Ostatecznie porażka minimalna sześciopunktowa porażka to nie najgorszy wynik dla KS Apatora Toruń. Udało się wywieźć punkt bonusowy i naprawdę zagrozić gospodarzom. Zabrakło naprawdę niewiele, a mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie feralny siódmy bieg, który lekko ustawił wynik.
W drużynie "Aniołow" punktowało na dobrą sprawę zaledwie trzech zawodników. Robili jednak oni ogromną różnicę. Jednym z nich był Emil Sajfutdinow, który na Stadionie Olimpijskim był piorunujący szybki.
W siódmym biegu pod taśmą stanęły dwóch tytanów żużla, czyli Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta. Przed tym biegiem na tablicy wyników był wynik 21:15 dla Betard Sparty Wrocław. Jak można było się spodziewać, obaj stoczyli rewelacyjny pojedynek, który zakończył się upadkiem zawodnika Apatora. Wtedy do gry wszedł sędzia, który miał trudny orzech do zgryzienia.
ZOBACZ WIDEO: Nie będzie wielkiego powrotu Przyjemskiego? "Ligę wygra mój ulubiony klub"
Każdy z zawodników ma swoje argumenty w tej sytuacji. Emil Sajfutdinow napędzał się po zewnętrznej i zjeżdżał do kredy. Natomiast Artiom Łaguta poszerzał tor jazdy. Prędzej czy później musieli się spotkać. Przy jakiejkolwiek decyzji sędziego Michała Sasienia, ktoś miałby pretensje. Padło na obóz toruński, który mógł być bardzo niezadowolony z losów tego biegu.
- Sędzia chyba wie najlepiej, ale każdy żużlowiec odniósłby się do tego inaczej. Starałem się ratować, żeby nie uderzyć w Artioma zdecydowanie mocniej, bo pachniało bardzo groźnym upadkiem. Jak dotknął mi koło, to wybił mnie z rytmu, więc starałem się hamować. Jak walczyłem, żeby nie walnąć w rywala, to po prostu wszystko uślizgnęło mi się i nie było już innego wyjścia jak upadek. Nie było to dla mnie przyjemne, bo poleciałem z motocyklem do bandy - mówił przed kamerami Eleven Sport zawodnik Apatora.
Ten siódmy bieg potoczył się bardzo niekorzystnie dla gości, bo w powtórce Artiom Łaguta i Mikkel Andersen przywieźli podwójne zwycięstwo, pokonując Antoniego Kawczyńskiego. Efekt był taki, że Sparta odjechała aż na dziesięć punktów. A przecież mogło być zgoła odmiennie, gdyby sędzia zdecydował się na wykluczenie Łaguty.
Zakładając, że Emil Sajfutdinow przywiózłby "trójkę", a Kawczyński przyjechałby spokojnie na trzecim miejscu, Apator zbliżyłby się do rywali tylko na cztery punkty. Oczywiście, wtedy do gry nie mogłyby wejść rezerwy taktyczne, więc różnie mógłby się ten mecz potoczyć, ale w Toruniu mają czego żałować. Rosjanin z polskim paszportem odniósł również do bardzo ciekawej rzeczy, czyli do ostrej jazdy, na jaką w tym sezonie PGE Ekstraligi pozwalają sędziowie.
- Czasami trzeba być żużlowcem, żeby rozumieć pewne rzeczy. Wiadomo, że Artiom nie zrobił tego specjalnie, ale to była sytuacja, w której podjechał ostro pode mnie. Wszystko wskazuje na to w tym roku, że można ostro jechać i nic się nie dzieje. Staram się brać to na spokojnie. Sędzia jest od podejmowania decyzji. We Wrocławiu była ona nie na moją korzyść. Każdy żużlowiec zrozumiałby, że to była bardzo trudna sytuacja dla mnie - dodał Sajfutdinow.
Czytaj także:
Niebezpieczny upadek we Wrocławiu. Brama do parku maszyn aż się otworzyła
Szalona akcja Łaguty we Wrocławiu. Rosjanin zaskoczył samego siebie