Michał Gałęzewski: Jak będzie wyglądała sprawa mini żużla?
Stanisław Chomski: Trudno mi na tą chwilę powiedzieć. Nastawienie klubu jest takie, aby zająć się szkoleniem na mini torze. Z mojego punktu widzenia nie chcę rywalizować z fundacją, która tu istnieje, ludźmi którzy tu pracują. Musimy się dogadać, a czy to się uda? Nie wiem, jeżeli obie strony postawią grubą kreskę na tym co było i nie będą myślały o przeforsowaniu swoich kierunków szkolenia, to jest to temat do zakończenia. Jest potrzeba, aby mini tor był i funkcjonował dla dobra i pożytku dorosłego żużla, który powinien odzyskać odpowiednie miejsce w Gdańsku.
Jarosław Olszewski chciałby z panem współpracować...
- Rozmawiałem z Jarkiem i umówiłem się z nim oraz z Zenonem Plechem za pewien czas, nie precyzując go jednak dokładnie. Spróbuję znaleźć consensus, aby współpraca była wspólna i owocna. Nie przyszedłem tu robić rewolucji i rujnować, ale jednoczyć i spojrzeć na coś innym okiem. Ludzie skupieni wokół gdańskiego klubu są oddani i chcą zrobić coś ważnego, znają ten materiał, są fachowi. Nie raz cele i drogi do celów są inne. Trzeba kilka dróg sprowadzić na jedną ścieżkę i iść w tym kierunku.
Skład Wybrzeża jest zamknięty, czy potrzebni są jacyś dodatkowi zawodnicy?
- Jak pokazuje historia, rywalizacja jest potrzebna. Żużel nie jest jednak sportem, w którym można dowolnie robić zmiany. To jest skład zamknięty. Zawodnicy potrzebują stabilizacji i jej brak może odnieść odwrotne skutki. Skład jest na tyle stabilny, że mamy warianty z zawodnikami oczekującymi, jak Kroner, czy Forsberg. Mogą oni uzupełnić zespół. Czy będzie jakieś wzmocnienie? Trudno mi powiedzieć, ale rozmowy trwają.
W składzie jest tylko dwóch Polaków - seniorów i niezależnie od ich wyników, kibice na pewno zobaczą ich w każdym meczu. Czy to nie jest złe?
- Przerabiałem tą sytuację w Gorzowie. Rotacja między Okoniewskim i Ruudem nikomu na dobre nie wyszła. W Gdańsku pewne miejsce miał Skórnicki. Nie ma odpowiedzi na to, czy jest to dobre, czy złe. Źle, jak polski zawodnik czeka i wypada ze składu. Jest jednak wariant różnych możliwości. Kus może jeździć na pozycji seniora, a Sperz z Lampkowskim mogą jeździć jako juniorzy i wymóg jest spełniony. Temat nie jest zamknięty. Nam zależy, aby w przypadku, gdy dodatkowy zawodnik się pojawi, włączył się w rywalizację o miejsce w składzie.
Bardziej zamkniętemu składowi pomaga w przypadku Wybrzeża regulamin. Polski junior musi jeździć w trzech biegach, więc Kus mógłby zastąpić kilka razy słabiej spisującego się seniora...
- Zgadza się. Są to jednak propozycje, nie wszystkie zmiany regulaminowe są zatwierdzone. Na dzień dzisiejszy nic nie wiadomo. Oby nie było kuriozum, jak w ubiegłym sezonie, gdy Polak dotykał taśmy, aby mógł pojechać zagraniczny. Przepisy muszą być życiowe i jak ma jechać trzy razy, niech jedzie trzy razy.
Kiedy planujecie wyjechać na tor?
