Żużel. Był bliski prestiżowego osiągnięcia. O wszystkim zadecydowała jedna decyzja

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek

Robert Chmiel zajął drugie miejsce w 76. edycji Zlatej Prilby. Polak mógł nawet zwyciężyć, ale w finale dał się wyprzedzić Rasmusowi Jensenowi. - Zaskoczył mnie jazdą po szerokiej - zdradził 26-latek, który w tamtym momencie został przy krawężniku.

Rok temu Jakub Jamróg, a w tym sezonie Robert Chmiel zajął drugie miejsce w Zlatej Prilbie rozgrywanej w Pardubicach. Była to już 76. edycja najstarszego turnieju żużlowego w Europie. Najlepszy za to okazał się Rasmus Jensen, który na dystansie sześciu okrążeń minął dwójkę rywali.

Od początku prowadził Ryan Douglas, a za jego plecami jechali wcześniej wspomniani Polak oraz Duńczyk. Ten ostatni najpierw uporał się z naszym reprezentantem, a później to samo uczynił z Australijczykiem, który już po chwili miał kłopoty sprzętowe i ostatecznie spadł na piąte miejsce.

- Rasmus zaskoczył mnie jazdą po szerokiej. W ostatnich biegach wszyscy podróżowali po tym przyczepnym pasie przy krawężniku. Widziałem go, ale też postanowiłem pozostać przy kredzie, ponieważ była tam szybka ścieżka. Jednakże miał dużą prędkość i należało mu się zwycięstwo - powiedział po zawodach Robert Chmiel w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Holder zawodził przez kilka meczów. Nadal był wierny jednej osobie

Czeski turniej jest na swój sposób wyjątkowy. Nie tylko ze względu na długość trwania, czyli około pięciu godzin, ale też zasady. Zawodnicy podzieleni są na sześcioosobowe grupy, w których rywalizują i przechodzą do kolejnych rund, aż do samego finału. Na starcie każdego wyścigu staje sześciu żużlowców, a finał odbywa się na dystansie sześciu okrążeń.

Jak przyznał nasz rozmówca, jazda przez tyle kółek wymaga dużo wytrzymałości, a do tego sprzęt musi być przygotowany perfekcyjnie. W niedzielę w Pardubicach tor był bardzo twardy, co za tym idzie, motocykle pracowały na bardzo wysokich obrotach, dodatkowo opony i łańcuszki czasami nie wytrzymują i pękają. Tak było, chociażby w przypadku Patryka Dudka.

- Po dwóch dniach ten owal był już mocno wyeksploatowany, do tego cała nawierzchnia została ściągnięta. Twarde tory mają do to siebie, że tworzą się na nich takie czarne pasy od opony. To miejsce jest najprzyczepniejsze. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim w Pardubicach - zdradził Robert Chmiel.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty