Gładko, łatwo i przyjemnie - tak mogłoby się wydawać, patrząc na wynik. Drużyna Orlen Oil Motor Lublin zameldowała się w półfinale PGE Ekstraligi, pokonując w rewanżu ćwierćfinałowym NovyHotel Falubaz Zielona Góra.
- To było dobre zwycięstwo przed półfinałami. Rozbiliśmy przeciwnika, który nie miał Jarka Hampela, na czym na pewno dużo stracił. Cieszymy się z wygranej - mówił świeżo po spotkaniu Jack Holder dla portalu WP SportoweFakty.
Reprezentant aktualnego drużynowego mistrza Polski zdobył w tym meczu 6 punktów i 2 bonusy i był jednym z nielicznych zawodników, którzy wywalczali pozycje na dystansie.
ZOBACZ WIDEO: Kościecha o GKM-ie w sezonie 2025. Czy Kacper Pludra zostanie w drużynie?
- Za każdym razem trudno jest wyprzedzać w pierwszych wyścigach, kiedy tor jest świeży. Dążyłem do tego, aby minąć jednego rywala i mi się udało. Było bardzo blisko by założyć przeciwnika, jednak wypchnął mnie i musiałem znów wykonać trudną robotę. To prawda, nadal szukamy czegoś, co zacznie działać - tłumaczył.
Po trzech "jedynkach" na swoim koncie Australijczyk w końcu odniósł zwycięstwo. Czy to pozwoliło mu nieco odetchnąć po nie do końca satysfakcjonujących biegach? - Ulga? (uśmiech - uzup. red.). W każdym wyścigu walczę o trzy punkty. Żużel czasem taki jest, może cię zaskoczyć. Nie jestem w tej chwili zbyt szczęśliwy, ale pracujemy nad tym, by coś poprawić. Liczę, że pójdzie to w dobrym kierunku - przyznawał 28-latek.
Lubelski tor podczas spotkania z Falubazem nie był jednak sprzymierzeńcem ścigania, bo w dużej mierze decydował o wszystkim moment startowy. Holder przyznał, że nie dał rady odczytać go poprawnie. - Było trochę miejsc bardziej śliskich. Miałem wrażenie, że ten tor był za każdym razem inny w kolejnych moich biegach. Mniej więcej wiem, czego spodziewać się na pierwsze starty, ale teraz było nieco inaczej. W jednym meczu znajdzie się więcej luźnego materiału, a w drugim nie, a start jest przyczepniejszy. Liczę, że się z tym uporamy.
Po piorunującym początku sezonu młodszy z braci Holderów ma wahania formy. Z pewnością on sam oczekuje od siebie więcej i nie pokazuje formy z pierwszych miesięcy sezonu 2024. Co jest tego przyczyną? - Naprawdę, nie wiem. Używam tego samego sprzętu, co na starcie tego sezonu. Staramy się jako team, próbujemy pewnych rzeczy. Na ten moment nic nie działa, co zresztą widać. Jeśli bym wiedział, na pewno bym ci powiedział. Nie znam odpowiedzi na to pytanie - komentował stały uczestnik cyklu Grand Prix.
Być może szansą dla niego na wywalczenie dwucyfrowej zdobyczy będzie rywalizacja z KS Apatorem Toruń. Motoarena to miejsce, gdzie Holder rozpoczynał swoją karierę w Polsce. W najbliższą niedzielę wróci więc na tor, który przez kilka lat był jego domowym. Zawodnik "Koziołków" przyznał, że to wcale nie musi być jego atut.
- Pomimo, że jeździłem w tym klubie kilka lat, za każdym razem, gdy tam wracam, to zmagam się z pewnymi problemami. Miejmy nadzieję, że teraz będę mógł się dobrze pościgać i mieć bardzo dobry mecz - uznał.
Torunianie dość nieoczekiwanie znaleźli się w półfinale, mimo że brakowało im Emila Sajfutdinowa. Jak więc zapatruje się Jack Holder na dwie potyczki z zespołem z Torunia? Warto zaznaczyć, że Motor przegrał w Grodzie Kopernika mecz w fazie zasadniczej (42:48).
- To jest półfinał, pojedziemy tam po wygraną. Nawet jeżeli nam się to nie uda, to chcemy by ta porażka była jak najmniejsza. Potem wrócimy na swój tor i wykorzystamy go, jak tylko potrafimy. Chcemy znaleźć się w finale - zakończył Australijczyk.
Zobacz także:
Żużel. Ogromne problemy lublinian. Zawodnik Motoru otrzymał czerwoną kartkę
Żużel. "Lucky loser" z Torunia. KS Apator ma na to wyjątkowy patent w play-off PGE Ekstraligi