"Jedyną jego regularnością było jego regularnie niechlujne i złe przygotowanie". Konikiewicz zdecydowanie o błędach Orła

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski

Sezon 2025 nie był łatwy dla H.Skrzydlewska Orła. Łodzianie do końca musieli walczyć o utrzymanie w Metalkas 2. Ekstralidze. Jan Konikiewicz w rozmowie z WP SportoweFakty mówi o Januszu Ślączce, toromistrzu, pomocy z innych klubów oraz przyszłości.

Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Kamień spadł z serca po utrzymaniu?

Jan Konikiewicz, dyrektor zarządzający H.Skrzydlewska Orła ŁódźBez wątpienia to był trudny rok, mieliśmy dużo problemów. Od pewnego momentu sezonu wiadomo było, że musimy się po prostu utrzymać, za wszelką cenę. Zawodnicy finalnie stanęli na wysokości zadania. Myślę, że od lipca jako organizacja wywiązaliśmy się z tego, żeby rozwiązać pewne rzeczy, które od początku sezonu nie funkcjonowały tak, jak trzeba. Moim zdaniem ten zespół stać było sportowo na dużo korzystniejszy rezultat, ale już nie cofniemy czasu.

Z perspektywy przedsezonowej siódme miejsce nie jest sukcesem?

Ta drużyna mogła nawet awansować do najlepszej czwórki, gdybyśmy lepiej rozegrali pewne sprawy na początku roku, ale było, jak było. Trzeba brać, co jest i planować lepiej przyszłość, pracować nad rzeczami, na które mamy wpływ.

ZOBACZ WIDEO: W Toruniu już myślą o... składzie drużyny na 2028 rok

O jakich sprawach pan mówi?

Kwestie techniczne, pewne elementy organizacji od strony sportowej zostały zaniedbane. Sporo zaufania poszło nie w tym kierunku, co trzeba. Potem musieliśmy się z tym męczyć cały sezon, łatać nasze braki. Dziękuję wszystkim, którzy się przyczynili do tego, że udało nam się to wszystko opanować i zachować Metalkas 2. Ekstraligę dla Łodzi. Bez wątpienia można było to zrobić dużo lepiej i spokojniej, ale jak ruszył sezon, to było już za późno. Solidna lekcja.

Wspominając o organizacji sportowej, miał pan na myśli zatrudnienie Janusza Ślączki?

Nie chcę ciągle do tego wracać, było, minęło. Myślmy do przodu, a nie oglądajmy za siebie. Faktem jest, że Janusz całą zimę zapewniał nas, że przyprowadzi ze sobą toromistrza, który zadba o atut własnego toru. Jak było, każdy widzi po wynikach. Tor nie był naszym atutem, a jedyną jego regularnością było jego regularnie niechlujne i złe przygotowanie. Naprawialiśmy to z pomocą różnych rozwiązań, ale to tak nie może funkcjonować. Ważne, że w drugiej części sezonu udało nam się „uruchomić” Mikkela Andersena i Seweryna Orgackiego.

Skąd brały się problemy z torem i czy przed ostatnim meczem z Unią Tarnów pomagał wam Grzegorz Węglarz?

Przez minione lata Moto Areną zawsze zajmowała się jedna osoba i opanowała to do perfekcji. Dzięki temu mieliśmy w Łodzi tyle wspaniałych widowisk, a tor miał swojego opiekuna z prawdziwego zdarzenia. Przed sezonem toromistrz rozstał się z klubem, bo nie wiedział, czy będzie miał pracę w 2025. Janusz Ślączka "w pakiecie" przyprowadził swojego toromistrza, któremu trudno było znaleźć się w tych warunkach, po prostu się to nie sprawdziło. Kiedy potrzebowaliśmy pomocy z zewnątrz, otrzymaliśmy je z trzech różnych ośrodków: wsparł nas Wrocław, Toruń i na koniec Rzeszów. Potwierdzam, że Grzegorz Węglarz w tym decydującym spotkaniu z Unią pomagał przy naszym torze. Podziękowania dla niego i Texom Stali za taką możliwość. Warto o tym mówić, bo myślę, że kibice nie wiedzą, jak kluczową rolę w ich klubach odgrywają pracowici, mądrzy toromistrzowie. To wielki fach, którego nie da się nauczyć ot tak.

W kolejnym roku pojawi się nowy toromistrz, czy powróci ten z poprzednich lat?

Zobaczymy, co będzie. Pewne jest tylko to, że zatrudniony w tym roku toromistrz nie będzie już w klubie.

Przed sezonem mówiło się, że Orzeł ma wejść na wyższy poziom jakości. Tego jednak z boku nie było widać, a dodatkowo Moto Arena dalej świeciła pustkami.

