Żużel. O powołaniu na mecz dowiedział się z Facebooka

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Oskar Polis
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Oskar Polis
zdjęcie autora artykułu

Oskar Polis po trzech miesiącach bez jazdy w polskiej lidze dostał powołanie na mecze ćwierćfinałowe H.Skrzydlewska Orzeł Łódź. W Ostrowie pokazał się z dobrej strony i zdobył 7 punktów. Jak przyznał, o powołaniu do składu dowiedział się z Facebooka.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Kiedy zobaczyliśmy potwierdzone składy na niedzielny mecz w Ostrowie, przyznam, że pana obecność w zestawieniu H.Skrzydlewska Orła Łódź była niespodzianką. Dla pana również?

Oskar Polis, żużlowiec H.Skrzydlewska Orła Łódź: Powiem w ten sposób, bo nie chcę za dużo powiedzieć. Dowiedziałem się, że jadę w spotkaniu z Facebooka. Jak to z Facebooka? Przeczytał pan o tym w mediach społecznościowych klubu?

Przepraszam, ale tak to zostawię. Nie chcę za dużo mówić. Powtórzę raz jeszcze, o tym, że jestem w składzie, dowiedziałem się z internetu, kiedy przeczytałem skład w mediach społecznościowych. Dotyczy to zarówno meczu ćwierćfinałowego w Łodzi, jak i rewanżu w Ostrowie. Nie ukrywam, że byłem zdziwiony dwukrotnie. Po tym, jak drugi raz znalazłem się w awizowanym składzie, wykonałem jeszcze telefon do trenera, żeby się upewnić i w ten sposób byłem w Ostrowie. Przed tygodniem był pan w awizowanym składzie, niby jako zasłona dymna dla rywala, a ostatecznie został pan zmieniony przez Tomasza Gapińskiego. Nie obawiał się pan, że przed konfrontacją w Ostrowie też jest pan tylko w awizowanym zestawieniu, a w potyczce pan nie pojedzie?

W czwartek były podane awizowane składy, wykonałem telefon do trenera i w piątek pojawiłem się na treningu. Było nawet bardzo dobrze, a jechałem po trzech miesiącach przerwy. Później sprawy tak się potoczyły, że wylądowałem na meczu w Ostrowie. Wykonałem jeszcze jeden telefon do trenera, by upewnić się, czy naprawdę jadę w spotkaniu.

Sprawił pan dużą niespodziankę na otwarcie, bo wszyscy robili duże oczy, kiedy w pierwszym biegu ograł pan Chrisa Holdera. Pana też to zaskoczyło?

Co mam powiedzieć? No, po prostu żużel. Generalnie jestem usatysfakcjonowany. Nie było może jakiejś super rewelacji, ale zważywszy na długą przerwę, jestem zadowolony z wyniku.

Ciężko wraca się po tak długiej przerwie?

Brakowało rytmu meczowego, bo po tym, jak przestałem jeździć w Polsce, skończyłem też startować w Szwecji. Przerwa trwała jakieś trzy miesiące, gdyż w maju byłem na ostatnim treningu w Łodzi. Zrobiłem sobie przerwę, ponieważ nie dostawałem szansy na jazdę w spotkaniach.

Bolało to pana? To z pewnością jest przykre dla zawodnika…

Na pewno nie jest to przyjemne uczucie. Ciągnie mnie pan za język, ale naprawdę nie chcę za dużo mówić. Wszystko wyjdzie z czasem. Było to przykre dla mnie, bo czułem, że powinienem jechać, a tak nie było. Po pierwszym pojedynku w Rzeszowie też zostałem odstawiony. To już nie moje decyzje. O tyle fajnie, że pojechałem ten ostatni mecz i niedowiarkom oraz tym, którzy mi źle życzą, napsułem krwi. Taki występem zrobił pan sobie chyba niezłą reklamę w kontekście przyszłego sezonu?

Może nie jakąś najlepszą, ale bez wątpienia porządniejszą niż gdybym skończył sezon bez odjechania tej potyczki.

Ten sezon z uwagi na małą liczbę odjechanych meczów chce pan wymazać z pamięci?

Nie pozostaje nic innego, jak wymazać go z pamięci i skupić się na tym, by kolejny był dużo lepszy.

Czytaj także: Bomba transferowa w PGE Ekstralidze coraz bliżej Orzeł znów postawił się Arged Malesie Ostrów

Źródło artykułu: WP SportoweFakty