Witold Skrzydlewski, łódzki przedsiębiorca, do którego należy największa sieć kwiaciarni oraz zakładów pogrzebowych w województwie, posiadający też dwa krematoria, już kilka tygodni temu zapowiedział, że jest gotów oddać żużlowy klub Orzeł, za symboliczną złotówkę. Biznesmen zdecydował się na to po blisko 20 latach.
Chętny do przejęcia klubu jest Adam Skowron, który przez 16 lat był mechanikiem żużlowym. Obecnie jest dyrektorem oddziału jednej z firm, a od 12 lat prowadzi własną działalność.
Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak wyglądał pana pierwszy kontakt z Orłem Łódź?
Adam Skowron, potencjalny kupiec Orła Łódź: Najpierw wysłałem maila z konta prywatnego, na którego nie dostałem żadnej odpowiedzi. Później ponowiłem kontakt z firmowej skrzynki pocztowej, gdzie pod wiadomością widnieje stopka ze wszystkimi moimi najważniejszymi informacjami. Wówczas odpisano mi, że moje zgłoszenie chęci przejęcia klubu zostało zaakceptowane i będzie się ze mną kontaktował zarząd.
Po trzech czy czterech dniach dostałem wiadomość z prośbą o mój numer telefonu, aby umówić się na spotkanie. Dla mnie to było dziwne, ponieważ w mojej stopce widnieje mój numer telefonu. W każdym razie przesłałem go i zaprosiłem do kontaktu. Po dwóch dniach pan Witold zadzwonił do mnie sam. Zapytał się o wizję na Orła, a ja ją opowiedziałem. Następnie zadał mi pytanie, czy zdaję sobie sprawę, że utrzymanie klubu to koszt minimum pięciu milionów złotych, które on musiał w tym sezonie dołożyć.
Odpowiedziałem, że jestem w stanie dołożyć pół miliona, a reszta to kwoty od sponsorów. Wówczas zostałem przez niego potraktowany z góry, że jak ja sobie wyobrażam prowadzenie ośrodka żużlowego, jak nie mam takich środków. Oczywiście, chciałem wytłumaczyć, że nie wszystkie kluby w Polsce są utrzymywane z pieniędzy prezesów. I taka jest też moja wizja. Ten pan tylko rzekł, że życzy mi powodzenia z takim podejściem i oddaje Orła na licytację.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Fogo Unia dała zielone światło. Będzie głośny transfer?!
W takim razie teraz gra się toczy o to, kto da więcej pieniędzy?
Nie mam pojęcia, jak to odebrać. Tylko przekazałem, że jestem w stanie sam wyłożyć pół miliona złotych i zrzec się wynagrodzenia, jako prezes klubu. Nie mam też pojęcia, skąd pan Witold zna moje dochody. Nie posiadam spółki jawnej, gdyż będzie ona założona we wrześniu. W takim razie, jeżeli jakoś je uzyskał, to podejrzewam, że w nielegalny sposób i na pewno będę tego dowodził. Co więcej, skoro już mówił o moich przychodach, to mógł je pokazać, ponieważ nie mam nic do ukrycia.
W wywiadzie dla TV Toya prezes Orła powiedział, że z rocznych przychodów nie będzie pan w stanie opłacić nawet jednego meczu ligowego.
Moje dochody wynoszą około miliona złotych rocznie, więc jestem w stanie zorganizować siedem albo osiem imprez. Jeśli pan Witold chce mnie upokarzać, to ja również mogę wyjść w jego stronę z niektórymi tematami. Wszystko zarobiłem uczciwie. I nikt mi nie wytknie, że zrobiłem coś nielegalnie. Wiele razy mówiłem panu Witoldowi, że jestem pełen podziwu za to, przez ile lat wykładał na klub własne pieniądze. On w tym momencie atakuje mnie bezpodstawnie.
Rozumiem, że mimo wszystko listowną ofertę kupna pan złoży?
