Na śmierć skazano silniki Diesla oraz benzynowe, które mają zostać zakazane do sprzedaży od 2035 roku. Trwa walka jednak o to, by decyzja została zmieniona i kto wie, czy nie dojdzie do zwrotu akcji w tej sprawie. Derek Baker, długoletni sponsor m.in. Craiga Cooka, Stevena Worralla, a obecnie Leona Flinta zauważa, że decyzja o wycofaniu takowych jednostek napędowych może odbić się na... żużlu.
- To może zabić ten sport w obecnej formie. Nikt nie pomyślał o tym poważnie. Jeśli nic się nie zmieni, trudno być optymistą co do przyszłości tego sportu - mówi Baker w rozmowie ze "Speedway Star". Zauważa, że zawodnicy będą mieli ogromne problemy z dojazdami na zawody pojazdami elektrycznymi.
ZOBACZ WIDEO: To będzie trudna zima dla Ratajczaka. Zawodnika czeka długa rehabilitacja
- Weźmy na przykład Bena Barkera z Kornwalii. Jeśli miałby startować w Glasgow czy Edynburgu, podróż zajęłaby mu dni, a nie godziny - to 450–500 mil. Musiałby zatrzymywać się co 100 mil, żeby ładować akumulator. Mamy dieslowskiego Mercedesa Sprintera o masie 3,5 tony. Z ładunkiem półtorej tony przejedzie 400 mil. Elektryczna wersja może zabrać tylko 750 kilogramów i przejedzie z tym zaledwie 100 mil - zauważa Baker.
Sponsor brytyjskich zawodników zauważa, że przy takim ładunku zabrać można dwa motocykle, ale nie cały sprzęt - skrzynki na narzędzia, zapasowe koła i całą resztę, która potrzebna jest zawodnikowi do ścigania. Warto pamiętać, że często żużlowcy podróżują po całej Europie i w ciągu tygodnia odwiedzają kilka krajów - w weekend Polskę, we wtorek Szwecję, a w środę Danię.