- Mamy dużo czasu i jeszcze zobaczymy. Zima jest wszędzie, najwięcej śniegu jest w Zielonej Górze i jeszcze się nim nie martwią. Najgorszym wrogiem toru nie jest jednak śnieg, a mróz i jak go nie będzie, to będzie można wyjechać na tor. Gotowość wyjazdu na tor będzie około 10 marca, każdy będzie czekał na sygnał, aby pojawić się na torze. Na pewno nie będziemy siedzieli z założonymi rękami i czekali, aż pogoda nam pozwoli wyjść na tor. Być może wyjedziemy gdzieś na południe, ale jest to związane z możliwościami finansowymi klubu, a zwłaszcza ze sprawami organizacyjnymi. Istnieje szansa, że będzie to praktycznie wyjazd bezkosztowy. Jeżeli tak będzie, to z tego skorzystamy.
Za czasów pańskiej kadencji w Gorzowie, młodzi wychowankowie Stali mieli szanse na jazdę w lidze niemieckiej. Są takie szanse dla gdańszczan?
- To trudny temat, bo każdy chce zawodników sprawdzonych. Kiedyś do Niemiec zapraszano zawodników ze względu na koszta i nie było aż takich oczekiwań, ważne że jeździli. To, że niektórzy to wykorzystywali, to cieszyliśmy się my i działacze z Niemiec. Teraz składy w Danii, Szwecji i Niemczech budowane są w oparciu o zawodników o coraz wyższym poziomie. Niemniej mam kontakty, możliwości, aby w przypadku prezentowania odpowiedniego poziomu, zawodnicy prezentowali się w Czechach, Austrii, czy w Niemczech.
Miał pan dużo czasu na myślenie o poprzednim sezonie. Czego z perspektywy czasu zabrakło Stali?
- Początek nie był udany. Były dwa lania w Lesznie i w Zielonej Górze, więcej szczęścia było w Gdańsku. Po przegranym minimalnie meczu z Toruniem, skuteczność poszła jednak w górę. Nawet jak przegraliśmy mecz w Bydgoszczy, to różnicą czterech punktów. Potrafiliśmy wygrać w Częstochowie i we Wrocławiu. A że nie wygraliśmy z Zieloną Górą? Taki jest sport. Zaprzepaściliśmy szanse u siebie, przygotowanie toru wyszło nam na niekorzyść. Można jednak tylko gdybać co by było, gdyby kontuzji nie odnieśli Holta i Gollob. Jako jedyni prowadziliśmy tam, po 14 biegach był remis i byliśmy bliscy. Mowa tu o rundzie zasadniczej. Zabrakło jednego punktu i jest to zbieżność z gdańszczanami. Im po meczu w Bydgoszczy zabrakło punktu, aby być w szóstce, a nam żeby zremisować z Zieloną Górą i być w czwórce. Sport uczy pokory. Trzeba planować, wymagać, zakładać, ale życie wszystko weryfikuje.
Wspomniał pan o przygotowaniu toru. Często po rywalizacji gorzowsko-gdańskiej, zawodnicy i działacze znad morza mieli problemy torem przygotowanym przez pana w Gorzowie...
- To były lata dziewięćdziesiąte i początek XXI wieku. Był to przyczepny tor i gdańszczanom, gdzie był twardy tor, to nie za bardzo pasowało. Każdy gospodarzy przygotowuje tor dla siebie. Gdy awansowaliśmy do Ekstraligi po rywalizacji z Gdańskiem, tor był normalny i też Gorzów wtedy wygrał, bo dysponował lepszym składem. Nieraz gospodarz wpada jednak w pułapkę z przygotowaniem toru, podczas gdy rywal przyjeżdża i czuje się na nim lepiej.
Gdy był pan trenerem w Stali, to pojedynki gorzowsko-gdańskie niejednokrotnie były emocjonujące dla kibiców...
- Potyczki zawsze były ciekawe, choćby mecz w Gdańsku w 2009 roku, kiedy w ostatnim biegu zapewniliśmy sobie zwycięstwo i w ostatnim biegu szarża Golloba, a wcześniej Zagara sprawiły, że wygraliśmy. Były też mecze, gdzie było odwrotnie. Pamiętam też mecz, gdzie w Gdańsku jeździli Rickardsson, Ułamek i Cegielski i decydował on o tym, kto będzie w czwórce. Wygraliśmy, zdobyliśmy medal, a Gdańsk spadł. Sport jest na tyle piękny, że jest zaskakujący.