Martin Vaculik: Ćwiczenia z pełnym obciążeniem od stycznia

Przed Martinem Vaculikiem jeszcze dwa lata jazdy w gronie młodzieżowców. Wydawałoby się, że prezentując w tym wieku tak wysoką klasę sportową, to znakomita karta przetargowa w podbijaniu cen w niemal wszystkich ekstraligowych klubach. Za sprawą szybkiego dogadania się szefostwem Unii Tarnów, o dwudziestolatku z Żarnovicy było jednak cicho niemal przez cały okres transferowy. Co sądzi więc o swoim nowy zespole i kolegach z drużyny?

Jak do tej pory były zawodnik zespołów z Krosna, Rzeszowa i Gdańska nie miał szczęścia w doborze klubów. Gdzie się nie pojawił tam zawsze nie miał okazji walczyć o najwyższe cele. Młody Słowak wierzy, że los się w końcu odwróci już w barwach Unii Tarnów, do której przybył dwa sezony później niż pierwotnie planował. - Drużyna jest naprawdę fajna i ciekawa. Ja chcę być ze swojej strony jak najlepszą częścią tego zespołu, zdobywać dla niego jak najwięcej punktów. Będziemy robić wszystko, aby należycie dopasować się do tarnowskiego toru nie zapominając zarazem, że są jeszcze mecze wyjazdowe, które również można wygrać. W Tarnowie podpisałem co prawda kontrakt na jeden rok, ale myślę, że jeśli wszystko pójdzie dobrze zostanę tutaj na dłużej. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że do tej pory moje losy nie układały się w lidze polskiej zbyt kolorowo. Nie potrafiłem dłużej zagrzać miejsca w jednym zespole, bo najczęściej moje kluby spadały z Ekstraligi (śmiech). I w tym momencie chciałem zaznaczyć, że nie tylko do mnie powinno się mieć pretensje, ale także do Kennetha Bjerre. To razem z nim sprowadzaliśmy pecha (śmiech). A tak mówiąc już na poważnie myślę, że to był przypadek, co nie zmienia faktu, że chciałbym ten brak szczęścia wreszcie odmienić. Dlatego wierzę, że w Tarnowie będziemy jeździć z dala od strefy spadkowej, a ja w tym klubie pozostanę na kolejne lata - mówi Słowak.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że w końcu tutaj trafiłem. Pierwszy tor na jakim miałem okazję jeździć w Polsce, to był właśnie owal w Tarnowie. Z tego też względu pałam do niego dużą sympatią i lubię się na nim ścigać - dodaje.

Na torze w Slanach, podczas jednego z meczów czeskiej Extraligi sympatyczny zawodnik złamał kość lewego uda. Jak podkreśla ostatni Mohikanin słowackiego speedwaya, nieco przedwcześnie zakończony sezon 2009 nie zaburzy mu przygotowań do kolejnego. - Myślę, że przygotowania z pełnym obciążeniem będę mógł rozpocząć już od stycznia. W tym momencie mimo, że podpieram się jeszcze kulą mogę swobodnie jeździć na rowerze. Z tym absolutnie nie ma problemu. Muszę jednak poczekać aż się zrośnie kość, wtedy będę mógł definitywnie odłożyć kule. Podkreślam jeszcze raz - jazda na rowerze i motorze to nie problem ponieważ w tych czynnościach kość jest przeciążona zaledwie w minimalnym stopniu - wyjaśnia optymistycznie nowy zawodnik Unii Tarnów.

Komentarze (0)