Ostatnio byłem na wyjeździe i wróciłem tak naprawdę w niedzielę w nocy. Ofertę wyślę w środę. Nie chcę czekać. Nikt nie przejmie Orła 30 września. Wówczas nie ma już możliwości skompletowania zespołu. Wiadomo, że teraz nie mogę z żadnym zawodnikiem rozmawiać, ponieważ nie wiem, czy klub będzie mi sprzedany. A jeśli nie, to dany żużlowiec zostanie na lodzie. Przez 16 lat wyrobiłem sobie dobrą reputację i na pewno nie chcę sobie jej popsuć. Tak samo nie będzie można podpisać umów sponsorskich, ponieważ z firmami prowadzi się dialog już teraz.
Jednakże przed przejęciem klubu trzeba mieć jakieś fundamenty. Czy udało się już porozumieć z jakimiś potencjalnymi sponsorami?
Mam dwie firmy zainteresowanie wyłożeniem pieniędzy, jeśli nawet byłbym działaczem w Orle, a nie właścicielem.
O jakich kwotach mówimy?
Łącznie wychodziłoby 2,5 mln złotych.
Dodając do tego pana wkład, razem byłoby już około trzech. Jaki budżet jest potrzebny?
Całą ligę można przejechać za minimum 5,5 miliona złotych. Takie kwoty są w zasięgu ręki. Nikogo nie okłamuję i od początku mówiłem, że sam tych pieniędzy nie wyłożę, bo ich po prostu nie mam. Pół miliona to maksymalna kwota, jaką mogę przekazać. Reszta zostanie uzbierana od sponsorów. Myślę, że 2,5 miliona złotych to już niezły początek.
Pozostałe rozmowy z potencjalnymi sponsorami odkłada pan na czas, gdy już oficjalnie będzie właścicielem Orła?
Oczywiście, że tak. Muszę mieć potwierdzenie, że jestem jego prezesem lub działaczem. Bez tego nie będę jeździł po różnych firmach, ponieważ to się mija z celem. Co z tego, że poświęcę na to miesiąc, skoro może się okazać, że ostatecznie klub nie będzie należał do mnie?
Co ze sponsorami, którzy obecnie wspierają Orła?
Zdaję sobie sprawę, że część z nich odejdzie, ponieważ są oni w jakiś sposób związani z panem Skrzydlewskim.
Próbował się pan już kontaktować z miastem?
Według mnie zła otoczka wokół władz została stworzona przez pana Skrzydlewskiego. Uważam, że miasto przychylnie podejdzie do tego, że coś się dzieje. Nie po to zainwestowało tak duże sumy w stadion, aby teraz nie wspomagać żużla. Wydaje mi się, że jeśli ktoś normalny przyjdzie do urzędu i pokaże wizję prowadzenia klubu oraz listę sponsorów, to miasto będzie chciało się tym zainteresować. Przecież dla nich to też jest zarobek. Czarny sport na wysokim poziomie może przyciągnąć turystów, którzy będą zostawiać pieniądze w Łodzi.
Nie boi się pan trudności, chociażby w kontaktach z politykami czy włodarzami Łodzi lub województwa?
Jeżeli córka pana Witolda będzie chciała kopać pode mną dołki, to same może w nie wpaść. Polityka jest dziedziną, która może sprawić wiele kłopotów. Jeżeli chciałbym się mścić, to na pewno zrobiłbym to dzisiaj. O rodzinie Skrzydlewskich mówi się bardzo dużo. Jeśli zaczęlibyśmy to rozgłaszać, to obie strony mogą na tym stracić. Nie potrzebuję wrogów i myślę, że pani Joanna nie będzie się wtrącała w działalność klubu.
Jaki ma pan plan na prowadzenie Orła?
Przede wszystkim postawiłbym marketing na nogi. W tym celu potrzeba zatrudnić osoby, które chociażby są w stanie poprowadzić stronę internetową na wysokim poziomie. Tam codziennie powinny pojawiać się jakieś informacje. Dodatkowo muszą być one najpierw przekazywane przez nas, a nie w mediach. To klub ma informować swoich kibiców i zachęcać ich do czynnego działania. Oni muszą wiedzieć, co się w nim dzieje, ponieważ sami go tworzą.
Po drugie trzeba stworzyć szkółkę. Nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć wychowanków za kilka lat. Dla mnie jest nie do przyjęcia, że w takim miejscu nie szkolono. Według mnie to paranoja. Chciałbym wprowadzić także "dzień kibica". Wówczas taki fan może wejść do klubu czy parku maszyn i popatrzeć, jak to wszystko wygląda, a dodatkowo porozmawiać z zarządem. Orzeł musi być otwarty dla każdego. Bez kibiców nie ma to wszystko sensu.
Od lat wielkim problemem Orła była frekwencja podczas meczów ligowych. Klub nie był w stanie zapełnić nowoczesnego stadionu. Jaki pana zdaniem jest potencjał w Łodzi? Ilu kibiców może regularnie przychodzić na mecze?
W przeszłości na trybunach potrafiło zasiąść nawet osiem czy dziewięć tysięcy osób. Myślę, że jest możliwe, aby ściągnąć tylu ludzi na zawody. Aczkolwiek taka realną liczbą jest sześć i pół tysiąca. To się może wydarzyć, jeśli pokażemy fanom, że żużel jest dla nich, a nie dla mnie. Czarny sport ma być miejscem spotkań i dyscypliną rodzinną. Dla dzieci powinny być przygotowane dmuchańce i animatorki, które się nimi zajmą. Rodzice mogą wówczas spokojnie śledzić zawody.
Co z obecnymi pracownikami klubu? Chciałby pan kontynuować z kimś współpracę?
Nie wykluczam, że dużo osób zostanie. Myślę, że niektórzy posiadają ogromne doświadczenie, jak chociażby toromistrz. Nie wyobrażam sobie, aby ich na wejściu zwalniać. Na pewno nie będzie miejsca dla pana Przemka. Patrząc na internetowe wpisy pod moim postem, to jest osobą, która nigdy nie powinna działać przy żużlu, ponieważ go wręcz kaleczy. Jego sposób publicznego wypowiadania się do drugiej osoby jest wręcz naganny.
Kwestie formalne to jedno, ale dla ludzi najważniejsze są wyniki. Jaki cel sportowy postawiłby pan przed Orłem w pierwszym sezonie, gdyby udało się panu przejąć łódzki klub?
Na pewno na początku będziemy walczyć o utrzymanie. Nie ukrywajmy, będzie trudno zbudować drużynę, też po tym, jaką opinię obecnie ma Orzeł. Jest wielu jeźdźców, którzy nie chcą przyjść do Łodzi przez obecnego właściciela. Zawodnicy doskonale wiedzą, jak potrafił niektórych z nich obrażać. Będzie trzeba naprawić opinię, co nie będzie łatwe, gdyż będzie się ona ciągnąć przez jakiś czas.
Stawia pan sobie też jakieś inne cele?
Planem jest też wykonywanie płatności maksymalnie do 21 dni od momentu wystawienia faktury. Będziemy starać się to robić jeszcze wcześniej. Jeżeli płatności będą wykonywane szybko, żużlowcy na pewno zobaczą, że nasz klub działa dobrze i jest wypłacalny. Musimy zbudować zaufanie.
Do prowadzenie klubu potrzebne są również kontakty w środowisku żużlowym. Jak jest z tym w pana przypadku?
Pracowałem u wielu żużlowców. Chociaż zaznaczę, że nie robiłem tego u Petera Kildemanda, co sugerował pan Witold. Co więcej, nigdy nie byłem drugim mechanikiem, tylko zawsze tym pierwszym. Dlatego nie rozumiem słów pana Skrzydlewskiego.
Rozumiem, że ma pan doświadczenie w zarządzaniu tak dużym przedsięwzięciem jak klub żużlowym?
Prowadziłem ekipy stuosobowe. Jestem w stanie dowodzić tyloma osobami i myślę, że to nie problem. Do skutecznego działania potrzebny jest dobry kontakt z ludźmi, gdyż bez tego, nie chce się im pracować. Wówczas pozostaje walka samego ze sobą.
Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Żużel. Zaskakujące słowa Kubery. 25-latek zadowolony z niedopasowania sprzętu
- Żużel. Ratajczak cały czas odczuwa ból. Kolejne mecze mogą pogłębić uraz?