Delikatny wzrost frekwencji jest, o 25 procent, co można sprawdzić w statystykach Ekstraligi. Oczywiście nie są to liczby, które nas satysfakcjonują. Rzecz jasna chcemy większej frekwencji i musimy do tego dążyć, ale mówienie, że jest gorzej, jest po prostu nieprawdą. To trudny rynek, trzeba konsekwentnej, trudnej pracy i dłuższych procesów. Średnia frekwencja na naszych meczach jest dwukrotnie wyższa od tej na meczach łódzkich siatkarek (3700 vs 1800). Wiele zależy od perspektywy i narracji. Dobrze wiecie jako media, że dyktujecie ton, jak pewne sprawy mają odbierać kibice.

Do przyciągnięcia fanów potrzeba przede wszystkim jakości sportowej i zawodników, których publiczność pokocha. Czasy nieustającej rotacji przeminęły w żużlu, liderzy zostają w drużynach na długie lata i wolno im trochę więcej. U nas po ubiegłorocznym całkowitym resecie składu, założenie było takie, by zostawić filary, wzmocnić drużynę na kluczowych pozycjach i myśleć o tym składzie w wieloletniej perspektywie.

Dlatego mocno boli, że nie udało nam się zatrzymać Roberta Chmiela. Szybko spostrzegliśmy, że jest to żużlowiec, na którym możemy oprzeć klub w kolejnych sezonach. Taka była propozycja i wydawało nam się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Według mnie rozpoczęliśmy te rozmowy w dobrym momencie i w odpowiedni sposób. Jestem przekonany, że mając szansę do kontynuacji rozmów, bylibyśmy w stanie Roberta u nas zatrzymać. To duża porażka sportowa i osobista. To jest świetny zawodnik.

Jakie są plany, aby frekwencja na meczach Orła była wyższa?

Podstawą jest poziom sportowy, dobry wynik u siebie i stworzenie tożsamości drużyny. Bez tego, nie oszukujmy się, niewiele da się zrobić. Nie znam przypadku, żeby trybuny regularnie pękały w szwach, oglądając porażki drużyny. Rezultat jest bardzo istotny i to widać we wszystkich ośrodkach, Łódź nie jest wyjątkiem. Od mocnej, perspektywicznej drużyny trzeba zacząć. Brutalna prawda jest taka, że ludzie mają na co dzień tyle problemów i stresów, że dodatkowe zawody sprawiane przez ich ulubieńców nie są im do niczego w życiu potrzebne. Powinniśmy dostarczać pozytywne emocje, a nie wciągać kibiców w negatywne historie.

W takim razie, jaka jest koncepcja składu?

Nasi kibice bardzo szybko pokochali trio Chmiel-Wojdyło-Andersen i gdyby żużel był prostym sportem, to powinniśmy zadbać o to, by tu zostali i kontynuowali swoją przygodę z "czarnym sportem" w Łodzi. Sprawy się rozstrzygają. Rynek jest bardzo dynamiczny, ceny kosmiczne, konkurencja brutalna. W odpowiednim czasie ogłosimy wszystko. Mamy koncepcje, wszystkie mają jeden wspólny mianownik. Na pewno nie włożymy głowy pod wodę, żeby wziąć na siebie zobowiązania, na które nas nie stać. Chcemy zawodników, którzy chcą u nas jeździć.

Wiktor Jasiński przyznał, że porozumiał się już z Orłem. Ostatecznie jednak Pronergy Polonia awansowała do Metalkas 2. Ekstraligi, a on sam został w drużynie na kolejny rok. To skomplikowało wasze plany?

Mogę potwierdzić, że rzeczywiście był w koncepcji składu na następny sezon od pewnego czasu, ale wynik sportowy w Pile spowodował, że obeszliśmy się smakiem. Wiktor to dobry zawodnik, który najlepsze lata i wyniki ma dopiero przed sobą, jestem o tym przekonany. To miał być dobry "steal" z rynku, niestety wyszło, jak wyszło.

Oliver Berntzon czy Jan Kvech, to żużlowcy, którymi jesteście zainteresowani?

Nie wiem, w odpowiednim czasie poinformujemy. Nie jesteśmy w stanie podpisywać kontraktów idących w miliony. Osobiście mogę powiedzieć tyle, że Janek Kvech to zawodnik, który na takim torze jak nasz jest w stanie wykręcić średnią na poziomie 2,2-2,3. Każdy, kto obserwuje tego chłopaka, wie, na co go stać.

Witold Skrzydlewski w ostatnich latach był twarzą Orła. Teraz miał jednak trochę odsunąć się w cień. Mimo wszystko pojawiło się kilka jego mocniejszych wypowiedzi. Po jednym z meczów pokazano również, jak w żołnierskich słowach rozmawia z zawodnikami. Trudno jest go powstrzymać od tych zachowań?

Witold Skrzydlewski jest właścicielem, prezesem i zdecydowanie największym sponsorem tego klubu. Chyba oprócz Andrzeja Rusko, nikt nie ma dłuższego stażu w polskim żużlu na tym stanowisku. Ma więc prawo do robienia, co mu się podoba. Ja jestem tylko pracownikiem klubu. Mogę wyłącznie doradzać, sugerować i starać się prognozować, co może mieć jakie skutki, lecz to jest jedynie moja praca, nazwijmy to - doradcza. Niezmiennie przez cały sezon przedstawiam swój punkt widzenia co do różnych kwestii, czasami jesteśmy zgodni, czasami bardzo różnimy się w opiniach na dany temat. Ważne, żeby na koniec dnia zyskiwał na tym prezes, łódzki żużel i kibice, tak żeby za kilka lat okazało się, że praca nie poszła na marne, tylko udało się osiągnąć sukcesy sportowe i biznesowe.

Niektórzy mówią, że sponsorzy nie chcą wspierać Orła właśnie przez jego postać. Takie sytuacje faktycznie się zdarzają?

Nie lubię takich "legend miejskich", nie będę tego komentował. Jeżeli komuś ten sponsoring ma się opłacać, to nie będzie szukał wymówek, tylko będzie chciał związać się z tym sportem. Potencjalnych poważnych sponsorów na przyszły sezon jest kilku, ale zobaczymy, co czas przyniesie. Ja robię wszystko, co w mojej mocy, by Orzeł urósł w siłę. Bardzo mi na tym zależy.

Będąc w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty podpisał pan oświadczenie, że w następnej przerwie między sezonami Witold Skrzydlewski nie będzie mówił o końcu żużla w Łodzi. Nadal podtrzymuje pan, że nie powtórzy się historia z zeszłego roku?

Ten kwit chyba dotyczył sytuacji jeszcze w trakcie sezonu, więc uznaję misję za zakończoną. Plany są bardziej długofalowe niż tak z sezonu na sezon, ale życie lubi zaskakiwać, a żużel to już w ogóle wymyka się wielu definicjom.

Rozumiem, że pan pozostaje w Orle na kolejny rok?

Jeżeli moja rola i wkład w rozwój klubu będą przydatne dla organizacji, to tak. Chciałbym tu zostać nie tylko teraz, ale na wiele lat, ale mogę okazać się zbędny. Mam jakąś wizję i pomysł, lecz tu trzeba wielu rąk do pracy i podążania w jednym kierunku, zaufania i konsekwencji. Nie rozpycham się łokciami, trzeba uwierzyć w to co robię i moją dobrą wolę.

Wiemy, że w trakcie sezonu różnie wyglądały relacje na linii Patrick Hansen - klub. Rozmawialiście po tym wszystkim? Jego w Orle na sezon 2026 na pewno nie będzie?

Patrick wystąpił w pełnym meczu w Bydgoszczy, potem nie mieliśmy już zbyt dużego kontaktu. Moim zdaniem jako organizacja staraliśmy się mu podarować jak najwięcej szans, daliśmy mu wiele i nie dam sobie wmówić, że nie. Chcieliśmy zrobić dobry "spin" PR-owy wokół jego powrotu na tor, ale wyszło trochę odwrotnie. Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane… Jest wolnym zawodnikiem i trzymam za niego kciuki w dalszej karierze.

Trener Maciej Jąder zostanie z drużyną na przyszły sezon?

Myślę, że tak. Ostateczna formuła całego pionu sportowego jeszcze nie jest znana, finalnie to jest też decyzja Witolda Skrzydlewskiego. Tak samo, jak z zawodnikami, mogę tylko prowadzić rozmowy, używać kontaktów, przedstawiać argumenty, pokazywać liczby, ilustrować wszystkie informacje, sugerować pewne rozwiązania, lecz decyzji finalnych nie podejmuję. Jest sporo znaków zapytania i mam nadzieję, że ta układanka zostanie domknięta w najbliższym czasie, bo już jest na to czas.

Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (31)
avatar
Józef B
10.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Skrzydlewski wziąłeś Pan pseudo-menadżera pseud-trenera to Pan masz.
Widać następny sezon tez w ich rekach, może lepiej od razu rzucić czapką i przenieś się do III-ligi i wstydu sobie
Czytaj całość
avatar
Don Ezop Fan
3.10.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Konikiewicz pocisnal Jana Chorosia, a Czekanski siedzi cicho. 
avatar
EddiePpw
3.10.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
A więc jednak, tradycyjnie, tor... :))) 
avatar
J.A.P
3.10.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Problem jest podobny jak w Częstochowie, Rybniku i w innych Klubach gdzie prezes jest one man show... Ludzie nie muszą znosić ich grymasów... myślę, że prędzej, czy później dojdzie do zmiany wł Czytaj całość
avatar
Marcin
3.10.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No właśnie problem tego klubu to prezes i dyrektor. Obydwoje to mężowie godni zaufania. 
Zgłoś nielegalne treści