Szymon Woźniak zna tor w Bydgoszczy, jak własną kieszeń. Przez sześć lat reprezentował barwy lokalnej Abramczyk Polonii. W związku z tym do 2. finału Indywidualnych Mistrzostw Polski przystępował jako jeden z murowanych faworytów do końcowego triumfu.
Początek zawodów nie zapowiadał, że uczestnik cyklu Grand Prix będzie miał tego wieczoru powody do świętowania. W trzech pierwszych odsłonach zgromadził cztery punkty.
Później jednak zdobył trzy "oczka", które w ostatecznym rozrachunku były na wagę złota i dały mu przepustkę do wyścigu barażowego. - Dokonywaliśmy przede wszystkim kosmetycznych korekt. Przez całą rundę zasadniczą poszukiwaliśmy odpowiednich rozwiązań, tak długo, aż udało się je znaleźć. Myślę, że w wyścigu barażowym i finale odnaleźliśmy to, o co nam chodziło od początku - mówi WP SportoweFakty zawodnik ebut.pl Stali Gorzów.
- Gorsze występy w moim wykonaniu wynikały przede wszystkim z doborowej stawki i indywidualnych błędów, tudzież wydarzeń torowych. To najwyższy poziom na świecie - mistrzostwa Polski. Świetni zawodnicy przyjeżdżali do mety na ostatnim miejscu i nie można im z tego powodu ujmować, bo nie wszyscy mogą wygrywać każdy wyścig - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Nie będzie wielkiego powrotu Przyjemskiego? "Ligę wygra mój ulubiony klub"
Spektakl w Bydgoszczy dlatego, że tor był inny?
Ostatecznie Woźniak zajął drugie miejsce w turnieju. W rozmowie z nami Dominik Kubera przyznał, że nawierzchnia przy Sportowej została przygotowana inaczej niż zwykle.
Woźniak zgodził się z żużlowcem Orlen Oil Motoru Lublin. - Tor różnił się od tego, który zastawałem tu w kilku ostatnich startach. Niemniej został przygotowany w sposób bardzo ciekawy. Myślę, że kibice zobaczyli fajne ściganie i mogą być zadowoleni, zwłaszcza z kilku wyścigów. Nawierzchnia wygenerowała kilka zagadek. Rozbieżność w moich punktach była spora. Musieliśmy włożyć wiele trudu w boksie w dobór odpowiednich przełożeń, a ja namęczyć się na torze, żeby spożytkować je we właściwy sposób - zauważa nasz rozmówca.
- Trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Jadąc w Indywidualnych Mistrzostwach Polski, nawet po przywiezieniu zera czasami trzeba uderzyć się w pierś i powiedzieć - motor był dobry, ale ja zrobiłem coś źle lub znalazłem się w nieodpowiednim miejscu i czasu. Cienka granica czasami decyduje, czy dojedzie się do mety na pierwszym lub ostatnim miejscu. W takiej stawce decydują detale. Nie inaczej było w sobotę - kontynuuje indywidualny mistrz Polski z 2017 roku.
Z dnia na dzień inny Woźniak
Wychowanek Polonii wdarł się do finału po emocjonującym pojedynku z Bartoszem Zmarzlikiem. Indywidualny mistrz świata nie dawał za wygraną i w ferworze walki upadł na tor na ostatnim okrążeniu. Po zakończeniu wyścigu nie krył poirytowania. Między zawodnikami nie ma jednak mowy o złej krwi, obaj rozmawiali ze sobą w parkingu i gołym okiem było widać, że nie żywią do siebie urazy.
Dzień wcześniej Woźniak wraz z ebut.pl Stalą przyjechał do Grudziądza (ZOOleszcz GKM wygrał 46:44). Mecz nie potoczył się po jego myśli. Zdobył pięć punktów z bonusem i nie wystąpił w wyścigach nominowanych. Jak widać, długo nie rozpamiętywał nieudanego spotkania.
- Każdy występ pozwala wyciągnąć wnioski i rzuca inne spojrzenie na to, co dzieje się ze sprzętem, a także podejmowane przez nas decyzje. Mój wynik jest odpowiedzią, że po nieudanym meczu wyciągnęliśmy dobre wnioski - podsumowuje Szymon Woźniak.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Zawodnicy U24 czują przeskok po staniu się pełnoprawnymi seniorami? Szlauderbach rozwiał wątpliwości
- ROW musi wygrać za trzy punkty. Hit o gigantyczną stawkę