Słoweniec musi szukać swojej szansy w dość niekonwencjonalny sposób, bo w środowisku wciąż nie ma zbyt dobrej opinii, a wielu działaczy obawia się prowadzić z nim rozmowy, bo nie mają pewności, czy zawodnik będzie reprezentował ich klub z pełnym zaangażowaniem.
Matej Zagar zdaje sobie sprawę ze swoich wad, dlatego zainteresowanym klubom proponował podpisanie umowy bez kwoty gwarantowanej na przygotowanie do sezonu. Zarobiłby więc tylko tyle, ile byłby w stanie wywalczyć sobie na torze. Przynajmniej w teorii klub nic by nie ryzykował, a w razie, gdyby doświadczony żużlowiec zupełnie zawodził, to bez żalu można byłoby szukać innej opcji wśród dostępnych zawodników na rynku transferowym.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Januszka, Murawski i Glazik
Oczywiście to nie oznacza, że 42-latek byłby gotowy jeździć na promocyjnych warunkach. Za każdy zdobyty punkt chciałby bowiem otrzymywać aż 6 tysięcy złotych. Taka była właśnie jego propozycja dla klubów Metalkas 2. Ekstraligi, a przecież żużlowiec długo był łączony właśnie z H.Skrzydlewska Orłem Łódź. Ostatecznie wszystko wskazuje na to, że w jego miejsce klub pozyskał jeszcze tańszego Timo Lahtiego.
Zakładając powtórkę z tego sezonu i zdobycie przez niego 127 punktów, to na takich warunkach Zagar byłby w stanie zarobić 762 tysiące złotych. Gdyby Słoweniec zdecydował się na rynkową stawkę, czyli 300 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 4 tysiące złotych za punkt, zgarnąłby 808 tysięcy złotych. Wychodzi więc na to, że klubom opłacałoby się zatrudnić go na warunkach oferowanych przez niego.
Zagar nie jest zresztą jedynym doświadczonym zawodnikiem, który wciąż szuka klubu na kolejny sezon. W podobnej sytuacji jest choćby Nicolai Klindt, Kenneth Bjerre, czy Jonas Seifert-Salk, a potwierdzony cały czas nie jest Nicki Pedersen. Czekanie na wiosnę może okazać się więc dość ryzykowne, bo rywalizacja o kontrakt wcale nie musi być łatwiejsza niż obecnie.
Przypomnijmy, że w tym roku okres transferowy rozpoczyna się 16 listopada i kończy 20 listopada.