Przemysław Termiński zbudował swój majątek zakładając wraz ze wspólnikami firmy brokerskie specjalizujące się w sprzedaży ubezpieczeń. Obecnie jest właścicielem kilku przedsiębiorstw z tej branży, a także firmy produkującej europalety.
Największą rozpoznawalność przynosi mu jednak posiadanie jednego z najsłynniejszych polskich klubów żużlowych - KS Apatora Toruń. Drużynę przejął po miliarderze Romanie Karkosiku. Od 2014 roku wydał na swoje "dziecko" 10 mln zł z własnej kieszeni.
- Nie ukrywam, że żużel czasem doprowadza mnie do szału. Czuję się jednak odpowiedzialny za nasz klub i staram się zapewnić mu funkcjonowanie na najwyższym poziomie - mówił. Nie wykluczał przy tym, że w pewnym momencie zdecyduje się na sprzedaż klubu. - Być może znajdzie ktoś lepszy, kto to pociągnie. Jeśli ktoś taki się zgłosi, to oczywiście mogę rozważyć sprzedaż klubu - przyznawał.
ZOBACZ WIDEO: Stal czeka kryzys? "Nie będzie nas stać na tak wysokie kontrakty"
10 mln z własnej kieszeni to oczywiście tylko pewna część z całkowitego budżetu KS Apatora Toruń. 1,5 mln zł w tym roku dołożyło miasto, kolejne miliony popłynęły od sponsorów. Dzięki nim Przemysław Termiński utrzymuje w klubie wielkie gwiazdy.
A takie nazwiska jak Robert Lambert, Emil Sajfutdinow czy Patryk Dudek słono kosztują. Tylko na nich - liderów ekipy - w Toruniu musieli wydać kilka milionów złotych. Każdy z nich dostał milion złotych za podpis pod kontraktem i 10 tys. zł za każdy zdobyty punkt.
Dudek w 2024 roku skasował więc ok. 3,2 mln zł, Lambert - 3,46 mln zł, a Sajfutdinow - 2,95 mln zł. A pozostali członkowie zespołu: Paweł Przedpełski, Wiktor Lampart czy Krzysztof Lewandowski za darmo też nie jeździli.
Przejęcie klubu po Romanie Karkosiku pozwoliło wejść Przemysławowi Termińskiemu do ogólnopolskiej polityki. Zasiadał w Senacie, później pożegnał się z dużą polityką po kompletnie nieudanych dla niego wyborach w 2019 roku. - Po tych wyborach wiem już jednak, że nigdy więcej do Sejmu nie będę kandydował. Jeśli już miałbym wrócić do dużej polityki, to raczej w roli senatora - przekonywał.
Z polityką pożegnał się na jakiś czas nie tylko słabszym wynikiem wyborczym, ale także po długim sporze z czołowymi politykami Platformy Obywatelskiej, którym wprost wytykał błędy. - Dzisiaj śmieję się, że z tamtych czasów, w części PO mam więcej przeciwników niż w PiS-ie. [...] Nigdy nie wstąpiłem do PO i przyznam, że dość słabo oceniam działalność tej partii. Z bliska obserwowałem, jak niektórzy angażują się w jałowe dyskusje, które nic nie wnoszą. Ja zostawałem z boku, bo to nie mój styl - mówił.
Później śmiał się, że stał się nie tylko wrogiem PO, ale i PiS. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości Apator Toruń był jedynym klubem w PGE Ekstralidze, który nie mógł liczyć na solidne wsparcie ze spółek Skarbu Państwa.
W tym roku startował w wyborach samorządowych z listy Trzeciej Drogi, nie uzyskał mandatu.