, gdy nikt nie chciał prowadzić za rękę i gdy nie był pierwszy w kolejce do kasy.

Być może wszystkiemu jest winien materiał ludzki, a być może też kilka rzeczy, które zdarzyły się po drodze i ukształtowały polskich żużlowców. Każdy przypadek jest inny, taki Kacper Woryna nie boi się przecież ani walki, ani wody na torze. Dla niego im trudniej, tym lepiej. A jednak, z jakichś względów, nie widzimy go w ścisłej światowej czołówce. Tak jak Pawła Przedpełskiego, Maksyma Drabika, Bartosza Smektały czy kolejnego w tym gronie mistrza świata juniorów, Jakuba Miśkowiaka.

A może selekcja pod kątem zawodów na takich torach jak ten w Manchesterze powinna być jeszcze bardziej celowana? Tzn. jeszcze bardziej biorąca pod uwagę konkretne predyspozycje? Na zasadzie ryzyka - wyda, nie wyda. Pisać łatwo, zdecydować i wziąć za wszystko odpowiedzialność - trudniej. W każdym razie speedway, tak jak skoki narciarskie, ma swoje odmiany. Jedni są lepsi na skoczniach średnich (K-90), drudzy na dużych (K-120), a na mamutach całkiem inna jeszcze grupa. Możliwe, że gdyby tegoroczna edycja Speedway of Nations odbyła się gdzieś w Polsce, bylibyśmy w niebie. Ale mogła się też odbyć na takim brytyjskim torze, na którym Kubera byłby bezradny. Jak podczas Grand Prix Challenge 2022 w Glasgow, gdzie z kretesem poległ i on, i Szymon Woźniak. Gdzie obaj podpisali tabelę - podczas transmisji z Manchesteru podsłyszałem u kolegów Korościela i Kuźbickiego, że to teraz powiedzenie na topie. O tych, co zajmują ostatnie miejsca.

Cienka bywa granica między linczem a uwielbieniem tłumu.

Pytań jest wiele. No ale nie możemy chyba postawić diagnozy, że - tak jak futboliści - mamy reprezentację w fazie budowy. Rafał Dobrucki powołał przecież pod broń same stare wygi: Zmarzlika, Kuberę, Dudka, Pawlickiego i Janowskiego.

Pamiętamy świetnie sytuację, kiedy trzy lata temu, po leszczyńskim finale Indywidualnych Mistrzostw Polski, przedwcześnie zszedł z podium Maciej Janowski. Wtedy uznaliśmy to zgodnie za zachowanie niegodne sportowca. Nieeleganckie. Pewnie sam Maciek by tak drugi raz nie postąpił. Bo to człowiek obyty, potrafiący się zachować i oddać kolegom szacunek. Oczywiście, trudno dziś oceniać całe zdarzenie diametralnie inaczej, niemniej z perspektywy czasu patrzę na nie jednak z większym zrozumieniem. Bo to wszystko znaczyło, że jest chęć rywalizacji ze Zmarzlikiem. Że ta porażka boli, że wrocławianin nie przeszedł obok niej i że przy tamtej dyspozycji miał najwyższe aspiracje oraz pragnienie pobicia konkurenta. Czy dziś wciąż istnieje u Maćka taki głód? Nie wiem. On sam podkreśla, że nie wie, czy chce wracać do Grand Prix na stałe.

W żużlu - czy to się komuś podoba, czy nie - trzeba być raz egoistą, a innym razem brutalem. Trzeba mierzyć wysoko. Gdy Tomasz Gollob sięgnął po wymarzone mistrzostwo świata, nie miał już tak zaciśniętych ust. Zaczął się częściej uśmiechać i po prostu żużlem bawić. Z wiekiem zmieniło się też postrzeganie świata przez Nickiego Pedersena, który obecnie łączy już tylko karmienie ego i zapotrzebowanie na adrenalinę z funkcjami biznesowymi. Nie o to jednak chodzi, by walczyć o jeden punkt z kolegą z pary, a w akcie niemocy pozdrawiać go środkowym palcem. Trenerowi i wychowawcy reprezentacyjnej duńskiej młodzieży raczej nie przystoi.

W kadrze muszą jeździć nie tacy, którzy się żużlem bawią, lecz tacy, którzy wciąż chodzą głodni.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Jaśniej się nie da. Prezes PZM o przyszłości Rafała Dobruckiego
Krzysztof Buczkowski znów w PGE Ekstralidze? Zawodnik stawia sprawę jasno

Źródło artykułu: WP SportoweFakty