Żużel. Dwa zwroty akcji w trakcie jednej giełdy transferowej. Klub dostał ultimatum

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Mikkel Michelsen
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Mikkel Michelsen

Mikkel Michelsen będzie w przyszłym roku zdobywał punkty dla KS Apatora Toruń, a dzięki takiemu ruchowi klub ma włączyć się do walki o mistrzostwo Polski. Zanim jednak doszło do tego transferu, Michelsen był blisko dwóch innych zespołów.

Transfer do KS Apatora Toruń jest sporym zaskoczeniem, bo wcześniej Mikkel Michelsen wydawał się pewniakiem do wzmocnienia Betard Sparty Wrocław. Na liście życzeń tego klubu znajdował się od dawna, a wrocławianie praktycznie co roku ponawiali ofertę. Tym razem wydawało się, że już nic nie stanie na drodze do tego transferu. Doszło nawet do negocjacji, ale ostatecznie zawodnik może mieć pretensje tylko do siebie.

Strony były już naprawdę blisko porozumienia, ale na przeszkodzie stanęła kiepska forma Michelsena. Zawodnik tylko raz w tym sezonie był w stanie zdobyć więcej niż 11 punktów w PGE Ekstralidze, a to wynik znacznie poniżej oczekiwań działaczy Betard Sparty Wrocław. Zwłaszcza że w trakcie sezonu pojawiła się szansa na transfer bardziej zdeterminowanego Brady'ego Kurtza. Władze Sparty jak co roku wykorzystały swoją uprzywilejowaną sytuację na giełdzie transferowej i zdecydowały, że wezmą jednak Australijczyka.

Alternatywą dla Duńczyka było przedłużenie umowy z Włókniarzem, ale to przestało być możliwe już po meczu w Toruniu, kiedy to doszło do sprzeczki pomiędzy teamem Michelsena a gwiazdą Włókniarza Leonem Madsenem. To właśnie wtedy Madsen miał przedstawić władzom klubu ultimatum - albo rozstaną się po sezonie z Michelsenem, albo będą musieli szukać sobie nowego lidera. Apel Madsena przyniósł skutek i chwilę później częstochowianie poinformowali Michelsena, że jednak nie zamierzają przedłużyć z nim umowy.

ZOBACZ WIDEO: Buczkowski nie przeszedł do PGE Ekstraligi. Czy obecnie jest mu zbyt wygodnie?

Torunianie byli wtedy w trakcie poszukiwań czwartego seniora i pośrednio dowiedzieli się o tym, że Michelsen wciąż szuka pracodawcy. Rozmowy poszły błyskawicznie, ponieważ Duńczyk nie miał problemu, by zaakceptować kontrakt "motywacyjny", który daje mu szansę na naprawdę znakomite zarobki, ale jedynie pod warunkiem zakończenia sezonu ze średnią powyżej 2,00 pkt/bieg. Władze Apatora zrobiły dobry interes, bo pozyskały czołowego zawodnika świata za stosunkowo niewielkie pieniądze. Chwilę później postarały się o przekonanie do jazdy Jana Kvecha i za rok śmiało mogą powalczyć nawet o złoty medal.

Najbardziej na całym zamieszaniu stracili częstochowianie, którzy najpierw bez wielkiego żalu pozbyli się Michelsena, a później dowiedzieli się o odejściu Madsena, który wcześniej zapewniał ich o lojalności.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty